Dlaczego kobiety są dyskryminowane? Na zdjęciu: Zmartwiona kobieta przy biurku w pracy.

Dlaczego kobiety są dyskryminowane?

W ciągu ostatnich lat utrwaliła się gorsza sytuacja kobiet w porównaniu z mężczyznami na rynku pracy. Cechuje ją niższa aktywność zawodowa i niższe płace. Główną przyczyną takiego stanu są obowiązki rodzinne i domowe, które stanowią 32% wszystkich przyczyn bierności zawodowej kobiet. W przypadku mężczyzn stanowią jedynie 3%. Jakie są źródła dyskryminacji i jej konsekwencje? Olga Kozierowska rozmawia na ten temat w nowym odcinku podcastu Sukcesu Pisanego Szminką ze swoimi gośćmi – Kamilą Kurkowską, prezeską Fundacji Women in Law i mentorką prawniczek, dr Moniką Wieczorek, radczynią prawną, ekspertką do spraw przeciwdziałania mobbingowi i dyskryminacji oraz Miłoszem Brzezińskim, autorem, ekspertem w zakresie społecznego rozumienia zjawisk psychologicznych.

Olga Kozierowska: Badania pokazują, że rodzice chłopców wielokrotnie częściej zadają wyszukiwarkom internetowym pytanie: „Czy mój syn ma talent?”, „Czy mój syn jest geniuszem?” Rodzice córek natomiast szukają najczęściej kwestii związanych z wyglądem zewnętrznym, np. „Czy moja córka ma nadwagę?”. Czy w takim razie pierwsze źródła dyskryminacji to dom rodzinny i nasi rodzice?

Miłosz Brzeziński: Jeśli rodzice, to czemu nie dziadkowie? A jak dziadkowie, to czemu nie pradziadkowie? I pewnie tam będzie więcej prawdy, bo jest to taki stary narzut kulturowy, z którego się szczęśliwie już wycofujemy. Każde pokolenie robi dwa kroki do przodu i jeden do tyłu, plus jeden w prawo, a drugi w lewo – jak to zwykle bywa w rewolucjach. Rewolucje nie idą w jednym kierunku, tylko eksplorują różne miejsca w zależności od sytuacji i od tego, co się dzieje w polityce, na świecie, od jakiegoś pokoju społecznego. W związku z tym jest to norma kulturowa, że często to rodziców najbardziej się obciąża, nawet jak ktoś ma szczęście i tylko do 18. roku życia się z tymi rodzicami boryka. Potem i tak do 60. tłumaczy się terapeucie, że tych rodziców za sobą wlecze i nie może się ich pozbyć. Pytanie, na ile Ci rodzice próbowali to zorganizować względnie dobrze, w stosunku do tego, czego sami się dowiedzieli w domu. Niewielu jest takich rodziców, którzy celowo chcą dziecku zrobić krzywdę. Raczej próbują przekazać pewne reguły gry, które są dla nich w podejściu do życia normalne. Choć człowiek im starszy, to zaczyna być trochę cyniczny i mówi, jak się ożenisz z miłości, to współczuję, bo inne rzeczy są w życiu ważne – hais, dobrostan, drive u partnera czy partnerki, zdrowie i inne historie. I tak samo jest w tym przypadku, więc doszukując się przyczyn dojdziemy do tego, że pewnie – jak mówi Margaret Mead – one się pojawiają w czasach, w których ludzie zaczynają gromadzić dobra, przestając podróżować po łąkach. I wtedy się okazuje, że odkąd dysproporcja w posiadaniu robi się coraz większa, to ci, którzy mogą nalać drugim zaczynają zyskiwać na znaczeniu. Co już teraz jest zupełnie niepraktyczne, bo w ogóle nie o to chodzi i świat tak nie działa.

Olga: Pieniądz nie do końca już teraz dzieli płeć, bo kobiety nierzadko zarabiają tyle samo, a nawet więcej niż mężczyźni. Chciałabym więc skupić się na świadomości, którą my możemy dzisiaj też przekazać. Jaka jest rola dzisiaj nas – rodziców, żeby już w dzieciństwie unikać tej dyskryminacji i szufladkowania, że chłopiec może to, a dziewczynka tamto? Że dziewczynka ma być cicha i grzecznie siedzieć, a chłopiec może biegać po błocie i się pobrudzić?

Kamila Kurkowska: Mam syna, 13,5-letniego Jaśka i mając świadomość tego, o czym ty mówisz – że chłopcy są jednak trochę inaczej wychowywani – i w szkole, i w domu, to staram się być dosyć uważana na to, w jaki sposób komentuję zachowuję się do mojego syna. Ale umówmy się, ja uważam, że moje dziecko jest najwspanialsze na świecie (śmiech). Natomiast to co moim zdaniem jest bardzo ciekawe to to, że rzeczywiście dzieciaki z tego nowego pokolenia – oczywiście wypowiadam się z perspektywy mojej warszawskiej bańki – są coraz bardziej świadome. Nawet mój syn mnie zawstydził, kiedy robiliśmy research na temat warszawskich liceów. Zrobiliśmy plik w arkuszach Google, wypisaliśmy wszystkie licea, do których chciał się dostać i ja jako zadeklarowana feministka zupełnie na to nie zwróciłam uwagi… A Jasiek powiedział: „Mamo, zobacz, wśród patronów tych szkół nie ma ani jednej kobiety.” Ja tego rzeczywiście nie zauważyłam. Również w fundacji pracuję bardzo dużo z młodymi ludźmi, ze studentami i studentkami prawa i widzę, jak dla nich niezwykle istotnym aspektem jest to, czy ich przyszły pracodawca – czy to kancelaria czy firma – jest wrażliwy na tematy społeczne, czy wspiera różnorodność i kobiety. Nie dalej jak w piątek byłam na lunchu ze znajomą rekruterką, która rekrutuje do branży prawniczej i powiedziała, że wielokrotnie zdarza się, że rekrutowane osoby nawet nie pytają tyle o samą organizację, tylko o przełożoną/przełożonego. A jeżeli okazuje się, że jest to kobieta, to mówią kurcze, fajnie! Myślę więc, że to się zmienia.

Olga: A propos szkół i wrażliwości dzieci na równość, to moje bliźniaki wykonywały jakieś zadania typu fill the gap w książce z 2019 roku i wszystkie przymiotniki, które dotyczyły dziewczynek mówiły o urodzie i byciu silly, śmieszną, a przymiotniki, które pasowały do chłopca to mądry, odważny.

Miłosz: Smutna historia jest taka, że te strategie o byciu silly i candy girl są, kurna, skuteczne. Póki ktoś nie podda swojego życia refleksji, to to jest easy win, to jest łatwa zabawa. Nikt by tego nie stosował, gdyby to nie działało…

Kamila: Pytanie, dlaczego to działa?

Miłosz: No właśnie. Dlatego tak nam się ciężko te rewolucyjne zmiany przepycha, bo zawsze jest jakaś grupa osób (nie dzieląc już na plemiona płciowe, zawodowe, wiekowe, inne), którym po prostu pasuje, że tak to działa.

Olga: Wszystko zaczyna się od świadomości i oczywiście nie każdy będzie chciał się nad tym pochylić… Ale biorąc pod uwagę dzisiejsze zmiany, które dotyczą chociażby słownika polskiego – to już nie tylko jest rodzaj męski, żeński, niejaki – to młodzi ludzie będą tę rewolucję stosować. Ich zachowania będą tę rewolucję w nas, starszych, zaszczepiać.

Monika Wieczorek: Nie wiem, czy wy też macie takie doświadczenia i przemyślenia, ale ja mam wrażenie, że te młodsze pokolenia, nawet te, które jeszcze nie weszły na rynek pracy, są bardziej uczone asertywności. I ja myślę, że to jest w ogóle podstawowy problem na rynku pracy – że te pokolenia, które są dzisiaj na nim aktywne, nie potrafią stawiać granic. My w ogóle mamy kulturę zamiatania pod dywan problemów, które dzieją się w pracy. A ja uważam, że nie musimy czekać, aż przyjdzie ktoś ze sztandarem, czekać aż wypłynie jakaś wielka sprawa. Zmiana dzieje się tu i teraz, na co dzień. Pracownicy i pracowniczki powinni zgłaszać problemy na bieżąco – niekoniecznie w ramach systemu whistleblowing’owego, składając skargę do komisji antymobbingowej, ale na co dzień stawiając granice i mówiąc: „Nie podoba mi się to, co mówisz”; „Proszę, nie odzywaj się tak do mnie” albo jako świadkowie i świadkinie, stawiając granicę i pokazując: „Słuchaj, co tu się przed chwilą wydarzyło?”, „Dlaczego tak do niej powiedziałeś?”, „Wiesz, że tak się już nie mówi, że to niegrzeczne, krzywdzące?” albo „Nikt na to nie przyzwala”.  Dopóki nie damy sobie prawa i ludzie nie będą bardziej odważnie na co dzień stawiać granic wobec siebie i wobec innych, to nie przyjdzie ta zmiana, bo będziemy tę zmianę mieć tylko na papierze. A zmiana się nie wydarza w dokumentach.