Jacek Walkiewicz

Największa magia tkwi w codzienności

Dagny Kurdwanowska

Jeśli ludzie się kochają, to są w stanie przetrwać wszystko - mówi psycholog, Jacek Walkiewicz. Jak zatem dbać o miłość i bliskość, by nasz związek przetrwał i nudę, i burze?

Czy wspólne wyzwanie może być sposobem na długi i szczęśliwy związek? Czy magia tkwi w codzienności? W czwartej odsłonie „Sukcesu we dwoje” Olga Kozierowska i Dagny Kurdwanowska rozmawiają z psychologiem, Jackiem Walkiewiczem o sposobach na nudę i rutynę w związku, o algorytmach miłości, o tym, co zrobić, gdy się rozmijamy, gdzie tak naprawdę pojawiają się motyle, czy związek da się naprawić w 48 godzin, ale także o tym, jakie koszty niesie za sobą zmiana oraz dlaczego kluczem do sukcesu we dwoje jest miłość, bliskość i uważność.

Posłuchaj rozmowy Olgi Kozierowskiej.


Dagny Kurdwanowska: W poprzedniej odsłonie cyklu „Sukces we dwoje” Tomasz Sobierajski opowiadał o zmianie – o tym, czy lepiej coś zmieniać w związku, czy zmienić związek. Tamta rozmowa kończy się wątkiem, który stał się inspiracją do naszej dzisiejszej rozmowy. Wychodzi na to, że największym zabójcą związków jest nuda i rutyna. Czy to prawda?

Jacek Walkiewicz: Nuda jest w ogóle zabójcą fajnego życia. Rutyna zabija w nas witalność i radość. Nuda to stan, kiedy nie ma napięcia, nie zadajemy sobie żadnych pytań, nie pojawia się wysiłek, a także wtedy, kiedy nie ma kryzysu. Mówimy, że wtedy pojawia się stabilizacja. Ale nie oznacza to również, że brak nudy powoduje, że związki są udane.

Sposobem na nudę staje się ciągła zmiana.

Trzeba nałożyć na to współczesną rzeczywistość. Nasz brak cierpliwości, większą gotowość do zmian, pośpiech. Kiedyś rodzina była jak spółka z o.o. Wspólnicy coś wnosili i dostawali coś w zamian. Czemuś to służyło i było podejściem zdroworozsądkowym, bo wynikało z potrzeby wzajemnego uzupełnienia się. Dziś wiele osób myśli w kategoriach rozwoju własnego i spełnienia potrzeb. Powtarzamy sobie – nie zamierzam się poświęcać, bo życie jest jedno, my nie pasujemy do siebie, to się wypaliło. I zmieniamy męża, żonę, partnera. W wielu przypadkach ludzie decydują się na zmianę, bo świat wokół nas jest wymienialny. Telefon, toster, samochód zmieniamy w cyklach dwuletnich. Kiedyś na urlopy jeździło się zawsze w to samo miejsce, dziś co roku lecimy gdzieś indziej. Nauczyliśmy się rozwiązywać różne sytuacje właśnie poprzez zmianę. O takiej strategii w związkach mówię, że tylko imię się zmienia, a problemy wciąż pozostają te same.

Zmiana ich nie rozwiąże?

Są osoby, które powiedzą, że w nowym związku funkcjonują lepiej niż w poprzednim, ale pewnie trzeba poczekać 5-10 lat, żeby się o tym przekonać. Niemniej jednak są ludzie, które deklarują, że kolejny związek jest bardziej udany, bo stali się bardziej dojrzali, są inni, a dzięki temu znaleźli też innych partnerów. Zdarza się, że mężczyzna ma trzecią żonę, z którą jest od 20 lat. Dwa poprzednie, krótkotrwałe, związki były dla niego „eksperymentalne”. Dopiero dzięki nim dowiedział się, czegoś o sobie i to pozwoliło mu stworzyć dojrzałą relację. Wiele zależy od tego, w jakim momencie poznajemy swoich partnerów. W zależności od wieku nabieramy innej perspektywy, dojrzałości i świadomości siebie.

O czego jeszcze zależy to, czy będziemy potrafili stworzyć dojrzały i długodystansowy związek?

W największym stopniu zależy to od tego, jacy jesteśmy. Są osoby, które są zachowawcze i są osoby odważniej podchodzące do zmian. Ludzie mają różne temperamenty, różne potrzeby, także seksualne. Kiedyś nie miało to aż takiego znaczenia. Dziś ma bardzo duże. Szukamy seksu, w którym możemy się spełnić i dla wielu osób jest to tak istotny czynnik, że może zdecydować o przyszłości ich związku. Jest przecież mnóstwo przykładów na to, że ludzie są gotowi zrujnować swoje życie, zbankrutować, oddać wszystko, żeby pójść w nieznane z przypadkowo poznaną osobą. Czasami kończy się to happy endem, czasem nie, ale to pokazuje jak mają wielką determinację w sobie. Potrafią czasem przekreślić dwadzieścia lat dotychczasowego życia w imię czegoś, co odczuwają.

Dlaczego tak się dzieje?

Człowiek jest istotą tajemniczą. Może więc się okazać, że miłość to w ogóle jest kwestia biochemii lub fizyki kwantowej, która decyduje o tym, że dwie osoby wpadają na siebie w określonym momencie i decydują o tym, że będą razem. A może wszystko rozgrywa się w naszych jelitach? Dziś mówi się przecież, że jelita to drugi po mózgu najważniejszy ośrodek naszego ciała.

Czyli może się okazać, że motyle mamy w jelitach, a nie w brzuchu.

Jak już mówiłem – człowiek jest tajemniczy. Nie da się tego wszystkiego, co o nim wiemy zebrać w jakąś zgeneralizowaną prawdę. Każdego trzeba postrzegać indywidualnie. To oznacza, że trzeba spojrzeć na jego korzenie, historię tego człowieka – co wyniósł z domu, jakie ma doświadczenia, czego mu brakowało, czego szukał. W każdym przypadku będziemy mieli do czynienia z inną opowieścią. Również historię każdej pary trzeba więc prześledzić indywidualnie. Dlatego te generalizacje, które pojawiają się w książkach i poradnikach tak często nie działają. Wystarczy jeden unikalny czynnik, który spowoduje, że ta para będzie niepodobna do wszystkich innych. Myślę, że długo jeszcze nie będziemy w stanie odkryć wszystkich czynników, które decydują o miłości i związkach. Tych, które znamy jest już tak dużo, że niemożliwe jest skorelowanie ich i znalezienie jednego, uniwersalnego algorytmu.

Jeśli miłością rządzi przypadek, to czy w związku mamy wpływ na to, co się dzieje?

Tak, ale ograniczony. Mamy wpływ na swoje odczucia, swoje spostrzeżenia, opinie, przekonania, ale nie mamy wpływu na partnera. Związek to taniec dwóch osób i jeśli jedna z nich myli kroki, to coś jeszcze z tego można uratować. Ale jeśli jedno z dwojga nie ma ochoty dłużej tańczyć, to nic z tego nie będzie. Nie jest więc tak, że jedna osoba może zrobić 100% wszystkiego, żeby utrzymać związek. Możemy zrobić tylko połowę, czyli to, co jest po naszej stronie. Zawsze może się zdarzyć, że ktoś przyjdzie i powie – „Ja już cię nie kocham, nie chcę z tobą być”. Wtedy zaczyna się dramat. Zgadzam się z Wojtkiem Eichelbergerem, który mówi, że lepiej kochać i nie być kochanym niż nie kochać i być kochanym. To znaczy, że lepiej kochać, mieć ten stan w sobie i dawać go ludziom niż być pustym i mierzyć się z tym, że ktoś mówi „Ale ja cię bardzo kocham, zostań ze mną”.

Kiedy partner przychodzi i mówi „Chcę odejść”, nie zatrzymywać go na siłę?

Jeśli ktoś bardzo nie chce z nami być, możemy powiedzieć – „W porządku, odejdź” i zwrócić mu wolność. To trudne, ale taka jest istota miłości – akceptacja i chęć, by drugiej osobie dać to, czego ona potrzebuje. To wszystko oczywiście fajnie wygląda w teorii. W praktyce jest to często dramat dwojga ludzi.

To także całkowita rezygnacja z egoizmu. A czy w związkach ten egoizm nam się jednak nie przydaje, na przykład do tego, żeby zadbać trochę o siebie?

W związkach generalnie tak jest, że trzeba najpierw zadbać o siebie, żeby umieć zadbać o drugiego człowieka. Jeśli nie dbamy o siebie, jeśli uwieszamy się na kimś, to stajemy się dla partnera obciążeniem. Musi być pewna równowaga w dawaniu i braniu. Zdrowa asertywność, gotowość do dbania o swoją przestrzeń jest potrzebna. Ale ludzie są różni i bardzo różnie się dobierają w pary. Czasem wyraźnie widać tę asymetrię – ktoś jest dominujący, a ktoś uległy. Często oni sami nie znają przyczyny, dla której związali się akurat z tą konkretną osobą. Twierdzą, że ich życie jest fajne, mają rodzinę, udane dzieci, dobrą pracę, a jednak odczuwają jakąś pustkę, której nie potrafią wytłumaczyć. Jestem zwolennikiem terapii Berta Hellingera. W jego ustawieniach potrafią wyjść sprawy, o których nikt nigdy nie mówił, przemilczane tajemnice rodzinne, które mają ogromny wpływ na nasze życie. Poza tym, co da się zmierzyć, jest jeszcze sfera duchowa, która jest bardzo trudna do zmierzenia i opisania.

A która ma duży wpływ także na nasze relacje w związku?

Ja osobiście wierzę, że tak. Człowiek jest istotą duchową, nie tylko materialną.

Badania pokazują, że pary, które są ze sobą 10 lat i dłużej trwają, ponieważ potrafią sobie stawiać wspólne cele i wyzwania.

Dla wielu par cele realizują się przez dzieci. Do tego można dołożyć inne cele długoterminowe, na przykład budowę domu, kredyty. Czytałem kiedyś o parze, która 30 lat budowała żaglówkę, którą na emeryturze chciała popłynąć dookoła świata. Ale to wyjątkowy przykład ludzi, którzy swój związek widzieli w tak długiej perspektywie. Pary trzymają nie tylko wspólne cele i wspólny horyzont, ale też wspólne zainteresowania i rytm życia. Jedno się rozwija i drugie się rozwija. Jedno postanawia biegać, drugie zaczyna dbać o siebie jeżdżąc na rowerze.

Znam parę, w której jedno uwielbia podróżować, a drugie woli czytać książki. I też są ze sobą szczęśliwi.

Pewnie, gdybyśmy pogrzebali, to znaleźlibyśmy jeszcze wiele innych przykładów, które wymykają się regułom. Ja bym klucza upatrywał tutaj raczej w słowie „miłość”. Jeśli ludzie się kochają, to są w stanie przetrwać wszystko.

To jak dbać o tę miłość, żeby miała dość siły i przetrwała wszystko, nawet nudę?

Miłość jest nierozerwalnie połączona z bliskością, czyli ze stanem, kiedy jesteśmy fizycznie i emocjonalnie blisko. Ona powoduje, że ludzie lubią przebywać obok siebie, dotykać się, pogłaskać, wziąć za rękę. Kiedy idzie się na imprezy lub gdzieś, gdzie można ludzi obserwować, to kiedy w drzwiach staje para, od razu widać jaka jest między nimi bliskość. W swojej książce napisałem, że nie wiem, czy najpierw kończy się miłość, czy najpierw kończy się bliskość. Te dwie rzeczy są nierozerwalne. Myślę, że czasem miłość może się kończyć przez brak bliskości. Wszystkie związki na odległość poddane są tej próbie. Wiele z nich, mimo że partnerzy mają wspólne cele i plany, może jej nie przetrwać.

Nie trzeba wyjazdu. Bywa, że jedno z partnerów usiądzie w pokoju przed telewizorem, a drugie w kuchni przed komputerem i też oddalają się od siebie.

A potem rozdzielą łóżka, a w końcu sypialnie. Trudno mi jednak powiedzieć, czy jest to konsekwencja tego, że miłość i bliskość się kończy, więc zmieniają przestrzeń, w której żyją, czy po prostu mieli taki pomysł na siebie, bo zmienił im się temperament, rytm życia i uznali, że tak będzie im łatwiej i wygodniej żyć.

Przeczytaj także: To na równowadze budujemy życie, a nie na naszych szaleństwach

I wracamy do wygody, która jest wrogiem nie tylko bliskości, ale i podtrzymywania iskry w związku.

Tak, bo wygoda może sprawić, że w końcu ci ludzie oddalą się od siebie. Znam też historie, kiedy pary potrzebowały oddalenia po to, żeby przyjrzeć się sobie na nowo. Dzięki temu potrafiły później odbudować bliskość i tworzyć dojrzalszy związek. Niektórzy potrzebowali przeżyć jeszcze jedno wielkie, romantyczne uniesienie, ale kiedy się wypaliło, wracali do swojego portu. To fascynujące jak wiele różnych jest doświadczeń i opowieści. Nie ma jednego scenariusza. I to w sumie jest optymistyczne, ponieważ oznacza, że niezależnie od tego, co mówią statystyki, każdy może życie układać po swojemu.

To ważne, co Pan mówi, ponieważ żyjemy w czasach uogólnień i złotych rad. Przygotowując się do tej rozmowy znalazłam nawet tekst o tym, jak naprawić związek w 48 godzin. Łatwo oceniamy też tych, którzy wyłamują się ze schematów. Z kolei pary, które żyją po swojemu odczuwają frustrację, że nie pasują do tych wszystkich rad i stereotypów.

Dziś wszystko musi być w siedmiu krokach, pięciu sposobach i najlepiej, żeby było w 48 godzin. Być może tego właśnie ludzie teraz potrzebują. Poza tym ważne jest, że ludzie szukają i jeśli pomoże im akurat metoda pięciu kroków w 24 godziny to świetnie, niech z niej skorzystają. Ja patrzę na to wszystko z trochę innej perspektywy, ponieważ jestem z pokolenia ludzi, którzy na wszystko czekali. Mieliśmy dłuższą perspektywę i inne wartości były dla nas ważne. Kiedyś istotne było to, że związek miał trwać do końca życia. To powodowało, że nawet, jeśli w związku było niewygodnie, nie rezygnowało się z niego.

Jak zatem odnaleźć się w świecie nowych wartości?

Jestem wielkim miłośnikiem tego, co powiedział OSHO, że życie mądre to życie uważne i świadome. Te dwa słowa załatwiają wszystko. Człowiek wie, co wie, wie co myśli, wie dlaczego jest tym, kim jest, co czuje. Są ludzie, którzy są dojrzali, są ludzie, którzy przechodzą od niedojrzałości do dojrzałości i jest jakiś procent ludzi, którym z wiekiem zamiast mądrości przychodzi tylko wiek. Często patrzymy na człowieka, którego znamy 20 lat i myślimy – ja o nim nic nie wiem. Często sami o sobie niewiele wiemy, bo nie zagłębiliśmy się w siebie.

Dla wielu osób to trudne i bolesne.

Dlatego nie łudzę się, że wszyscy będą gotowi płacić 120 złotych co tydzień i chodzić przez wiele miesięcy do psychologa, by najpierw nic nie czuć, potem czuć ogromny ból i dyskomfort, a na końcu, że jednak wszystko zostało poskładane. Ludzie mają prawo tego nie chcieć. Gdy jedno z partnerów zaczyna się rozwijać, idzie na kurs, na terapię, na jogę, pewnego dnia może wrócić do domu i stwierdzić, że ten człowiek, który siedzi na kanapie przed telewizorem jest obcą osobą. Bo my jesteśmy już gdzie indziej i taki jest koszt naszego rozwoju.

Można mu powiedzieć – Wstań z kanapy i chodź ze mną.

Chodzenie za innymi i mówienie – „Zmień się, ja ci powiem, jak masz to zrobić. A jak to zrobisz, to będziesz szczęśliwy” – jest w moim odczuciu uzurpowaniem sobie prawa do oceny tego, jak czyjeś życie powinno wyglądać. Nie mamy prawa patrzeć na czyjś związek lub na czyjeś życie, oceniać, czy jest tam wystarczająco dużo bliskości, po czym wciskać cudowne rozwiązania, które nam się wydają idealne i po których ludzie będą szczęśliwsi. Wcale nie musi tak się stać. Nie jest oczywiste, że można uszczęśliwić drugą osobą. Wręcz przeciwnie, powiedziałbym, że nie można tego zrobić.

Elementem uważności i świadomości jest też otwartość na to, że ludzie są różni, mają różne pomysły na siebie i związki?

Może nam się nie podobać mąż przyjaciółki, ale ona z jakiegoś powodu go wybrała i z jakiegoś powodu chce z nim żyć. Gdyby jej nie pasował, to by odeszła. Wybieramy partnerów, bo mają jakiś zestaw cech, który nam pasuje. Ale my też mamy swój zestaw cech, który o tym decyduje. Łatwo jest mówić: „Ja bym wzięła walizkę i zostawiła dziada”. Z zewnątrz widać wszystko szerzej. Osoba, która jest w środku ma inną percepcję. To jest jej świat i może w nim funkcjonować całe życie. Niektórzy nie chcą się zmieniać.

Wiele lat temu czytałam o kobiecie, którą bił mąż. Miał swój zestaw kar i tortur, które na niej stosował. Pewnego razu opowiedziała o tym przyjaciółkom. Dopiero one powiedziały jej, że to nie jest normalne. Ona była zaskoczona – To was mąż nie bije? – pytała zaskoczona. Pojawia się przewrotne pytanie – co dalej? Bo ona innego świata nie zna, nie wie jak mogą wyglądać inne relacje. Szalenie łatwo jest powiedzieć komuś – to jest złe, tak nie rób, zmień siebie, zmień swój związek. Jeśli to jest złe, to co jest dobre? Jeśli to nie działa, to co będzie działać?

Naszych partnerów też próbujemy zmieniać na własną modłę.

Jest książka, która pięknie to opisuje, „Biała Masajka”. Opowiada o kobiecie, która zakochuje się w masajskim wojowniku, a później jego świat próbuje przerobić po swojemu, na taki, który jest jej bliski, ale obcy temu mężczyźnie.

To pokazuje jak pięknie potrafimy się w związku rozmijać.

Bycie uważnym i świadomym partnerem wiąże się z tym, że jesteśmy uważni także w stosunku do siebie. Warto dać sobie czas na refleksję i na zadanie sobie kilku pytań. Puentując naszą rozmowę, można powiedzieć, że kiedy dwoje ludzi rozpoczyna wspólną podróż, to na każdym etapie tej podróży warto być świadomym i uważnym tego, co się wokół dzieje. Myślę, że największa magia jest w codzienności. W tym prozaicznym życiu, a tam bliskość z drugim człowiekiem jest rzeczą podstawową.

***

Jacek Walkiewicz psycholog, członek Stowarzyszenia Profesjonalnych Mówców ( www.mowcy.pl ). Od dwudziestu lat aktywnie uczestniczy w rozwoju edukacji dorosłych. Autor programów szkoleniowych i wykładów dla ponad 300 firm. Ceniony za wiedzę merytoryczną i inspirujący , narracyjny, pełen humoru sposób prowadzenia spotkań. Jego wykład na TEDxWSB umieszczony na YouTube ma ponad 1.5 miliona odsłon. Autor książki „Pełna MOC życia” i „Pełna MOC możliwości”. Ta ostatnia została nagrodzona w konkursie miesięcznika Charaktery ( nagroda Teofrasta ) za najpopularniejsza książkę psychologiczną napisaną w 2013 roku. Właściciel autorskiej księgarni „Pełna MOC słów” na ul Chmielnej 10 w Warszawie. Prywatnie żonaty (żona Monika), ojciec czwórki dzieci, pasjonat turystyki kempingowej.