marudzenie i krytyka

Marudzenie i krytyka. Jak oczyścić z nich swoją głowę?

Dagny Kurdwanowska

Wulgaryzmy i przekleństwa są jak klątwa, a dobre słowo nic nie kosztuje. Przeczytaj inspirującą rozmowę z Ewą Foley.

To, co mówimy i w jaki sposób mówimy ma ogromny wpływ na życie nasze, naszych bliskich, współpracowników. Dlatego warto mądrze i świadomie zarządzać swoimi słowami i myślami. Co zrobić, by uwolnić się od narzekania, smęcenia i marudzenia? Przeczytaj rozmowę Dagny Kurdwanowskiej z Ewą Foley, w której ceniona promotorka pozytywnego życia tłumaczy, dlaczego narzekanie jest bezsensownym nawykiem, jak go zmienić, czy słowa dają władzę, dlaczego samoświadomość jest tak istotna, co to jest NPK i dlaczego warto z nim skończyć. Marudzenie i krytyka. Jak oczyścić z nich głowę?

Mówi się, że narzekanie to narodowy sport Polaków. Potrafimy narzekać na wszystko – że pada, że nie pada, że za mało słońca albo za dużo. Do czego nam właściwie jest to narzekanie potrzebne?

Temat rzeka. Kiedyś moja nauczycielka Louise L. Hay powiedziała – Myśli i słowa mają wielką moc i tworzą naszą rzeczywistość. Wybierajmy je więc mądrze. Narzekanie prowadzi tylko do tego, że mamy więcej tego, na co narzekamy. Wybieranie narzekania jest więc niezbyt rozsądne, po prostu głupie…

Czyli jeśli narzekamy, że pada, to ten deszcz nam będzie dwa razy bardziej przeszkadzał?

Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to zawsze chodzi o energię. Jeśli naszą uwagę skupiamy na czymś, na co właśnie narzekamy, to tego po prostu dostajemy więcej. Jeśli skupiamy się na dobrostanie, dobrobycie, miłości i wdzięczności mamy więcej dobrostanu i miłości oraz więcej powodów do wdzięczności. Skupiając się na niedostatku i braku, mamy więcej niedostatku i braku. Dlatego narzekanie jest tak bezsensownym nawykiem. Wiele lat temu uczestnicy moich szkoleń rozwoju osobistego w Australii nazwali mnie „common sense teacher” – nauczycielka zdrowego rozsądku. Zdrowy rozsądek nakazywałby, żeby nie narzekać, nie plotkować i nie marnować czasu na ględzenie, stękanie i smęcenie. Ale ma pani rację, że narzekanie jest takim narodowym nawykiem Polaków. W Australii – mojej drugiej ojczyźnie, bo zostałam „żoną dla Australijczyka” 33 lata temu – ludzie ten nawyk praktykują znacznie rzadziej. Kiedy moi rodzice przyjechali pierwszy raz mnie odwiedzić w Sydney, z zaskoczeniem stwierdzili, że może być inaczej. Tam wszyscy – nawet przypadkowi przechodnie na ulicach – witają się ze sobą uśmiechem, radośnie dodając: Hello, what a lovely day! (Cześć, jaki uroczy dzień!). Australijczycy często używają słowa lovely, czyli ślicznie, pięknie, przyjemnie, miło, czarująco, uroczo. Jak ślicznie wyglądasz! Jaka piękna pogoda! Jak miło cię widzieć (Lovely to see you). I nawet, kiedy pada deszcz, to dla nich i tak jest lovely.

Słowa mają swoją moc?

Tak, wierzę że słowa mają moc! Dlatego wiele lat temu, zainspirowana przez moją nauczycielkę Louise Hay, uruchomiłam najpierw osobisty, a potem narodowy projekt uważniejszego słuchania tego, co się mówi. Okazało się wtedy, że i mnie zdarza się narzekać, krytykować, osądzać, plotkować. Nic dziwnego więc, że byłam osądzana, krytykowana i plotkowano o mnie. Wymyśliłam więc pewną teorię i zadałam swoim studentom ćwiczenie. Był to rodzaj postanowienia – koniec z NPK! Koniec z Narzekaniem, Plotkowaniem i Krytykowaniem.

Od czego zacząć?

Pierwszym krokiem jest podjęcie decyzji – kończę z NPK. Można zrobić sobie plakat albo rozwiesić w domu karteczki, które będą nam przypominały o tym postanowieniu. A potem trzeba zacząć siebie obserwować – nagrać kilka rozmów telefonicznych, prześledzić swoje wpisy, wiadomości w mediach społecznościowych i zobaczyć, ile procent każdej z nich zajmuje narzekanie, plotkowanie i krytykowanie. To może być kubeł zimnej wody. Większość ludzi, kiedy wykona to ćwiczenie, posłucha i poczyta siebie będzie zaskoczonych. Ja też byłam, kiedy zrobiłam to ćwiczenie po raz pierwszy. Myślałam, że jestem świadoma siebie, wiem, czego nie należy zrobić. A okazało się, jak bardzo umysł z rozpędu wchodził w nawyk marudzenia. Przez tydzień nie miałam nikomu niczego do powiedzenia! Za każdym razem, gdy otwierałam usta by coś powiedzieć, musiałam je od razu zamknąć, bo zdawałam sobie sprawę, że stary nawyk NPK jest mocniejszy niż mi się wydawało. To był interesujący czas. Wiele się dowiedziałam o sobie, praktykując uważność na wypowiadane słowa. To Arystoteles powiedział, że … stajemy się tym, co robimy najczęściej. Nawyki kształtują naszą tożsamość i naszą rzeczywistość. Dlatego powiem bez cenzury – won z tym nawykiem! (śmiech)

No właśnie, tylko, że te nawyki strasznie są oporne na zmianę.

Samo-świadomość i wiedza, jak i co mówimy to pierwszy krok do zmiany. Nie możemy niczego zmienić, dopóki nie uświadomimy sobie, co jest problemem. Na przykład to, że 80% moich rozmów z ludźmi poświęcam na narzekanie. To czas zmarnowany. Jest nie do odzyskania. A proszę mi powiedzieć, czy mamy coś cenniejszego niż czas? To jest przecież czas naszego życia – jedyna rzecz, jaką naprawdę mamy do dyspozycji. Codziennie każdy z nas dostaje całkiem nowe 24 godziny. I co my z tym czasem zrobimy jest naszym wyborem. Nie marnujmy go na bezsensowne narzekanie, marudzenie i jęczenie. Bardzo często ta świadomość ludziom wystarcza. Biorą głęboki oddech i mówią – OK, zmienię to, będę bardziej świadomie używać słów i języka.

W jaki sposób?

Przez ciągłe, świadome obserwowanie siebie. Tu nie ma drogi na skróty. Nazywam tę praktykę samo-obserwacją. Uświadamiam sobie, co dobrze działa i przynosi świetne efekty, zatem wprowadzam to do mojego życia jako swój nowy nawyk, a stare ograniczające nawyki usuwam, po prostu z nich rezygnuję. Tę technikę nazywam: „Won z mojego życia!”. To mocne stwierdzenie, ale myślę, że adekwatnie wyraża mocną decyzję, że DOSYĆ!

Ta negatywna energia, którą sami sobie produkujemy ma wpływ na wszystkie sfery naszego życia? Na pracę, związek partnerski, relacje z bliskimi?

Nie mam co do tego wątpliwości. Wierzę, że taka niefrasobliwość i niechlujność językowa rozlewa się na wszystkie obszary życia. Jeśli ja jako kobieta pozwolę sobie kilka razy odezwać się w sposób niegrzeczny czy nieuprzejmy do swojego męża, do swoich dzieci, to za chwilę taki sposób rozmawiania stanie się w tej rodzinie nawykiem komunikacyjnym. W mojej rodzinie mamy taką umowę: nie używamy wulgaryzmów, nie przeklinamy, odzywamy się do siebie życzliwie, traktujemy siebie serdecznie. Nie podnosimy też na siebie głosu. Jeśli ktoś ma ochotę sobie powrzeszczeć, może iść do lasu, który jest niedaleko albo wyżyć się na siłowni.

To, że traktujemy się życzliwie nie oznacza wcale, że nie dajemy sobie prawa do wyrażania złości, prawda?

Oczywiście. Złość można, a nawet trzeba wyrażać. Wszystko jest kwestią adekwatności reakcji. Psychoneuroimmunologia to dziedzina nauki, która pokazuje, w jaki sposób nasza psychika, czyli nasze słowa wpływają na nasz system nerwowy i układ odpornościowy. Psycho-onkolodzy dowiedli, że im łagodniej i życzliwiej traktujemy siebie we własnej głowie (czyli w dialogu wewnętrznym), tym jesteśmy zdrowsi. To jest w naszym jednostkowym interesie i w interesie naszych rodzin. Jeśli nasi bliscy czują, że są z osobą, która dobrze i świadomie zarządza swoimi słowami, a więc także emocjami, to czują się bezpiecznie. Wiedzą, że to jest przewidywalna osoba, która z byle powodu nie nakrzyczy, nie zbluzga, nie uderzy w twarz, nie odepchnie, nie porzuci. Niezwykle ważne jest, żeby w naszych relacjach i komunikacji zachować klasę i elegancję.

I szacunek dla drugiej osoby.

Tak, oczywiście. Chodzi o to, żeby reagować adekwatnie do sytuacji. Bo jak wygląda nieadekwatna reakcja? Na przykład sytuacja, w której mąż wraca z pracy, widzi porozrzucane zabawki, zaczyna je kopać i krzyczeć, a wszystko dlatego, że jest wściekły na szefa. Adekwatną reakcją w takiej sytuacji byłoby, gdyby ten mężczyzna założył adidasy, przebiegł kilka kółek wokół domu, rozładował swoją złość, stres i wyluzowany i uśmiechnięty wrócił do swojej rodziny.

To wymaga samoświadomości.

I tu koło się zamyka. Tak, muszę uświadomić sobie, co mówię, jak myślę, jak postępuję, co czuję, w co wierzę – żeby móc zmieniać swoje nawyki. Modne jest teraz mówienie: nie oceniaj. Ale przecież muszę siebie ocenić, żeby zdecydować, co robię dobrze i mądrze, a co nie.

Pewnie wiele zależy od tego, w jaki sposób dokonujemy tej oceny. Jeśli powtarzamy sobie – znów zawaliłaś, ale jesteś beznadziejna, to nie ma w tym przestrzeni na samoobserwację.

Oczywiście, trzeba to robić tak, żeby od samego siebie się dowiedzieć, co nas wspiera i rozwija, a co nas niszczy i obniża nasze siły. Można też słowo „oceniać” zastąpić słowem „oszacować”. Musimy umieć oszacować swoje zachowania i nawyki. Samo-oszacowanie to bardzo dobry i przydatny nawyk. Jestem wielką fanką i propagatorką samo-świadomości, samo-oszacowania i samo-dyscypliny. Pewnie, że łatwiej jest pokazać na kogoś palcem i powiedzieć: to twoja wina, to przez ciebie tak się czuję, to ty mi zrobiłeś krzywdę, to przez ciebie jestem chora, etc etc.

Szukanie winy w innych odsuwa naszą uwagę od tego, z czym sobie nie radzimy?

W pewnym sensie, bo kiedy pokazujemy na kogoś palcem i mówimy, że jest winny, to pozostałe trzy palce dłoni są skierowane na nas. I to już jest kwestia tego, czy potrafimy wziąć odpowiedzialność za nasze życie, za nasze słowa, za to, co wychodzi z naszych ust. Wróćmy na chwilę do przeklinania – jeśli my-kobiety będziemy pozwalać, żeby w naszym towarzystwie przeklinano, to coraz więcej osób zacznie to robić.

My same też zaczniemy?

Tak. Ostatnio byłam świadkiem nieprawdopodobnej sceny. W eleganckim salonie kosmetycznym siedziały dwie młode dziewczyny, opowiadały sobie coś ważnego i co chwila dorzucały jakiś wulgaryzm. Byłam w szoku, że młode kobiety tak przeklinają. Słowa na ”k” używały jako przecinka.

Wiele razy obserwowałam, zwłaszcza w środowisku zawodowym, że kobiety zaczynają przeklinać, kiedy pojawiają się w grupie konflikty, których nie udaje się z różnych powodów rozwiązać. Tak jakby inaczej nie potrafiły pokazać swojej złości.

Bardzo ciekawa obserwacja. Ja jestem z innego pokolenia – uważam, że kobiecie po prostu nie przystoi takie zachowanie, nie wypada. Przez wiele lat pracowałam w korporacjach, w męskim środowisku i wszyscy moi współpracownicy wiedzieli, że przy Ewie się nie przeklina. I koniec. Sama nie przeklinałam i bardzo ostro reagowałam, gdy ktoś zaczynał „rzucać mięsem”.

Im więcej przeklinania, tym więcej złej energii wokół nas? Tym gorsze mamy samopoczucie?

Tak myślę. Przeklinanie, które staje się nawykiem będzie zanieczyszczało nasze życie. Jestem też joginką. Wiele lat praktykowałam medytację, praktyki oddechowe i jogę w aśramie. Mieliśmy dyżury w kuchni i panowała tam pewna zasada – zanim można było zabrać się za gotowanie, trzeba było pomedytować, iść do lasu, oczyścić umysł z tego, co negatywne. I dopiero wówczas można było dotykać jedzenia. Tak to działa – to, co ja włożę w to jedzenie, ktoś będzie jadł. To może być miłość, wdzięczność, ale może być też irytacja, złość. Kiedyś zwróciłam na to uwagę mojej mamie – akurat gotowała krupnik, trzaskając z irytacją garnkami, pokrywkami. Najpierw się na mnie obruszyła, ale potem postanowiła się trochę uspokoić i skończyła gotować już w innym nastroju. Kiedy mój tata przyszedł i zjadł ten krupnik, powiedział : Ta zupa mi dziś wyjątkowo smakuje. Bo włożyłam w nią wiele miłości – uśmiechnęła się moja mama i tak powstała rodzinna anegdota.

Coś w tym jest, bo mi nigdy nie wyszło nic, co gotowałam w złości…

No właśnie. Ludzie odbierają taką subtelność energetyczną. Słowa niosą ładunek energetyczny. Przekleństwo, wulgaryzm są jak klątwa. Jeśli ja komuś powiem – Ty kretynie! Ty idioto! – to jest to w pewnym sensie rzucenie klątwy. Jeśli trafimy na osobę wrażliwą, otwartą, to takie ostre słowa wchodzą w nią jak w masło, niszczą poczucie własnej wartości i osłabiają. Możemy ludzi zaczarować pozytywnie wspierającymi słowami: Piękny dzień, super dziś wyglądasz. Na pewno ci się uda. Dasz radę. Podobasz mi się. Masz piękny uśmiech. Kocham cię. Lubię w tobie… np. twój entuzjazm. Dzięki takim stwierdzeniom sprawiasz, że ludzie dobrze się czują i są szczęśliwi. I to jest wpływ jaki mamy na szczęście innych ludzi.

Można powiedzieć, że słowa dają nam ogromną władzę nad tym, jak inni będą się czuli.

Tak, ale przede wszystkim dają nam władzę nad swoim samo-poczuciem. Jeśli pielęgnujemy pozytywny dialog wewnętrzny, dajemy sobie głaski, będzie nam ze sobą lepiej. Louise Hay – o której już wspominałam – zadawała nam w czasie szkoleń ćwiczenie z lustrem, trywialnie proste. Polegało na tym, żeby stanąć przed lustrem, najlepiej rano i powiedzieć sobie kilka dobrych słów: jesteś w porządku, jesteś piękna, kocham cię.… Jeśli kocham cię jest zbyt trudne, powiedz – Lubię cię, jesteś fajna, to będzie dobry dzień. W ten sposób właśnie poprzez język i słowa, wpływamy na swoje samopoczucie i samopoczucie innych. To takie proste. Dobre słowo naprawdę nic nie kosztuje. (śmiech)

Przeczytaj także: ABC PRAKTYKOWANIA WDZIĘCZNOŚCI

A jednak w polskiej rzeczywistości tych złych słów, negatywnych myśli jest znacznie więcej. Pomyślałam sobie ostatnio, że to okropne czasy, kiedy ludzie cieszą się z tego, że są najgorszego sortu.

To jest smutna refleksja. Podkreślam raz jeszcze – moim zdaniem bierze się to z niefrasobliwości, niechlujności językowej i braku świadomości. Wspaniale, jeśli ktoś po przeczytaniu naszej rozmowy zastanowi się przez chwilę, co i jak mówi. I kiedy będzie chciał przekląć, powiedzieć komuś coś przykrego, przypomni sobie, że słowa mają moc: mogą leczyć albo niszczyć, bo niosą ładunek energetyczny. A potem zastanowi się, czy to jest na pewno energia, jaką chce wysłać w świat. Na początek to wystarczy. Pamiętajmy o zasadzie BUMERANGU: to co wysyłasz, wróci do ciebie!

Jakich słów możemy się pozbyć ze słownika, żeby nam było lepiej?

Zrobiłam kiedyś taką listę.
Zamieniłam powinnam na mogłabym,

Błąd na lekcję

Nie mogę na mogę

Muszę na chcę

Spróbuję na zrobię to/uda mi się

Któregoś dnia na dzisiaj

Tak, ale na rozumiem

Problem na sposobność

Zestresowana na umotywowana

Trudne na łatwe

Niemożliwe na możliwe

Ja, mój, mnie na ty, twój, twoje

Zacytuję jeszcze Louise Hay: Wybór tego co mówimy i sposób w jaki to robimy, może być równie prosty jak to, czy budząc się rano i widząc padający deszcz mówimy: Co za okropny dzień lub po prostu: Cóż za mokry dzień. To kompletnie inne podejście, mimo, że nie zmieni to pogody, zmieni jednak nasze nastawienie do niej.

Są pewnie osoby, które przeczytają naszą rozmowę i pomyślą, ale bzdury. Nie można przecież być ciągle pozytywnym.

I wcale nie o to chodzi – nie da się być ciągle pozytywnym. Chodzi o to, żeby być jak najczęściej świadomym. O to, żeby być świadomie radosnym i świadomie oraz adekwatnie złym, smutnym, zirytowanym. Na pewne rzeczy trzeba się zezłościć. Choćby po to, żeby postawić swoje granice i powiedzieć – Nie! Nie pozwolę ci tak się do mnie odzywać. Nie zgadzam się na takie mnie traktowanie. Celem nie jest to, żeby się przez cały czas cieszyć i chachać, ale o to, by świadomie zarządzać sobą i rozumieć, jak słowa kształtują naszą rzeczywistość. To jest właśnie prawdziwa moc słów.

Rozmawiamy krótko przed świętami. Niektórzy mówią, że dla Polaków to taki czas, kiedy każdy dużo się napracuje, po to, żeby rodzina mogła usiąść razem przy stole i się pokłócić. Co możemy zrobić, żeby nie powielać tego okropnego nawyku?

To ważne pytanie… Nie mam na nie prostej odpowiedzi. Wierzę, że po części jest to kwestia kultury osobistej, ale także osobistej decyzji. Wystarczy, że jedna osoba w rodzinie podejmie decyzję, że już tak nie chce spędzać świąt, nie chce się już kłócić i ogłosi to rodzinie – Umówmy się, że podczas tych Świąt Bożego Narodzenia zachowamy klasę, zachowamy kulturę, będziemy wobec siebie uprzejmi i łagodni… to wtedy, hm! za taką umową może przyjść do tej rodziny TSUNAMI ŻYCZLIWOŚCI I SZCZĘŚCIA. Ta jedna osoba, która świadomie postanowi coś zmienić, ma szansę zmienić nawyki komunikacyjne rodziny. Lubmy się po prostu i szanujmy. To jest jedyne życie jakie mamy. To nie próba generalna ani test. To jest to!!

***

Ewa Foley jest cenioną promotorką pozytywnego życia, doradcą rozwojowym. Jest autorką popularnych poradników zwanych „trylogią życia”: ZAKOCHAJ SIĘ W ŻYCIU – podręcznik małych i dużych kroków dla poszukującej duszy, POWIEDZ ŻYCIU TAK – poradnik dobrostanu oraz BĄDŹ ANIOŁEM SWOJEGO ŻYCIA – jak oczyszczać i wzmacniać energię życiową.

Przeczytaj także