Jak pandemia wpłynęła na branżę gastronomiczną opowiada Anna Krajewska, właścicielka sieci Salad Story i Bizneswoman Roku 2019.

Magda Mikos

Jak malarka po ASP została pomysłodawczynią i właścicielką sieci Salad Story oraz o wpływie pandemii na branżę gastronomiczną z Anną Krajewską, Laureatką konkursu Bizneswoman Roku w kategorii Biznes Roku, Przychód powyżej 10 milionów rozmawiała Magda Mikos.

Jak udało się Pani stworzyć, bez doświadczenia gastronomicznego, tak prężnie działające przedsiębiorstwo? Skąd w ogóle taki pomysł?

Uważam, że najlepsze pomysły powstają z mikstury spostrzegawczości, potrzeby, pasji, zainteresowań i melanżu różnych doświadczeń z tym, aby twardo stąpać po ziemi. Miałam już wcześniejsze doświadczenie w biznesie: pracowałam jako freelancerka w branży turystycznej i eventowej. Dobrze sobie z tym radziłam, wiec myślę że jest we mnie spory pragmatyzm, a do tego uwielbiam tworzyć i kreować. Poza tym kocham gotować – prawdę mówiąc jestem smakoszką, nie boję się podejmować ambitnych wyzwań, jestem doświadczona i umiem obserwować rynek. Pomysł założenia własnego biznesu gastronomicznego kiełkował we mnie już od jakiegoś czasu. Z moją ówczesną znajomą zauważyłyśmy, że na rynku jest nisza. Brakowało szybkiego, zdrowego i smacznego jedzenia w rozsądnej cenie. Już wtedy takie koncepty sałatkowe istniały w USA i to właśnie nimi się zainspirowałyśmy. Zaimplementowałyśmy go na polskim rynku, no i chwyciło. Potem to już ogromna determinacja, mnóstwo pracy oraz konsekwencja w działaniu.

W momencie kiedy budowała Pani przedsiębiorstwo panowało jeszcze przekonanie, że sałatka to raczej dodatek, a nie danie główne. Czy nie bała się Pani, że pomysł się nie przyjmie?

Nie wiem skąd we mnie tyle optymizmu ale ja bardzo uwierzyłam, że to nie może się nie udać. Wiedziałam co mnie denerwuje i zniechęca w ówczesnej ofercie gastronomicznej dostępnej na rynku i moja potrzeba jedzenia właśnie takich potraw, jakie serwowaliśmy w Salad Story była naturalna. Wierzyłam, że ludzie to pokochają. Można się najeść zdrowymi i do tego pysznymi daniami – czego chcieć więcej od gastronomii? Choć mój entuzjazm sprawdził się w Warszawie już w chwilę po otwarciu, nabrałam pokory po zetknięciu naszej oferty z konsumentem z innych, mniejszych miast. Tam nasza droga była długa i żmudna, ponieważ ludzie oczekiwali bardzo niskiej ceny i ogromnych porcji. Irytowali się, że sałatka nie może kosztować tyle co pizza i że przecież to tylko „surówka”, dodatek do dania. Obecnie trendy się zmieniły, ludzie dojrzeli do zdrowego trybu życia i poza Warszawą także znajdujemy wielu odbiorców.

Większość waszych lokali usytuowanych jest w food courtach. Jak mają się do tego niehandlowe niedziele i czy zmniejszyła się przez to frekwencja?

W zeszłym roku, niestety, straciliśmy trochę ruchu w niedziele w galeriach. Na szczęście nie drastycznie. Model gastronomii cały czas ewoluuje, rynek się rozwija i bardzo dynamicznie rośnie np. gałąź sprzedaży w  delivery, my też trochę pilotujemy – otwieramy nowe lokalizacje w miastach i biurowcach, w trochę innym modelu niż dotychczas.

Macie swoje, ale też franczyzowe lokale. Kto może zostać waszym franczyzobiorca i ile musi mieć pieniędzy, żeby otworzyć Salad Story?

Mamy kilka lokali franczyzowych. Stawiamy na samodzielne zaangażowane osoby, bo unikamy biernych inwestorów. Chodzi o to aby franczyzobiorca był zaangażowany w codzienne prowadzenie biznesu. Bez tego nie ma szans na sukces. Nie trzeba mieć doświadczenia w prowadzeniu lokalu gastronomicznego. Raczej chodzi na o konkretny profil osoby. Próg wejścia w biznes to w zależności
od lokalizacji od 300-600 tyś.

W 2017 roku proponujecie zawinięcie sałatki we wrapa. Skąd taki pomysł i dlaczego utworzyła Pani nowy koncept, a nie rozwijała go w ramach istniejącej marki?

Wrapy to produkty, które od zawsze były w ofercie Salad Story. To ich forma ewoluowała. Stworzyłam Wrap me! jako odpowiedź na wielką popularność takiej oferty. Zauważyłam, że jest duże grono osób które chętnie jedzą na mieście, uwielbiają np. kebaby, ale chciałyby mieć je trochę bardziej urozmaicone, z lepszej jakości składników i ciekawsze w smaku. Inspiracja byli więc klienci, którzy bali się do nas przyjść w obawie, że się nie najedzą. Okazuje się, że sporo osób właśnie tak postrzega zdrowe odżywianie. Zdrowe = będę głodny. Przy naszych porcjach to naprawdę niemożliwe! Cieszę się, bo udało nam się wejść na nowy kawałek rynku – comfort foodu, a także dotrzeć do młodzieży i właśnie klientów kebabów, burgerowni itd. Zdywersyfikowaliśmy w ten sposób działalność i stanęliśmy na „drugiej nodze”.

Jakie są trendy w branży?

Jeszcze półtora miesiąca temu trendy były bardzo widocznie rozwojowe. Gastronomia rosła, a oferta się poszerzała z dnia na dzień. Ludzie coraz częściej szukali kompromisu – smaczne, łatwo dostępne, zdrowe ale jednocześnie komfortowe jedzenie. Teraz, w okresie pandemii, trudno mówić jeszcze o trendach. Gdy gastronomia jest zamknięta zostaje nam tylko sprzedaż w dostawach, ale za wcześnie moim zdaniem by mówić o tym, co przed nami.

Jest jeszcze miejsce w Polsce na nowych graczy czy to raczej wąski rynek?

Według mnie coraz mniej, bo ze względu na ogromną popularność gastronomii rynek jest coraz trudniejszy. Już przed pandemią obserwowaliśmy zjawisko, że ponad 50% nowo otwieranych knajp nie dożywała roku. Myślę, że ten przestój w związku z tym, co się teraz dzieje spowoduje, że dużo „nadmiaru” się wykruszy. Zostaną najsilniejsi i najbardziej lubiani.

Obecna sytuacja spowodowana pandemią wiele zmieniła w funkcjonowaniu branży gastronomicznej. Jak radzicie sobie w zaistniałej sytuacji?

Pandemia spowodowała całkowite zamknięcie naszego biznesu. Obecnie część naszych restauracji pracuje zdalnie w formacie delivery – w kilku miastach można zamówić sobie nasze produkty do domu z dostawą. Uruchamiamy też nowe inicjatywy sprzedażowe wykorzystujące zdalną sprzedaż w różnych formatach. Nasze nowe projekty ruszą lada chwila. Musieliśmy się szybko dostosować do obecnej sytuacji. Sprzedaż zdalna to ułamek biznesu. Jesteśmy siecią restauracji i nie sposób przenieść całej sprzedaży do Internetu. Zacisnęliśmy pasa i pracujemy nad planem powrotu do nowej normalności. Mamy świadomość, że nie potrwa to miesiąc czy dwa i że nic już nie będzie wyglądało tak samo. Liczymy się z tym, że klienci do galerii będą wracać stopniowo i potrwa to na pewno jeszcze co najmniej rok. Dużo będzie zależało od nastawienia wynajmujących i ich elastyczności. Musimy wszyscy mieć świadomość, ze czasy się drastycznie zmieniły i ułożyć współpracę na nowo.

Jakie ma Pani plany na przyszłość?

Plany dla firmy opracowane w ostatnich miesiącach na okres do 2027 roku wylądowały w koszu na śmieci. Taką mamy sytuację. Teraz trzeba od nowa bacznie obserwować, wyciągać wnioski i układać nową przyszłość. A moje osobiste plany? Złapać więcej równowagi miedzy pracą, a życiem prywatnym.  Własny biznes potrafi pochłonąć człowieka w całości i wyssać z niego wszystko. Mam zaniedbane pasje, chciałabym mieć więcej czasu i energii na ich realizację. Chcę wreszcie uwolnić trochę „głowy” dla pracy twórczej – malarstwa i śpiewu.

***

Cykl #PrzepisNaBiznesWomanRoku

  • Książki, publikacje lub autorzy, których polecam:
    Yuvel Harari – dobrze mi robi jego makro spojrzenie na rzeczywistość i człowieka. Otwiera umysł i pozwala szerzej spojrzeć.
  • Swój dzień zaczynam od:
    z reguły od ćwiczeń – powitania słońca.
  • Największy sukces:
    stałe poszerzanie swoich umiejętności w różnych obszarach i odkrywanie swoich słabych stron oraz nieustanna praca nad nimi. Uczę się nowych rzeczy i to potem implementuję w firmie – to się sprawdza. Kończąc studnia artystyczne na ASP poradziłam sobie w świecie biznesu. To chyba mogę nazwać największym sukcesem.
  • Wartości jakimi kieruję się w biznesie:
    szczerość i dobre relacje, konsekwencja, ambicja- rozwój, lojalność, uczciwość, optymizm.
  • Motywuje mnie:
    paradoksalnie: trudności. Jestem typem fighterki. Nie poddaje się i jak jest problem to włącza mi się jakaś wewnętrzna dodatkowo ukryta siła do działania.
  • Kobieta, którą podziwiam:
    jest ich wiele. Doceniam bardzo osoby, które podążyły za swoimi pasjami, np. moja nauczycielka śpiewu Małgosia Godlewska. Niesamowity talent, głos i wielkie oddanie uczniom.