Agnieszka Łapaj

Jak wygląda zarządzanie firmą rodzinną w czasach pandemii?

Dominika Jajszczak

O tym, jak walczyć o biznes dotknięty przez COVID, radzić sobie z presją odpowiedzialności za dziedzictwo rodzinne i rozdzielać życie prywatne od zawodowego rozmawiamy z Agnieszką Łapaj, która 4 lata temu wzięła firmę rodzinną na swoje barki i nie poddaje się nawet w czasach kryzysu.

Kiedy rozpoczęłaś pracę w firmie rodzinnej? Od czego zaczynałaś?

W firmie rodzinnej pierwsze kroki stawiałam jeszcze jako 15-latka. Byłam wtedy ekspozytorem towaru w sklepie obuwniczym moich rodziców – było to jeszcze w latach 90-tych. Następnie byłam sprzedawcą materiałów do produkcji obuwia, zaopatrzeniowcem, a jak tylko ukończyłam kurs na prawo jazdy i zdałam egzamin, to byłam w firmie kierowcą samochodu dostawczego. Jak dziś pamiętam ekscytację jaka towarzyszyła mi przy pierwszej jeździe firmowym Mercedesem Sprinterem. Swoją drogą do dziś uwielbiam prowadzić motoryzację i duże samochody, co objawia się w mojej pasji do rajdów 4×4. Ukończyłam studia z obszaru Bankowości i Finansów i coraz bardziej „wkręcałam” się w rodzinny biznes.

W 2001 roku z kolei spełniło się moje wielkie marzenie, w którym moi rodzice zbudowali i otworzyli pierwszy hotel. Uczestniczyłam w jego tworzeniu od samego początku, od zakupu działek, po plany i nadzór budowy, układaniu struktur organizacyjnych. Gdy otworzyliśmy hotel to pierwsze kroki stawiałam od najniższego szczebla, poznając od podszewki każdy dział firmy od „pokojowej”, przez stanowisko recepcji hotelowej, recepcji SPA, dział sprzedaży i marketingu czy księgowość i administrację, aż do stanowiska Dyrektora całego obiektu. Pokochałam to z wzajemnością i teraz, po prawie 20-latach stoję na czele Grupy Łapaj, w której portfolio posiadamy dwa czterogwiazdkowe hotele – Villa Verde Congress & SPA w Zawierciu, Verde Montana Wellness & SPA w Kudowie oraz stacjonarny browar – Rzemieślniczy Browar Jana.

Jak to się stało, że zaczęliście od produkcji butów, a skończyliście w branży piwnej? Niezłe przebranżowienie!

Z jednej strony chęć dywersyfikacji rodzinnego biznesu. Już wtedy wiedzieliśmy, że nasz model biznesowy może wymagać przebranżowienia. Polskę w latach 90-tych zalała fala podróbek obuwia z Chin i innych krajów azjatyckich. Nasi rodacy zachłysnęli się produktami z zagranicy. Wystarczyło, że coś miało metkę inną niż „Wyprodukowano w Polsce” i z miejsca lepiej się sprzedawało. Pamiętam jak Pani Dorota Soszyńska z firmy OCEANIC, w jednym z wywiadów wspomina, jak nagle dramatycznie spadła im sprzedaż produktów kosmetycznych, bo Polki uważały, że nasze produkty są „passé”. Wystarczyło, że np. produkt miał ładą etykietę i opakowanie oraz był zagraniczny… i towar schodził na pniu. Pani Dorota wspomniała anegdotę, o tym, jak konsumenci sięgali po szampon, bo miał ładne opakowanie, tylko sęk w tym, że… by to szampon dla psów. Takie towarzyszyły nam czasy.

W naszej branży obuwniczej rosły też z roku na rok koszty związane z prowadzeniem działalności. Marzeniem mojej mamy Krystyny Łapaj zawsze było posiadanie własnej, pięknej restauracji, z możliwością organizowania wystawnych przyjęć weselnych, balów i uroczystości okolicznościowych. W naszej okolicy nie było też podobnego obiektu. Zrobiliśmy research i zdecydowaliśmy się, że sama restauracja to za mało, a gości trzeba gdzieś „położyć” – tak powstała wizja hotelu. Jednakże gościom było trzeba zapewnić dodatkowe atrakcje i tak powstało SPA, strefy saun, baseny zewnętrzne czy nawet stok narciarski.

Dołóżmy do tego, że mój Tata Jan Łapaj jest wielkim piwoszem, miłośnikiem wszystkich odmian piwnego stylu IPA (India Pale Ale). Piwna rewolucja w Polsce chłonęła piwa niszowe, nietuzinkowe, wręcz rewolucyjne – tak też powstał Rzemieślniczy Browar Jana, oczko w głowie mojego Taty.

Ja z kolei kocham ludzi, codzienny kontakt z nimi, kreowanie nowych produktów i usług, budowanie relacji, motywowanie ludzi. Wielką satysfakcję sprawia mi uśmiech na twarzy naszych gości i każdy ich pozytywny komentarz związany z pobytem u nas. Z czasem powstał drugi Hotel, w Kudowie Zdrój, którym zarządza mój brat Tomasz Łapaj. Jak to w życiu bywa biznes hotelowy i browarniczy rozkwitał, więc zdecydowaliśmy się sprzedać firmę obuwniczą i skupić się na branży, którą jako rodzina, całym sercem pokochaliśmy.

Czy branża piwna ucierpiała przez koronawirusa?

Poproszę o następne pytanie… A tak na serio to do marca tego roku rynek piw rzemieślniczych rozwijał się prężnie. Pandemia uderzyła szczególnie w krytycznym momencie, gdyż w branży piwnej przygotowywaliśmy się na otwarcie sezonu, który startuje właśnie na wiosnę. Należy tutaj pamiętać, że większość browarów rzemieślniczych czy kontraktowych są to małe zakłady założone z oszczędności ich właścicieli. Lockdown i idący za nim spadek sprzedaży piwa rzemieślniczego z pewnością odbił się na nas negatywnie. Tym bardziej, że wiele małych browarów była dostępna tylko w segmencie HoReCa. Takim browarom sprzedaż spadła z dnia na dzień o 100%. Natomiast według danych Polskiego Stowarzyszenia Browarów Rzemieślniczych, sprzedaż piwa rzemieślniczego w krytycznych momentach pandemii spadła o 35 proc. Jest to na pewno dotkliwe i wiele browarów zakończy ten rok pod kreską.

Na szczęście Browar Jana nie ma 100 proc. sprzedaży w kegach, czyli w beczkach, ale sporą część stanowi piwo w butelkach, które dostarczamy m.in. do dużych sieci handlowych. Zareagowaliśmy też bardzo szybko na lockdown i pomimo, iż lokale gastronomiczne czy puby, które stanowiły dla nas duże źródło obrotu piwa, zostały przez rząd z dnia na dzień zamknięte, my postanowiliśmy nie czekać z założonymi rękami, aż znów będą mogły być otwarte i skupiliśmy się na otwarciu rynku regionalnego. Pukając do drzwi małych, lokalnych sklepów udało się nam zainicjować współpracę z wieloma z nich. Oczywiście to była nadal kropla w morzu potrzeb, ale przynajmniej z sukcesem udało nam się zbudować na lokalnym rynku świadomość, że Browar Jana istnieje i w sumie jest niedaleko, lokalnie i tworzą go ludzie z pasją. Po restarcie gospodarki ta współpraca jest kontynuowana, co bardzo nas cieszy, gdyż ten rynek będzie zawsze istnieć.

Wiele browarów próbowało ratować siebie oraz upływający czas do przeterminowania się piw na magazynach poprzez sprzedaż w Internecie. My z tego zrezygnowaliśmy. Jako browar postanowiliśmy wyjść naprzeciw oczekiwaniom klienta i szukać go w nowych niszach. Stworzyliśmy pierwsze piwa bezalkoholowe oraz pierwsze bezglutenowe, próbujemy swoich sił również tworząc Private Label – czyli marki własne piwa z własną etykietą np. dla lokali gastronomicznych. Nie poddajemy się. Mój zespół młodych piwowarów tworzy niesamowite receptury nowofalowych piw, a dział sprzedaży ma pełne głowy kreatywnych pomysłów.

W 2016 stanęłaś na razem z bratem na czele firmy? Jakie największe wyzwanie napotkałaś od tamtej pory?

Będzie to mało oryginalne, ale największym wyzwaniem, które od marca trwa do teraz i nie wiadomo, kiedy je przezwyciężymy jest COVID-19. Tym bardziej, że reprezentujemy branże najbardziej dotknięte wpływem koronawirusa. Drugim, mniejszym, choć dla mnie niezwykle ambitnym wyzwaniem, który niewątpliwie w pewien sposób ukształtował mnie biznesowo, był moment, w którym mój brat nie był zainteresowany przejęciem od taty prowadzenia browaru. Tato zadał mi pytanie: „Dziecko weźmiesz Browar Jana pod swoje skrzydła?” – Trudno było mu wtedy odmówić, a ja mimo początkowego lęku jestem dumna z podjętej decyzji. Teraz Rzemieślniczy Browar Jana to jeden z największych i najnowocześniejszych browarów tego typu w Polsce.

Czujesz presję związaną z odpowiedzialnością za dziedzictwo rodzinne?

Oj tak i to ogromną. Na co dzień tworzymy zespół 160 pracowników, za których moja rodzina osobiście odpowiada. Gdyby przyjąć, że każdy z naszych pracowników jest odpowiedzialny za utrzymanie średnio 4-osobowej rodziny, to jesteśmy odpowiedzialni za ok. 640 osób. To przeogromna odpowiedzialność, tym bardziej, że Zawiercie jak i Kudowa Zdrój to nie są jakieś wielkie metropolie z wieloma miejscami pracy. Czujemy tę odpowiedzialność, ale jednocześnie jesteśmy dumni, że bazując na naszych wartościach rodzinnych stale się rozwijamy, a nasi pracownicy w wielu interakcjach z klientem, zachowują się dokładnie w taki sposób, w jaki zachowałaby się rodzina właścicielska. Jestem dumna z mojego personelu!

Współprowadzisz firmę ze swoim bratem Tomasz. Jak udaje Wam się rozdzielić życie zawodowe od prywatnego? Czy każdy rodzinny obiad kończy się rozmową o pracy?

Tak, jednakże dzisiaj nie jest to już tak dużym wyzwaniem jakim było w pierwszych miesiącach po sukcesji firmy. Wypracowaliśmy z bratem dobre mechanizmy i nawyki współpracy, które teraz procentują. Na przykład, kiedy spotykamy się na rodzinnych imprezach to mamy między sobą „gentlemańską” umowę by nie rozmawiać o życiu firmy. Nie poruszamy trudnych tematów przy rodzinnym stole, a jeśli sytuacja tego wymaga, to robimy to na osobności. Zakaz nie dotyczy oczywiście śmiesznych sytuacji czy wesołych zdarzeń z pracy – wtedy chętnie się nimi dzielimy! Jakbym miała coś doradzić innym rodzeństwom biznesowym to właśnie przyjęcie takiego modelu współpracy rodzeństwa w firmie rodzinnej. Jestem świadoma, że nie uda się to od razu, ale z czasem i przy obopólnych chęciach może się to Wam udać. Dla przykładu… jeszcze z 10 lat temu, zdecydowana większość moich rozmów z bratem w rodzinnym gronie, dotyczyła stricte życia firmy. Omawialiśmy co się wydarzyło, jak się to wydarzyło, jakie może mieć skutki, co powinniśmy zrobić. Nie było to zbyt dobre, gdy przy rodzinnym stole siedziały osoby niezwiązane operacyjnie z biznesem. Dużo „zdrowiej” można spędzić taki rodzinny czas.

Czy już zastanawiałaś się już nad tym komu przekażecie firmę dalej?

Hmmm…. Oczywiście, że o tym myślimy. Rozmawiamy, zakładamy i dopuszczamy dwa warianty. Pierwszy z nich – to nasze dzieci. Mój syn Kacper aktualnie jest w szkole średniej, a brat Tomasz, jeszcze dzieci nie ma (aczkolwiek z bratową Justyną pracują by ten status zmienić). Drugą opcją jest sukcesja zewnątrz rodzinna, ale w jakiej formie? Tym będziemy się martwić za dobre 20 lat. Na razie jako rodzina Łapaj nigdzie się nie wybieramy i zakasujemy rękawy do pracy w rodzinnym biznesie.