Jarosław Gibas

Aktualizuj system

Co się dzieje, gdy nie aktualizujemy przekonań na temat siebie, związku, miłości i wciąż żyjemy tym, co było kiedyś? Przeczytaj rozmowę z Jarosławem Gibasem, socjologiem i coachem.

W cyklu „Sukces we dwoje” tym razem Olga Kozierowska i Dagny Kurdwanowska rozmawiają o potędze przekonań, które mamy na swój temat i z którymi wchodzimy w relacje. O tym, co zrobić z naszym bagażem doświadczeń, jak pomaga nam uważność, dlaczego i w jaki sposób aktualizować swój system przekonań oraz dlaczego nie warto czekać z tym aż w związku pojawi się kryzys opowiada Jarosław Gibas, autor książek z obszaru inteligencji emocjonalnej i duchowej, socjolog i trener umiejętności miękkich, coach specjalizującym się w coachingu transpersonalnym.

Posłuchaj rozmowy Olgi Kozierowskiej


Dagny Kurdwanowska: Podobno pierwsze przekonania na temat siebie zaczynamy kształtować, kiedy mamy dwa lata.

Jarosław Gibas: Prawdopodobnie tak, choć są na ten temat różne teorie. Problem nie leży jednak w tym, kiedy przekonania zaczynają się kształtować, ale jak intensywnie się kształtują.

No właśnie. Zanim dojdziemy do dorosłości, obrastamy skorupą przekonań – na temat siebie, na temat związków, miłości, partnerów.

To przepotężny bagaż doświadczeń. Te przekonania bardzo często stanowią barierę w naszym życiu. Dzieje się tak, ponieważ przekonanie wynika z określonej oceny. Oceniamy, że coś jest takie, a nie inne. Takim przekonaniem może być przeświadczenie, że przyczyna A za każdym razem wywoła skutek B. Na przykład, młody chłopiec uważa, że jeśli podejdzie do dziewczyny, to na pewno się skompromituje i ona go wyśmieje. Mija 20 lat, chłopiec jest już dorosłym mężczyzną i wciąż powtarza sobie – nie mogę podejść do tej kobiety, bo ona się będzie ze mnie śmiała. W tej drugiej sytuacji już w samym założeniu kryje się błąd logiczny, ponieważ nigdy przyczyna A się nie powtarza. Nasze życie się zmienia, my się zmieniamy, rzeczywistość się zmienia. A zatem to, co było w naszej młodości „przyczyną A” dwadzieścia lat później już nią nie jest. Z tego wynika, że jeśli przyczyna A nie może się powtórzyć, nie powtórzy się także skutek B. W psychologii takie przekonanie nazywa się zdezaktualizowaną strategią.

To rodzaj zapętlenia?

To efekt tego, że nie aktualizujemy swojego systemu. Uznajemy, że to, co kiedyś było aktualne, np. moje podejście do dziewczyn w podstawówce dziś również pozostaje aktualne. Krzywdzimy się, idąc z takim nieaktualnym przekonaniem przez życie.

Wciąż widzimy tę samą dziewczynę?

Raczej widzimy wciąż tego samego siebie w takiej samej sytuacji. Bo dziewczyna może się zmieniać, ale my uważamy, że sam akt podejścia do niej spowoduje to, że nastąpi kompromitacja. Pracując w coachingu z osobami, które posługują się zdezaktualizowanymi strategiami, tłumaczę, że pierwszy krok polega na tym, by uświadomić sobie, że posługujemy się taką zdezaktualizowaną strategią. Często na warsztatach cytuję fragment piosenki Elektrycznych Gitar – „Wsiadł do autobusu człowiek z liściem na głowie”. Jeśli siedzisz w autobusie i nie wiesz, że masz liść na głowie, to nie sięgniesz ręką, żeby go zdjąć.

Wygląda prosto, tylko jak my się mamy w ogóle o tym liściu dowiedzieć?

Trzeba sobie uświadomić, co tak naprawdę jest naszym motywatorem. Co powoduje, że w określonych sytuacjach i relacjach zachowujemy się w określony sposób? Przyglądając się temu zastanówmy się, co jest tego powodem. Dzięki temu dość szybko jesteśmy w stanie odkryć strategie, które stoją za naszym działaniem. Jeśli jesteśmy w stanie obserwować siebie z dystansu, rozgryziemy w końcu, dlaczego właściwie zachowujemy się tak, jak się zachowujemy – dlaczego mnie tak drażni ta podniesiona deska klozetowa? Sami jesteśmy w stanie ocenić, czy za tym nie stoi przypadkiem jakaś zdezaktualizowana strategia, czyli coś, co było prawdą kilkanaście lat temu, a co dziś nie jest już prawdziwe.

Często taka świadomość rodzi się dopiero, kiedy w związku pojawia się kryzys.

I to już jest stanowczo za późno. Kiedy odkrywamy, że stało się coś złego, w naszej relacji zazwyczaj odczuwalne są już określone skutki. Coś zostało zburzone. Uznajmy, że relacja, którą budujemy z partnerem także wymaga świadomości „liścia na głowie”. Ludzie popełniają błąd, dbając o związek tylko w jego początkowej fazie.

Wtedy, kiedy niesie nas entuzjazm.

Co więcej, na fali tego entuzjazmu jesteśmy w stanie sobie więcej wybaczyć. Mamy klapki na oczach i wielu rzeczy nie widzimy.

Podniesiona deska w toalecie nam jeszcze tak bardzo nie przeszkadza.

Zgadza się. W tym okresie skupiamy się na innych rzeczach. To tak, jakby iść po ulicy mając przed oczami zwiniętą w rulon gazetę. Widzimy tylko to, co widać przez gazetę, a nie widzimy tego wszystkiego, co dzieje się dookoła. Prosty przykład: jesteśmy w fazie budowania relacji i wybieramy się razem na wakacje. Spędzamy tydzień ze sobą, chodzimy na spacery, kochamy się, jemy kolację w restauracjach, jest wspaniale. Problem polega na tym, że wówczas koncentrujemy się tylko na tym, co w związku jest przyjemne, pożyteczne i co daje nam radość. Jeśli z tym samym partnerem zaczynamy mieszkać, sytuacja się zmienia. Odkładamy gazetę i nagle widzimy wszystko, czego wcześniej nie dostrzegaliśmy. Na przykład to, że trzeba zrobić opłaty za prąd. Wtedy romantyzm zaczyna nam trochę przygasać, bo pojawia się rzeczywistość. O związek i budowanie relacji trzeba dbać każdego dnia. Ilekroć zrolujemy gazetę i przez nią będziemy patrzeć na świat, zawsze coś nam umknie.

Czasem czujemy, że coś jest nie tak, ale zamiast poszukać liścia na swojej głowie, zaczynamy od pomysłu na zmianę przekonań partnera.

Jednocześnie nie widząc, że problem leży po naszej stronie.

Do czego prowadzi taka strategia?

Jeśli będziemy próbowali zmienić wyłącznie oczekiwania i przekonania partnera, to mamy dwie możliwości. Pierwsza jest taka, że partner rzeczywiście się zmieni. Ale, czy my na pewno jesteśmy w stanie szanować kogoś, kto całkowicie zmienił się pod nas, nie zostawiając nic swojego? Nie do końca. Jeśli kogoś tak łatwo zmienić, że nie zostawia przestrzeni na to, co jest jego, przestaje być dla nas ekscytujący. Druga możliwość jest taka, że partnera nie udaje nam się zmienić i wówczas pojawia się rozczarowanie. Przychodzi myśl – To nie jest ten związek. Wracamy do punktu, w którym rolujemy gazetę i widzimy tylko wycinek rzeczywistości. Umyka nam to, że część problemów jest po naszej stronie. Budowanie relacyjności wymaga dwóch stron. Zamiast tego ludzie bardzo często obarczają się winą i rozczarowaniem za niespełnione oczekiwania. Są zawiedzeni, kiedy nie zostaną one spełnione. Ale jest teraz na świecie nowy trend, który mówi, że każdy związek może zostać zakontraktowany na każdym jego etapie.

Co to znaczy?

Załóżmy, że jesteśmy małżeństwem. Spotykamy się i podpisujemy ze sobą kontrakt. Ja mam taką potrzebę, żeby raz na dwa tygodnie iść z kolegami na piwo. Na co pani jako żona mówi – OK, a ja mam potrzebę taką, żebyś raz na dwa tygodnie zabrał mnie na randkę do restauracji. Nieważne, że jesteśmy małżeństwem z ośmioletnim stażem, ja wciąż potrzebuję zainteresowania, romantyzmu. Innymi słowy kontrakt to świadome wymienianie się potrzebami.

Wymieniając się potrzebami przestajemy skupiać się na oczekiwaniach?

Tak. Druga ważna rzecz w kontrakcie polega na przełamaniu tabu niemówienia tego, co chcemy sobie powiedzieć. Często żyjemy z drugą osobą, nie tylko dobrze jej nie znając, ale także nie dając poznać siebie. Dotyczy to wielu przestrzeni życia – od wyjazdu na wakacje, przez seks i potrzeby seksualne, po wspólne podejście do wychowywania dzieci i sposobu spędzania wolnego czasu. Ludzie nie są świadomi tych potrzeb, ponieważ się ze sobą nie komunikują. I kobiety, i mężczyźni popełniają ten błąd. Kobiety, ponieważ uważają, że partner powinien wszystkiego się domyślić, a my, drogie panie, nie jesteśmy w stanie tego zrobić, więc musicie nam po prostu o swoich potrzebach opowiedzieć. Jeśli ty mi nie powiesz, czego oczekujesz, to ja najprawdopodobniej zachowam się zupełnie inaczej, nie będąc świadomym, że robię coś nie tak. Bo skąd mam to wiedzieć? Potrzebny jest wyraźny instruktaż, co robić, a czego nie robić. Musimy to nawzajem o sobie wiedzieć.

Co się dzieje, kiedy już to wszystko o sobie wiemy?

Przede wszystkim ryzyko, że się pokłócimy bardzo się zmniejsza, bo znamy swoje oczekiwania i wiemy, czego unikać. Jeśli zbierzemy to wszystko razem, okazuje się, że mamy dużo większe szanse na zbudowanie związku opartego na szacunku, miłości, ale także na solidnej wiedzy o sobie. Mam taką ulubioną zabawę, która funkcjonuje pod różnymi nazwami, a ja stosuję ją pod nazwą „Mądry-głupi”.

Na czym polega ta zabawa?

Zakładamy, że każdy z partnerów ma prawo do tego, by być i mądrym i głupim jednocześnie. Jeśli czynimy takie założenie, to nawet, jeśli ktoś nam powie w złości „Ty głupku”, to nie jest w stanie nas obrazić. Mam świadomość, że może w tym momencie jestem głupi, ale za chwilę mi przejdzie i znowu będę mądry. Jeśli umawiam się z żoną, że gramy w tę grę, to kiedy ja jestem głupi, proszę ją, żeby ona w tym momencie była mądra. Bo jeśli oboje jednocześnie będziemy głupi, to na pewno się nie dogadamy. Wyobraźmy sobie sytuację, że wracam po pracy do domu, coś mi nie poszło i strzelam focha. Żona widzi, że ja mam tego focha i wie, że w tym momencie jestem głupi. Jeśli i ona strzeli focha, to oboje będziemy głupi i mamy impas. Co więcej, nastąpi efekt kuli śniegowej i będziemy wzajemnie nakręcać negatywne emocje. Dlatego proszę ją, żeby była mądra. Bo, co robi mądry, kiedy spotyka się z głupim? Przeczekuje, bo z głupim nie da się dogadać. Drodzy Państwo, jeśli dobrze rozegracie to w swoich związkach, kłótnia jest niemożliwa.

Czyli znów dbamy o to, żeby odstawić od oka tę zrolowaną gazetę?

Cały czas o to dbamy. Bo jeśli ciągle trzymamy ją przy oku, to możemy myśleć wyłącznie o tym, jak ten partner nas właśnie wkurzył. A może on miał nieprzyjemny dzień w pracy, może coś mu się nie udało? Stajemy się w ten sposób tolerancyjni wobec swoich nastrojów, samopoczucia i akceptujemy, że partner może mieć gorszy humor.

Ale to z kolei wymaga choćby minimalnej uważności.

Uważność jest kluczem, nawet nie minimalna. Uważność jest tak istotna, ponieważ decyduje o tym, że jesteśmy obecni tu i teraz. Nie interesujemy się tym, co ma być w przyszłości, bo nie znamy przyszłości. Znamy tylko nasze wyobrażenia na ten temat. Nie rozmawiamy także o przeszłości, bo ona także nie istnieje. W głowie funkcjonuje tylko jako wspomnienie. Uważność to obecność w teraźniejszości. Jeśli jestem obecny i uważny, to mogę też aktywnie słuchać. Nic z tego, co mówi partnerka mi nie umyka.

Uważność pomaga nam też zmienić przekonania w naszych głowach? Na przykład to, które powstało, gdy mama z babcią powtarzała, że na wszystkich mężczyzn trzeba uważać.

Mama z babcią nam to powtarzały, bo same miały taki filtr. A filtr nie musi już obowiązywać tu i teraz. Ten filtr to coś, co wynika z ich doświadczeń i przekonań. Pytanie, czy aby na pewno ci mężczyźni z przeszłości są tacy sami jak mężczyźni dziś. Ja mam wątpliwości. Przecież zupełnie zmienił się wzorzec męskości. Jeśli patrzymy więc przez filtr naszej mamy lub babci, to postrzegamy w ten sposób nie tylko świat, ale także siebie.

Czy uważność pomaga nam wsłuchać się w siebie i oddzielić to, co jest naszym głosem od tego, co w nas narosło przez lata i stało się tą skorupą, o której mówiliśmy na początku?

Jeśli rzeczywiście jesteśmy w stanie uważnie żyć i komunikować się z innymi, to jesteśmy w stanie w tej uważności odróżnić to, co jest naszym filtrem, czego my oczekujemy, jakich odpowiedzi szukamy, od tego, co tak słyszymy. Dzieje się tak, ponieważ uważność tworzy dystans. A ten jest niezbędny, żeby siebie obserwować. Podobnie można radzić sobie z negatywnymi emocjami. Pierwszym krokiem, o którym pisze David Goleman jest uświadomienie sobie w jakiej emocji się właśnie znajduję. To świadomość tego liścia na głowie. Już sam fakt uświadomienia sobie tej emocji, znacznie ją obniża. I dokładnie tak samo dzieje się z komunikacją i budowaniem relacji z drugim człowiekiem. Jeśli jestem świadomy tego, co się dzieje, jestem też w stanie odpowiednio zareagować.

Pytania o to, jak się czuję, czego potrzebuję, czego potrzebuje mój partner to nie są trudne pytania. Dlaczego więc nie mamy nawyku ich zadawania?

Bo wygodniej nam jest nie zadawać sobie tych pytań. Nasz mózg, żeby zaoszczędzić energię korzysta z automatyzmów. To nas uspokaja, wycisza i powoduje iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa. Nie pytamy więc, czy to, co czuję jest faktycznie tym, co myślę, że czuję. Czy to, co słyszę jest faktycznie tym, co jest do mnie mówione. To zjawisko nazywam repercepcją. A tak jak wspomniałem na początku aktualizacja systemu potrzebna jest cały czas. Jest świetne ćwiczenie, które stosuje się w nauce uważności. Spróbuj choć raz w tygodniu w biurze, w miejscu którym pracujesz wstać i przez 10 minut pochodzić, obserwując jak wszystko jest ustawione, jak ułożone są papiery, jak wygląda biuro – zaktualizuj system. Dokładnie tak samo jest ze związkiem. Jeśli aktualizujesz system na bieżąco, jesteś w stanie stwierdzić, jakie emocje się pojawiają, jakie są problemy, o czym należy porozmawiać, jakich zachowań należy unikać.

Czyli zawsze zaczynamy od siebie?

Zawsze. Jeśli nie zaczniemy od siebie, to błądzimy i projektujemy na otoczenie to, co nam się wydaje, że powinno być, a nie widzimy tego, co pod liściem, czyli tego, co najważniejsze dla nas.

A o co pytać, gdy chcemy zaktualizować system naszego związku?

Takich pytań jest wiele. Unikajmy pytań oceniających.

Na przykład „Dlaczego ty to znowu tak zrobiłeś?”.

Tak. W tym już się kryje bagaż negatywnych emocji. Stosujemy pytania, które mają nam pomagać zobaczyć, co się dzieje w partnerze. Co czuje? Jakie ma oczekiwania? Jakie ma potrzeby? W moim przekonaniu pytać o potrzeby powinniśmy zawsze, nawet po 20 latach małżeństwa.

Bo one też się zmieniają.

Jeśli nie aktualizujemy systemu, to wciąż tkwimy w tym, co było kiedyś. W efekcie przestajemy sobie z tym radzić. To tak jakby posługiwać się smartfonem, ale z systemem ze starej Nokii. Jeśli pozostajemy w relacji, którą stworzyliśmy w naszej głowie 10 lat temu i wciąż żyjemy tymi samymi przekonaniami, to tak naprawdę nie uczymy się tego związku. Nie wiemy, w jakim momencie się znajduje, ani dokąd zmierza. Często w takim momencie pojawia się zdrada. Większość z nas jest wówczas zaskoczona – jak to się mogło stać? A przecież nic się nie dzieje, ot tak, w ciągu sekundy. Jeśli przegapimy ten moment, tracimy świadomość związku. Jeśli zaś aktualizujemy system, jesteśmy w stanie wykryć problem na czas i sobie z nim poradzić.

***

W cyklu „Sukces we dwoje” przeczytaj także i posłuchaj rozmowy z Miłoszem Brzezińskim.