anoreksja

To był cholernie silny nałóg. Moda na A.

Katarzyna Marszałkowska

„Jak przyjdą rodzice, to im powiem, że już zjadłam kolację. A w ogóle to dziś zjadłam jajko, dwie cieniutkie kromki bułki (kajzerki), w szkole kanapkę z serem (z białego chleba, zaraz po piętce), w domu dwie gotowane marchewki i kawałek ciasta naleśnikowego.”

Gdy zachorowałam na anoreksję, był rok 1994, miałam 16 lat. Nie było Internetu, a słowa anoreksja czy bulimia nie figurowały nawet w słowniku wyrazów obcych. Co dwa tygodnie lądowałam u internisty w rejonie z coraz to nowymi objawami „nerwicy żołądka” i dostawałam kolejne zalecenia żywieniowe (odstaw pieczywo, nie pij mleka, jedz więcej gotowanej marchewki, nie jedz masła itp. itd.). W końcu pielęgniarka szkolna coś zaczęła podejrzewać i razem z wychowawczynią wezwały moich rodziców na rozmowę. Tak trafiłam do psychologa, psychiatry, endokrynologa, na grupę wsparcia, a nawet do holu psychiatryka, z którego uciekłam szybciej, niż tam weszłam.

Moja historia obala mit i stereotyp, jakoby anorektyczki i bulimiczki to dziewczyny, które obsesyjnie dbają o figurę. Nigdy nie byłam gruba, nie miałam nigdy grama nadwagi. Zawsze byłam wysportowana i zadowolona ze swojego wyglądu. W czasie wielu lat chorowania i leczenia poznałam dziesiątki dziewczyn (i paru chłopaków), które podobnie jak ja, wpadły w krąg jedzenia-niejedzenia nie poprzez odchudzanie, tylko… No właśnie, tylko co?

Jedzenie, niejedzenie, odchudzanie, objadanie się, rzyganie, przeczyszczanie to zachowania kompulsywne. Redukują napięcie, ciężko się od nich powstrzymać i bardzo szybko stają się nałogiem. To jednak jedyny wspólny mianownik powyższych zaburzeń odżywiania.

Jako anorektyczka byłam dumna z poczucia kontroli nad własnym życiem. To ja decydowałam, nie mój organizm. Głodziłam się, liczyłam, ile godzin wytrzymam bez jedzenia, liczyłam spożyte w ciągu dnia kalorie, wyznaczałam granice i trzymałam się ich. Broń Boże, żebym zjadła 50 kalorii więcej, niż sobie zaplanowałam. Wtedy cały system szlag trafiał. Dwa razy dziennie się ważyłam i codziennie musiało być mniej. Albo przynajmniej tyle samo, co wczoraj. Byle nie więcej! Codziennie przez przynajmniej dwie godziny musiałam się gimnastykować, spacerować albo jeździć na rowerze. Codziennie wstawać po 6 rano i uczyć się przynajmniej godzinę, zanim zrobiłam sobie pierwszą kawę albo herbatę. Rytuały, nawyki, nieprzekraczalne granice… Obsesje…

Było mi wciąż zimno, z czasem przestałam miesiączkować, spacerować i gimnastykować się, w domu tylko spałam, wieczorami tętno spadało mi poniżej 40 uderzeń na minutę i przy wzroście 170cm ważyłam 35kg. A za rok miałam maturę, do której nie dałam rady się przygotować. Postanowiłam „coś z tym zrobić”. Niestety nie wiedziałam, że nie da się tak po prostu pójść, zjeść i czuć się z tym świetnie. To był cholernie silny nałóg.

Jako bulimiczka nienawidziłam siebie. Średnio co drugi dzień chciałam umrzeć. Żeby rozładować napięcie, szłam do kuchni, żarłam, rzygałam i znowu siebie nienawidziłam. Czułam się jak szmata. Chciałam znowu mieć anoreksję i wszystko pod kontrolą. Wyglądałam jak chomik z powodu opuchniętych ślinianek. Miałam tachykardię i rany na rękach od kwasu żołądkowego.

Rzadko mam czas na siedzenie przed laptopem i przeglądanie Internetu, tak po prostu, ale jakiś czas temu przypadkowo trafiłam na informację o „modzie na A”. Wiem, że nie dotrę do wszystkich dotkniętych tą chorobą, choć bardzo bym chciała. Potrząsnąć tymi „modnymi”. Przemówić do nich. To bardzo ambitne i inteligentne dziewczyny. I bardzo nieszczęśliwe. A może by w kontrze rozpropagować modę na grypę? Albo modę na zapalenie zatok?

***

Gdzie uzyskać pomoc?

  1. Skorzystaj z pomocy specjalisty, psychologa, psychoterapeuty.
  2. Znajdź najbliższą Poradnię Zaburzeń Odżywiania.
  3. Możesz także skorzystać z telefon zaufania dla dzieci i młodzieży: https://116111.pl/

O autorce:

Katarzyna Marszałkowska – Tłumaczka, rękodzielniczka i technik weterynarii. Uzależniona od czytania książek. Ponad dziesięć lat walczyłam z anoreksją i bulimią, i walkę tę wygrałam, choć zostało mi po niej wiele rys na duszy i siniaków. Do dziś odwiedzam od czasu do czasu psychologa.

Pasjonatka psychologii i historii. Od kilkunastu lat prowadzę własne biuro tłumaczeń, w międzyczasie pomagam rozmową potrzebującym ludziom, a wiedzą zdobytą w szkole dla techników – zwierzakom. Trochę piszę i czasem coś rysuję, lubię antystresowe kolorowanki. Jestem szczęśliwą właścicielką dwóch psów i dwóch kotów.

Najnowszą książkę „Cień szczęścia”, która Katarzyna Marszałkowska napisała pod pseudonimem Anka Karlsson, można nabyć w formie e-booka tutaj!

Przeczytaj także