Emma Isaac / Improwizuj

Zawsze wprost mówię swoim dzieciom, dlaczego pracuję tyle, ile pracuję

Emma Isaacs zapomniała ułożyć sobie plan na życie. Nie posiada listy celów na najbliższych pięć lat, nie wierzy w równowagę pomiędzy życiem zawodowym a prywatnym. Mimo to jakimś cudem zdołała założyć międzynarodową organizację, dziś wartą wiele milionów dolarów, jest cenioną mówczynią i komentatorką w mediach – a osiągnęła to wszystko, wychowując sześcioro dzieci. Jak ona to robi? Skacze na głęboką wodę – improwizuje! Przeczytaj fragment jej najnowszej książki poniżej.

Po kilku latach rodzicielstwa uważam za swój obowiązek zawsze mówić prawdę i odmalować szczery obraz tego, co znaczy posiadanie dużej rodziny i jak to wpływa na moje interesy.

Jeśli masz szczęście być rodzicem, dostajesz pod opiekę małe osoby z indywidualnymi cechami charakteru, potrzebami i pragnieniami, które to potrzeby i pragnienia bardzo często przeczą twoim potrzebom i pragnieniom. Czy ktoś kiedyś słyszał, żeby dziecko prosiło o odrobinę ciszy i spokoju? O kawę? Więcej snu… Chcą zwolnić i pobawić się z tobą, kiedy właśnie dostajesz kofeinowego kopa i czujesz gotowość do rozprawienia się ze wszystkimi mailami. Chcą więcej jedzenia, kiedy w kuchni nareszcie jest czysto i wszystko zostało pochowane. A kiedy w końcu zamykasz oczy, mała rączka klepie cię w ramię, bo komuś zachciało się wody, co sprawia, że od razu wrzucasz piąty bieg i potrzebujesz jeszcze godziny, żeby znów zasnąć. I tak jest codziennie.

Nieważne, jak to wygląda na pierwszy rzut oka, prawda jest taka, że żaden rodzic nie ogarnia wszystkiego, nawet jeśli to tak zwany ekspert, który zawsze ma w torbie zapasową pieluchę i wie, jak działa jego wózek. Zapewniam cię, że na każde udane zdjęcie na Facebooku przypada trzydzieści wybuchów złości, ataków nudności i nieprzespanych nocy. Wiem, że ty to wiesz. Ja to wiem. Czasami jednak dajemy się wciągnąć myśleniu, że tylko my nie mamy pojęcia, co robimy.

Nie chcę być postrzegana jako osoba, która ma wszystko pod kontrolą. Żyję w bezustannym chaosie ze swoimi dziećmi, mam w głowie listę imion, którą odhaczam, by się upewnić, że żadnego nie zgubiłam. Najbardziej lubię się bawić w chowanego, bo wtedy naprawdę mogę się schować i mieć dwie minuty dla siebie. Często knuję, jak pozbyć się ich wszystkich jednocześnie z domu (udawało się!), żebym mogła usiąść na krawędzi łóżka i pogapić się w ścianę w milczeniu.

Przyznaję, że moje rodzicielstwo przypomina kolejkę górską – waham się pomiędzy marzeniem, by nigdy więcej ich nie zobaczyć, a obezwładniającym pragnieniem, by urwać się wcześniej z biura, popędzić do domu i wszystkie przytulić. Mówiąc to, pamiętam też, że to był mój wybór, więc nie mogę udawać ofiary. Dzieci dają nam tyle samo radości, ile chaosu, pod pewnymi względami to one pomagają nam się ogarnąć, skupić na tym, co naprawdę ważne zarówno w domu, jak i w biznesie.

Znam wielu rodziców, których dręczy poczucie winy – zawsze wierzyłam, że to całkowicie bezsensowna emocja, która nikomu nic nie przynosi.

Od kilku lat mieszkam w Los Angeles, bywam w Australii do ośmiu razy w roku, więc przeoczyłam niezliczone urodziny, szkolne koncerty i wycieczki. Nie jest to łatwe, ale nie pozwalam, by poczucie winy męczyło mnie dłużej niż kilka chwil.

Zawsze wprost mówię swoim dzieciom, dlaczego pracuję tyle, ile pracuję. Podkreślam, że nie tylko po to, żebyśmy mogli jeździć na wakacje na Hawaje albo do Meksyku i co tydzień robić   zakupy spożywcze. Mówię, że tworzę też miejsca pracy, że pomagam innym kobietom i inspiruję je, że próbuję odcisnąć swoje piętno na świecie.

Czasami czuję się winna, ale się tym nie zadręczam. Oczywi ście trudno rozmawia mi się na FaceTimie z czteroletnim synem, który zaczyna płakać, bo za mną tęskni, a ja jestem na drugim końcu świata, trudno jest też, gdy muszę zamknąć drzwi do gabinetu – przy tych rzadkich okazjach, kiedy pracuję z domu – by dokończyć rozmowę, a dzieci próbują je wyważyć, bo chcą mi coś powiedzieć. Zalewa mnie fala wyrzutów, ale szybko je od siebie odsuwam.

A to dlatego, że poczucie winy to emocja, która nas paraliżuje. Otrząsam się z poczucia winy i paraliżu, który ono wywołuje, i przerzucam się na inny stan emocjonalny. Postanawiam, że znajdę sposób, by więcej czasu spędzić z dziećmi, albo przesuwam spotkanie, które stoi mi na drodze na kolejny szkolny koncert.

Zawsze staram się zastąpić poczucie winy emocjonalną szczerością. Pokazuję dzieciom, że robię, co mogę, ale też że ponoszę porażki i że boli mnie, kiedy nie jestem z nimi. Myślę, że przede wszystkim powinny czuć, iż są dostrzegane i kochane, że zamierzam się uczyć i sprawiać, by świat stał się lepszy dla nas wszystkich.

Nienaturalne byłoby nie czuć wyrzutów sumienia na jakimś   poziomie jako rodzic. Potwierdza to, że głęboko kochamy nasze dzieci i poważnie traktujemy rodzicielskie obowiązki. Tak jest w moim wypadku. Chcemy dla naszych dzieci tego, co najlepsze, ale poczucie winy, kiedy zostawiamy je w żłobku albo rozmawiamy przez telefon, podczas gdy one wesoło bawią się w parku, nikomu nie pomaga. Jeśli naprawdę bolą cię takie rzeczy, zrób coś z tym. Cokolwiek. Ale nie nurzaj się w wyrzutach sumienia bez końca.

Powyższy fragment pochodzi z książki Emmy Isaacs „Improwizuj. Przestań myśleć, zacznij robić”.

Emma Isaac. Improwizuj