problemy w związku jak je rozwiązać

Kłótnię trzeba odpracować w łóżku – mówi Rafał Ohme i tłumaczy, czy w miłości trzeba być albo rozważną albo romantyczną

Dagny Kurdwanowska

Mózg kontra serce – czy w miłości naprawdę musimy być albo rozważne albo romantyczne? O miłości, namiętności i emocjach w związku mówi prof. Rafał Ohme.

Czy w miłości jest miejsce na logikę? Czy intuicja ma znaczenie przy wyborze partnera? Czy mózg w miłości pomaga zarządzać emocjami? Mózg kontra serce – czy zawsze muszą się ze sobą ścierać i toczyć walkę dwóch światów w jednym ciele? W kolejnej odsłonie cyklu „Sukces we dwoje” Olga Kozierowska i Dagny Kurdwanowska rozmawiają z prof. Rafałem Ohme o tym skąd się bierze miłość, namiętność i jak poradzić sobie z burzliwymi emocjami w związku.

Posłuchaj rozmowy Olgi Kozierowskiej!


Dagny Kurdwanowska: Wynotowałam sobie kilka popularnych określeń na miłość: burza w mózgu, mózg na dopalaczach, oczadzenie, stan jak po kokainie, zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Brzmi dość strasznie.

Prof. Rafał Ohme: Miłość to gigantyczna ilość neurotransmiterów, które powodują, że unosimy się wysoko nad ziemią. Burza hormonów, w dobrym tego słowa znaczeniu. Dzięki nim wszystko schodzi na dalszy plan, wszystko kojarzy się tylko z ukochaną osobą, cały czas o niej myślimy, cały czas chcemy z nią rozmawiać. I ten wspaniały stan uniesienia, jeśli go dobrze pielęgnować, może przetrwać 100 lat.

Skąd właściwie bierze się miłość? Jak to się dzieje, że przejdziemy na ulicy obojętnie obok dziesięciu osób, a przy tej jedenastej cały świat wywróci nam się do góry nogami?

Feromony.

A jednak.

Tak, feromony, czyli bezwonny zapach. Nie mylić z perfumami, ani z zapachem potu. Feromony to zapach naszych genów. Odkryto je już dawno u zwierząt, natomiast kilka lat temu okazało się, że ludzie też je posiadają. To oznacza, że feromony mogą mieć kluczowe znaczenie przy doborze partnera. Przeprowadzono eksperyment, w którym dziewczyny musiały wąchać podkoszulki dziesięciu mężczyzn – bezbłędnie rozpoznały swoich facetów. Zapach jest bronią chemiczną – przed nią nie ma ochrony. Uroda działa na wzrok – obronię się przed nią zamykając oczy. Ktoś mi prawi czułe słówka, które działają na słuch – mogę zatkać uszy. Ktoś mnie dotyka – mogę go odepchnąć. Ale przed zapachem się nie uchronimy. Nie wystarczy, że zatka się nos, bo zapach i tak wejdzie przez skórę.

Da się taki zapach sztucznie stworzyć?

Jestem przekonany, że tak jak wymyślono viagrę, która pomogła wielu małżeństwom, kiedyś zostanie stworzona pigułka zapachowa. Kobieta lub mężczyzna będą taką pigułkę łykać, a po kilku dniach zaczną pachnieć dokładnie tak, jak tego potrzebuje partner. Nie będą w stanie się od siebie oderwać. I uwaga, niezależnie od tego, czy będą ze sobą trzy tygodnie czy 33 lata.

Jeśli na początku jest między partnerami namiętność, która z czasem się wypala, nasz partner po prostu przestał nam odpowiednio pachnieć?

Jeśli ktoś jest w związku, w którym czuje, że partner jest jego przyjacielem, ale nie ma szału w łóżku i brakuje namiętności to może oznaczać, że występuje niezgodność zapachowa. Może być i tak, że w tym związku od początku dobór feromonów miał umiarkowany poziom. Do tego dochodzą wszystkie inne elementy – uroda, inteligencja, dowcip, unikalna osobowość, które z biegiem czasu jednak powszednieją.

Zanika efekt nowości, pojawia się szara rzeczywistość.

Przez cały czas mówimy o animalistycznym wymiarze miłości, która powstaje w strukturach podkorowych mózgu. To są struktury zwierzęce. A jest jeszcze to, co mają tylko ludzie, czyli lojalność, zaangażowanie i bycie ze sobą na dobre i na złe. Ta część z kolei jest tworzona w strukturach korowych, a dokładniej w płatach czołowych. I to właśnie ona odpowiada za to, że ktoś jest z jedną kobietą 20 lat i nawet nie widzi, że ona ma jakieś zmarszczki. Zamiast tego dostrzega wszystkie jej wspaniałe cechy, które z każdym rokiem stają się jeszcze wspanialsze. Odchodzimy więc dość daleko od feromonów, za to wkraczamy na obszar neuronauki, która pokazuje, że nie można rozłączać ciała z duszą. To, że miłość jest reakcją elektro-chemiczną w niczym nie odziera jej z magii i tajemniczości, o której wszyscy marzą.

Feromony pomagają nam się zauważyć i dodają iskier do namiętności. A czy są substancje w mózgu, które pomagają nam w pogłębianiu zaangażowania i przywiązania?

Są substancje, które pomagają kobietom kochać swoje dzieci. Nie chodzi o to podstawowe rozumienie miłości, bo każda matka kocha swoje dzieci. Chodzi o substancje, które pomagają jej w pierwszych 2-3 latach życia dziecka, gdy musi zarywać noce, bo dziecko budzi się i płacze. Myślę o oksytocynie – hormonie macierzyństwa. Psychika nie byłaby w stanie sama tego udźwignąć. Instynkt macierzyński to, oprócz psychologicznej miłości i troski, neurotransmitery, które powodują nie tylko to, że matka chce wstać i zająć się dzieckiem, ale jeszcze ma do tego energię, by to zrobić. Co prawda potem jest półżywa przez cały dzień i przez kolejne, póki dziecko nie pójdzie do przedszkola (albo na studia), ale daje radę. Bez neurochemii nie byłoby to wykonalne na dłuższą metę.

Z miłością w związku jest podobnie? Bez chemii nie przetrwalibyśmy tych wszystkich burz emocjonalnych, które spadają na nas na samym początku?

Mechanizm jest podobny. Natura, w dobrym rozumieniu tego zjawiska, chce, żebyśmy rozprzestrzeniali swoje geny, znaleźli najlepszego partnera, żebyśmy mieli z nim dzieci, a potem te dzieci wychowali. A, żeby wychować dzieci potrzeba 18 lat, czasem i dłużej. Mądra natura wymyśliła więc sposoby, żeby nie tylko płodzić dzieci, ale także, by być przy ich rozwoju i się w tym wzajemnie wspierać.

Jest inne, poza ewolucją i wychowaniem dzieci uzasadnienie dla miłości?

Trzeba wspólnie spłacać kredyty.

To niezbyt romantyczny powód.

Tak to bywa. Najpierw trzeba było je brać, żeby skonsumować miłość we własnym domu, a nie pod dachem rodziców, a potem okazuje się, że taki wspólny kredyt wiąże równie mocno, co związki chemiczne.

Jest zatem w ogóle sens, żeby oddzielać serce od rozumu? Naprawdę trzeba być albo rozważną albo romantyczną?

To sztuczne podziały. Dziś wszystko jest siecią. Można kochać popową Beyonce i płakać na 3. symfonii Mahlera. Mogę być odpowiedzialnym ojcem i mężem, a jednocześnie kochać piłkę nożną, zakładać koszulkę ulubionej drużyny i z kumplami jej kibicować. Ten eklektyzm jest wpisany w naszą naturę. Wszystko jest możliwe, żyjemy w postmodernizmie. Możemy być więc i rozważni, i romantyczni. Możemy być pragmatyczni i dać się napędzać pasji. Różnica tkwi w proporcjach i ekspresji emocji.

Kiedy ktoś nie okazuje wiele emocji, oznacza to, że jego rozum wygrywa z sercem?

To, że ktoś jest bardziej zdystansowaną osobą, nie oznacza, że nie odczuwa gwałtownych emocji – on ich po prostu nie pokazuje na zewnątrz. Warto pamiętać, że są jednak takie części naszej twarzy, które nie podlegają świadomej kontroli – to mięsień okrężny oka i mięsień marszczący brwi. Jeśli ktoś idzie na randkę i dziewczyna się uśmiecha, to nie patrzcie panowie na jej uśmiech, ale zwróćcie uwagę na oczy. Na twarzy można przywołać 50 rodzajów uśmiechu! I tylko niektóre świadczą, że się dobrze bawi. Inne mogą przykrywać jej zażenowanie, albo co gorsza – znudzenie. Jeśli chcecie wiedzieć, jak podoba się jej randka, patrzcie w oczy. Z kolei ci, którzy idą do szefa po podwyżkę, niech zwrócą uwagę na brwi. Jeśli zaczniecie szefa przekonywać do podwyżki, a on będzie miał nawet minimalnie zmarszczoną okolicę między brwiami, znaczy, że się wkurzył i lepiej powiedzieć, że to wszystko były żarty. A jeśli brwi ani drgną, możecie powiedzieć, że to, co byście chcieli jest na rękę, a nie brutto. U mężczyzny brwi są gęstsze i dłuższe – wystarczy, że mięsień delikatnie się poruszy i wszystko widać. Gorzej z kobietami – szefowymi, nic jej nie zadrży, bo być może tam siedzi botoks. Ale to już inna historia…

Taka wiedza nie sprzyja przypadkiem manipulacji?

W przypadku naszej biologii wiedza jest bardzo odległa od wykonania. Wiem, że jedzenie późnym wieczorem jest niezdrowe, ale czy zawsze potrafię z tej wiedzy skorzystać? Dobrze wiemy, że zwykle tak się nie dzieje. Ale jest i dobra wiadomość. Będziemy w stanie przekładać wiedzę na działanie i będziemy mogli wydawać rozkazy naszemu organizmowi. Psychika będzie rządziła naszym ciałem.

Kiedy tak się stanie?

Wydarzy się to wtedy, kiedy mózg wykształci więcej połączeń synaptycznych między płatami czołowymi a układem limbicznym. Teraz jest na odwrót i to układ limbiczny ma mnóstwo sznureczków, za które pociąga i wpływa na naszą psychikę. Psychika stara się czasem wpływać na ciało, ale to raczej wyjątek od reguły. Jak zwiększyć liczbę tych połączeń? Cierpliwie czekając przez jakieś 300 tys. lat. Mężczyźni może 400 tys. Mnisi z Shaolin są jakieś 10-20 tys. lat do przodu, ponieważ regularnie to ćwiczą.

Faktycznie, cierpliwość się przyda.

Ale proszę zobaczyć, jakie będziemy mieli z tego korzyści. Oglądając późnym wieczorem pięćsetną odsłonę przygód Jamesa Bonda, będziemy opychali się lodami, słodkościami i niezdrowym jedzeniem, po czym mężczyzna powie swojemu ciału, żeby mu to poszło w bicepsy, a kobieta, żeby poszło w biust i kształtną pupę.

Przecież nie jest tak, że rozum zupełnie nad ciałem i emocjami nie jest w stanie zapanować. Weźmy choćby sytuację, w której ktoś staje przed dylematem, czy nawiązać romans, czy nie. Jeden rzuci wszystko i zdradzi, drugi powie – nie, nie zrobię tego, bo zbyt wiele mogę stracić.

To są dwie drogi reagowania emocjonalnego, które odkrył prof. LeDoux w latach 80. ubiegłego wieku. Dolna droga reagowania, podkorowa, czyli zwierzęca chciałaby zawsze się bawić i rozprzestrzeniać geny. Jeśli na horyzoncie pojawi się ktokolwiek, kto jest atrakcyjny, to my czujemy, że chcemy w to iść bez względu na wszystko. Z kolei górna droga reagowania przechodzi przez korę czołową, a tam jest abstrakcyjne myślenie, w skład którego wchodzi sumienie i poczucie moralności. Odkryto nawet struktury neuronalne, które są odpowiedzialne za generowanie wyrzutów sumienia. U kobiet ta część mózgu jest większa. Proszę zauważyć, że to, co było odkryciem neuronauki ostatnich lat, 100 lat wcześniej opisał Zygmunt Freud. Mówił, że drzemie w nas zwierzęca witalność, energia seksualna, czyli id, a na drugim końcu znajduje się super ego, czyli surowy sędzia moralności, który karze nas za załamanie zasad. Ego, czyli nasza osobowość jest wypadkową działania id i super ego. Ilekroć widzimy kogoś atrakcyjnego, to każdy ma dylemat, którą drogą iść.

Od czego zależy to, czy ulegniemy id, czyli dolnej drodze?

Jedni odcinają się od wszystkiego, żeby nie być wodzonym na pokuszenie. Ale to żadna sztuka dobrze się prowadzić na bezludnej wyspie. Znacznie trudniej robić to w środku wielkiego miasta, zwłaszcza wiosną i latem, kiedy kobiety zaczynają chodzić w zwiewnych sukienkach. Dobrze się prowadzić w takich warunkach, to prawdziwa cnota. To, czy ulegniemy zależy w dużym stopniu od tego, w jaki sposób człowiek został ukształtowany, wychowany i jak zbudowana jest jego relacja.

A od systemu zasad moralnych, które panują w społeczeństwie?

Zasady postępowania nie mają charakteru biologicznego, a charakter społeczny. Jakiś czas temu zawarliśmy umowę społeczną, co to znaczy być wiernym i jakie postępowanie będzie moralne w tym zakresie. W związku z tym, że jest to umowa, to zawsze można ją zmienić. Jeśli dzieci w przedszkolu mają coraz więcej kolegów i koleżanek z niepełnych rodzin, to kiedy w ich domu pojawi się widmo rozwodu, te dzieci spojrzą na to inaczej niż ich rówieśnicy 30 lat temu, kiedy rozwodów było mało i oznaczały stygmatyzację. Zmienia się punkt odniesienia. Krytycy mówią, że to relatywizm moralny, ale jeszcze raz przypomnę, że moralność nie jest ukształtowana biologicznie, ale społecznie.

A od czego w takim razie zależy to, czy w związku radzimy sobie z emocjami? Tak samo jak wiemy, że nie powinniśmy jeść po nocach batoników, wiemy też, że nie można przerzucać złych emocji z pracy na partnera, żeby nie powtarzać mu „Jesteś jak swój ojciec”. A potem i tak kończy się awanturą z żoną, choć wkurzeni jesteśmy na szefa.

Jest nam z tym tak trudno, bo dopiero od niedawna jesteśmy edukowani, w jaki sposób radzić sobie z emocjami w zgodzie z biologią. Do tej pory wychowywano nas w kulcie racjonalności – poradzisz sobie ze wszystkimi emocjami, pokonując je myślą i intelektem. Na przykład: „Nie martw się, on nie jest wart tego, żebyś się przejmowała, że on cię zostawił”. I nawet wiesz, że twoje koleżanki, kiedy tak mówią, mają rację, bo on zdradzał cię z innymi, ale twoje serce i tak jest zdruzgotane. Kłócisz się z kimś, słyszysz przykre rzeczy i choć wiesz, że ktoś ci je mówi, bo po prostu ci zazdrości, że ta osoba oddałaby wszystko, żeby być na twoim miejscu, to i tak jej słowa ranią cię jak sztylety. Intelekt nic tu nie pomoże.

To, co w takim razie może pomóc?

Wysiłek mięśniowy. Prosta zasada – jeśli się pokłóciłeś, to teraz musisz pobiegać po schodach i to z siebie zrzucić. Dla większości osób będzie to dziwne – ktoś mi powiedział coś przykrego, a ja mam biegać po schodach? Zamiast was przekonywać, powiem tak – spróbujcie raz tak zrobić i zobaczycie, co się wydarzy. Gwarantuję, że jak wbiegniecie na jedno-dwa piętra, to nie zmieni się może to, że czujecie się zranieni, ale za to nie będziecie już mieli ochoty tej osoby rozszarpać.

Dlaczego?

Bo fizycznie już nie macie energii, kortyzol zniknął. Jeśli się tego nie zrobi, tylko sztucznie będziemy się uspokajać – nie przejmuj się, to nic takiego – w naszym organizmie wciąż będzie krążył kortyzol. Kortyzol nie zużyty zgodnie z biologicznym przeznaczeniem będzie jak kwas, który wyżera żołądek i powoduje wrzody. A jeśli będzie się to działo chronicznie, to przerzuci się na układ wieńcowy lub zwiększy ryzyko nowotworu. Mamy biologiczne, zwierzęce ciała. To nasz umysł jest boski, ale jest nowym tworem – ma dopiero 200 tys. lat. Wtedy nastąpiła mutacja genu FOXP2 i zaczęliśmy myśleć abstrakcyjnie. Musimy o tym pamiętać. Sami zobaczycie, jaką ulgę poczujecie, ile złej energii z was zejdzie, kiedy się tak przebiegniecie po schodach. A przy okazji poprawi się kondycja i pupa się uzgrabni.

Pan stworzył cały program, dzięki któremu można więcej dowiedzieć się o zarządzaniu emocjami według zasad neuronauki, czyli MindSpa.

MindSpa ma różne odsłony, w tym roku zajmuje się rozwojem osobistym, czyli lepszym poznaniem siebie i swojego umysłu. Opowiadamy o tym, jak funkcjonują te części mózgu, które odpowiedzialne są za racjonalność, logikę, oraz za emocje, intuicję i podświadomość. Potem wchodzimy na poziom indywidualnej diagnozy, pokazując jakie każdy ma mocne strony, a które można trochę wzmocnić lub skorygować. Moja firma opatentowała w USA specjalne cyfrowe ankiety, które wypełnia się na tablecie lub smartfonie. Na podstawie tego, w jaki sposób dotyka się ekran, algorytm rozpoznaje, czy jest się pewnym tego, co się sądzi na dany temat. Dzięki temu odkrywamy to, co mówisz o sobie i w to wierzysz, to, co mówisz o sobie i chciałabyś w to wierzyć, oraz to, co mówisz o sobie i nawet ty w to nie wierzysz.

I MindSpa może pomóc to zmienić?

MindSpa jest jak krem pod oczy – to znakomite narzędzie, ale nie będzie działać, jeśli nie będziesz tego robić regularnie. Dajemy przepisy na to, co i jak robić przez 12 miesięcy, żeby weszło to w krew i żeby udało się zmienić nawyki. Na przykład jak radzić sobie ze stresem – jak się zresetować przed ważną rozmową, negocjacjami albo przed podjęciem decyzji. Pokazujemy zalety neurofitnessu, czyli treningu różnorodności, który pomaga oswoić stres przed zmianą. Uczymy, jak zostawiać pracę w pracy, a nie wozić ją w samochodzie do domu, jak korzystać z siły intuicji, która często podpowiada, co robić, ale my to ignorujemy, jak rozwijać inteligencję emocjonalną, jak angażować ludzi i wzbudzać w nich pasje. Staramy się to robić w sposób niekonwencjonalny.

Czyli jaki?

Czy konwencjonalne jest to, że namawiam do oglądania seriali telewizyjnych aby trenować neurony lustrzane? Albo jeść obiad palcami i siorbać zupę. Albo to, że mówię, jeśli wasz partner was zdenerwował, to musi to teraz odpracować w łóżku?

I taka praca w łóżku zapewni sukces we dwoje?

Niech pani sama spróbuje (śmiech). W MindSpa pokazujemy też jak radzić sobie z porażkami. Na tym polega bycie silnym człowiekiem. Człowiek, który odniósł sukces nie jest kimś, kto nigdy nie poniósł porażki. To człowiek, który potrafił się po porażce podnieść, otrzepać kolana i pomaszerować dalej. Batonik w biceps mózg będzie potrafił zamienić dopiero za 300 tys. lat. Podnoszenia się z porażki można go nauczyć już teraz. Zapraszam.

Do nauki kompetencji człowieka XXI wieku.

Tak, wieku pasji i emocji.

***

W cyklu „Sukces we dwoje” przeczytaj także i posłuchaj rozmowy z Miłoszem Brzezińskim, Jarosławem Gibasem, Tomaszem Sobierajskim, Jackiem Walkiewiczem i dr Bartoszem Zalewskim.