Sally Helgesen, Nie podcinaj sobie skrzydeł

Nie podcinaj sobie skrzydeł

Karina Wieczorek-Saduś

Obawiasz się przedstawiać publicznie swoje pomysły? Niechętnie mówisz o własnych osiągnięciach? Masz kłopot z uzyskaniem wsparcia od przełożonych i zdobyciem uznania współpracowników? Zapraszamy więc do lektury wywiadu z Sally Hegensen, autorką książki "Nie podcinaj sobie skrzydeł". Zainspiruj się i znajdź w sobie odwagę!

Karina Wieczorek-Saduś: Nie podcinaj sobie skrzydeł rozpoczyna opis zjawiska znanego pewnie większości kobiet, tzw. „mówienie będąc kobietą” (speaking while female) – gdy pomysł jest wypowiadany przez kobietę, często zostaje zignorowany, a gdy jej kolega powie o nim pięć minut później, przyjęty z entuzjazmem. Czy wciąż zdarza Ci się, mimo twojej sławy i statusu, że to co mówisz zostaje zignorowane?

Sally Helgesen: Już nie, choć zdarzało mi się to wielokrotnie. To chyba zaleta wieku, bo mam już swoje lata. Wielokrotnie słyszałam, że kobiety z wiekiem stają się niewidoczne, ale ja tego tak nie czuję. Co nie zmienia faktu, że kobiety powinny wymagać więcej szacunku zanim skończą 70 lat. I niestety stale obserwuję to zjawisko, widzę jak wkład kobiet bywa ignorowany i widzę jak same się cenzurują i powstrzymują przed wypowiedzeniem swojego zdania, bo poświęcają tak wiele energii na próbę kontroli co pomyślą o nich inni.

Karina: Jesteś matką-założycielką konceptu kobiecego przywództwa, bo jako pierwsze już w 1990 roku napisałaś o tym książkę (Female advantage). To całkiem spora perspektywa, i pewnie wiele się na przestrzeni lat zmieniło na lepsze?

Sally: Tak, zajmuję się tym tematem od strony badawczej i praktycznej już prawie 40 lat, pracując z kobietami na całym świecie. I po pierwsze, kobiety są dużo pewniejsze siebie i nabierają wiary we własne możliwości na znacznie wcześniejszym etapie życiowym. I, co pewnie z tym powiązane, zauważam obecnie dużo większą solidarność między kobietami w miejsce wcześniejszej rywalizacji, czemu trudno było się dziwić, gdy było tak niewiele dostępnych kobietom stanowisk wiążących się z realnym wpływem czy autorytetem. Przykładowo: w latach ’90, gdy firmy zapraszały mnie na pierwsze wydarzenia dotyczące przywództwa kobiet, często miały problem, aby znaleźć kobiety, które chciałyby na nich wystąpić. I oczywiście było ich wtedy dużo mniej niż obecnie, ale przede wszystkim nie chciały być kojarzone jako kobiety. Często twierdziły, że to je osłabi, spowolni ich kariery. I to się zmieniło o 180 stopni, bo obecnie liderki często widzą dla siebie szansę w promowaniu innych kobiet, widzą, że to im się opłaca. I to poczucie solidarności, myślenie, że skoro mi się udało, to mogę ciebie wesprzeć na twojej drodze, to nam się fantastycznie udało. I po trzecie, kobiety zaczęły znajdować męskich sojuszników i mentorów, którzy pomagają im w rozwoju zawodowym.

Karina: A gdzie widzisz obszary do poprawy?

Sally: Oczywiście we wszystkich systemowych i strukturalnych ograniczeniach, które w dalszym ciągu istnieją w wielu organizacjach i one mocno się różnią w zależności od kraju czy kręgu kulturowego. Ale myślę że dlatego Nie podcinaj sobie skrzydeł jest tak popularna na całym świecie (to już jest 25 wydanie zagraniczne z tego co pamiętam) to fakt, że dotyczy wewnętrznych barier, które wydają się być takie same niezależnie od szerokości geograficznej. Chodzi mi m.in. o szczególne wyczulenie na oczekiwania innych czy niechęć do wypowiedzenia swojego zdania czy pomysłu, a często pretensje do siebie, gdy już to zrobimy i nie uzyskamy aprobaty. I odpuszczanie, nie walczenie o pomysł, który został skrytykowany. I takie przedwczesne poddawanie się jest powszechne.

Karina: Czy masz jakąś radę jak temu zapobiec?

Sally: Trzeba zacząć od zidentyfikowania, która z barier podcina nam skrzydła. W książce piszemy o 12 nawykach, a kobiety często mi mówią: o, ja mam 9 z nich i nie wiem gdzie zacząć. Zacznij od początku, od tego, co ci się wydaje najłatwiejsze. Powiedzmy, że jest to trudność z chwaleniem się osiągnięciami. Jeśli boisz się, że zostaniesz uznana za egocentryczkę czy karierowiczkę nieumiejącą grać zespołowo, zacznij mówić językiem wkładu (co jest zresztą ciekawym rozróżnieniem: osiąganie czegoś, a przyczynienie się do czegoś). I wcale nie musisz dzięki temu udawać kogoś kim nie jesteś. I drugi, bardzo ważny krok: poszukaj sojusznika. Kogoś, komu możesz opowiedzieć o swoim pomyśle i poprosić, żeby cię poparł/a podczas spotkania, pomogła się nie wycofywać. Sojusznik to niekoniecznie musi być mentor na całe życie. Ja to nazywam nieformalnym powołaniem: zaangażowanie w projekt osób, które nam pomogą, poprą nas. Bo bardzo trudno jest zmienić dynamikę w grupie samodzielnie.

Karina:  W książce opisujecie 12 nawyków, i to są w sumie bardzo subtelne zmiany, które mogą mieć olbrzymi wpływ na dalsze życie. Jak je odkryliście?

Sally: od wielu lat pracuję z kobietami, i widzę pewne wzory zachowania, które są zauważalne nawet u kobiet, które odniosły olbrzymi sukces. I co ciekawe, one się przejawiają inaczej na początku kariery i w późniejszych jej etapach. A ponieważ współautorem książki jest Marshall Goldsmith, autor „What got you here, won’t get you there” bliska nam była idea nawyków, które do pewnego momentu bardzo nam pomagają, ale które trzeba porzucić, aby rozwijać się dalej. W Nie podcinaj sobie skrzydeł są dwa nawyki, które szczególnie mocno spełniają owo kryterium: jest to perfekcjonizm oraz chorobliwa potrzeba zadowalania. Oba nawyki mogą bardzo pomóc kobiecie na początku kariery, bo dzięki temu są lubiane i można im zaufać, że dopną wszystko na ostatni guzik. Ale gdy zostają managerkami, oba nawyki mogą stać się bardzo problematyczne, bo prowadzą do micromanagementu, czy trudności z egzekwowaniem. Gdy jesteś perfekcjonistką, możesz stać się źródłem stresu (dla siebie i innych), gdy chcesz wszystkich zadowolić, będziesz słabą liderką.

Karina: Który nawyk najbardziej cię zaskoczył?

Sally: oczywiście u siebie też go zauważyłam, ale najgłośniejsze „aha” powiedziałam, gdy zrozumiałam jak wiele kobiet ma problem z niezdolnością do korzystania z wypracowanych relacji i kontaktów. Bo przecież kobiety są świetne w nawiązywaniu kontaktów, budowaniu relacji przyjaźni czy koleżeństwa i często wkładają w to wiele wysiłku. Dlaczego więc nie przekłada się to na większe osiągnięcia? Bo nie umiemy prosić o pomoc. Moje badania pokazują, że mamy problem z transakcyjną formą relacji, opór przed podejściem „ręka rękę myje”. A mężczyźni często robią to nawet się nie zastanawiając. Choć oczywiście kobiety, które weszły na szczyt, albo są bardzo skuteczne w sprzedaży, potrafią to robić. Ale zapominamy, że osoby, które proszą o pomoc, są też świetne w udzielaniu pomocy, więc wydaje mi się, że trzeba przyjąć taką optykę. 

Karina: Wiele kobiet wspinając się po ścieżce kariery ma na plecach plecak wypełniony ciężkimi kamieniami, które mają różne napisy: nad ambitna, nadwrażliwa, przesadza, przemądrzała. Czy mogłabyś podpowiedzieć jak rozpakować ten plecak, żeby przestał ciążyć?

Sally:  Tak, i to jest zjawisko, do którego nawiązywałam już wcześniej. Chodzi o potrzebę wpływu na to, co myślą o nas inni. A to pochłania masę energii, i dlatego ów plecak jest taki ciężki. Większość mężczyzn tego nie ma; jeśli ktoś się wobec nich zachowa niefajnie, pomyślą tylko „ale buc”, a nie będą się zamartwiać, że o jejku, on mnie nie lubi. I to jest lekcja, której nauczyłam się dość wcześnie, gdy zaczynałam pracę w korporacji. Na pewnym spotkaniu powiedziałam o swoim pomyśle, choć byłam jedyną kobietą i na dodatek na najniższym stanowisku. Oczywiście nikt nie podchwycił tematu, o czym rozmawiałyśmy wcześniej. Ale wychodząc, szef mojego szefa podszedł do mnie i bardzo zjadliwym tonem powiedział: „no, widzę że nie masz problemu z mówieniem co myślisz” sugerując, że źle się zachowałam. I szczerze nie wiem co we mnie wstąpiło, ale powiedziałam tylko: „Nie mam”. Nie przeprosiłam, nie starałam się załagodzić sytuacji (co oczywiście zdarzyło mi się wielokrotnie), nie przekonywałam go, że przecież mam prawo się wypowiedzieć. Byłam pewna, że mnie zwolni. Ale jakiś miesiąc później podsłuchałam jak mówił do kogoś: „wiesz co mi się podoba w Sally? Że nie boi się wypowiedzieć własnego zdania”. Okazało się, że po prostu się do tego przyzwyczaił.

Jeśli ktoś pomyśli o nas coś złego, to nie ma co się tym zajmować, nie mamy na to wpływu. Trzeba odpuścić, bo kiedy nie przejmujemy się tym, nie staramy naprawić wrażenia itp. Często okazuje się, że ludzie się przyzwyczają i pogodzą z tym jacy jesteśmy.

Karina: Świetna historia. W książce jest jeszcze jedna, która zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie, to opowieść o tym jak z Marshallem Goldsmithem występowaliście na jednej konferencji.

Sally: a tak, to było w czasach, gdy Marshall już był znany, a ja zajmowałam się takim niszowym tematem jak przywództwo kobiet. Oboje zostaliśmy zaproszeni na konferencję technologiczną i postanowiliśmy zrobić wspólne zajęcia, bo znamy się i lubimy od lat. Przyjechałam dzień wcześniej i zamiast spotkać się z przyjaciółmi, cały wieczór ćwiczyłam swoje wystąpienie. Rano spotkaliśmy się w lobby, skąd klient miał nas zabrać na konferencję; Marshall nie dość, że spóźniony, to jeszcze w obciętych dżinsach – okazało się, że zapomniał spodni. Ja umarłabym w tej sytuacji ze wstydu, a on po prostu poprosił o przystanek w centrum handlowym, gdzie próbował kupić spodnie (o 8 rano!). Oczywiście spóźniliśmy się przez to na wystąpienie, a Marshall dodatkowo wychodząc z toalety rozbił głowę o wieszak, wszystko na widoku uczestników. Gdyby mnie to się przytrafiło, chyba umarłabym ze wstydu. A ten dalej nic, wszedł na scenę, popatrzył na agendę i stwierdził, że jednak zrobimy coś innego i zaimprowizował cały warsztat. Uczestnicy bawili się wspaniale.

W pewnym momencie zorientował się, że pomylił godziny lotów, i musi już wyjść na samolot. Przerwał wystąpienie mówiąc, że zostawia uczestników w moich rękach i pobiegł do taksówki, a widownia zgotowała mu owację na stojąco. A przecież tyle rzeczy mu nie wyszło! Okazało się, że ludzi kupiła jego spontaniczność, a moje perfekcyjne wystąpienie nie wzbudziło nawet w połowie takiego entuzjazmu. Mogłam spotkać się z przyjaciółmi, zamiast się przygotowywać. I to była dla mnie świetna lekcja: jeśli sama nie jesteś idealna, pozwalasz innym na bycie nieidealnym.

Karina: Dla mnie najtrudniejsze w tej opowieści byłoby poradzenie sobie z tym, że sprawiłam innym tyle kłopotu: wycieczka do sklepu, konieczność dokończenia za mnie warsztatu, itd. Czy masz jakiś sposób jak sobie z tym poradzić?

Sally: Tak, i znów wracamy do próby zarządzania tym, co o nas myślą. Przecież stale komuś sprawiamy kłopot, a inni ludzie ciągle zawracają głowę nam. I wiesz co? Marshall nie przepraszał, nie tłumaczył się że dużo podróżuje i że zostawił spodnie w hotelu, po prostu stwierdził „zapomniałem spodni”. I to mi wiele dało, bo zrozumiałam wtedy, że po prostu komunikując problem, pokazujemy innym, że jesteśmy ludźmi. A przepraszając, tłumacząc się pokazujemy jedynie jak bardzo jesteśmy przywiązani do własnych standardów perfekcji. I to jest ważne, kobiety muszą przestać przepraszać. Stale jestem tego świadkiem: jadę gdzieś na konferencję, pytają mnie jaką chcę kawę. Akurat takiej nie mają i milion przeprosin. I znów, to nie jest zła cecha, wręcz przeciwnie, wynika z bardzo chwalebnej potrzeby zaopiekowania się drugim człowiekiem. Ale jest to nawyk, który bywa bardzo kontr produktywny i warto nad nim popracować.

Karina: no właśnie: to tylko nawyk. Jedną z olbrzymich zalet Nie podcinaj sobie skrzydeł jest rozróżnienie pomiędzy nawykiem a tożsamością. Jak to się dzieje, że czasem myślimy o sobie w kategoriach tego, co robimy?

Sally: Dokładnie o to chodzi: nasze nawyki tworzą naszą wizję siebie. I to słychać z każdej strony: „jestem słaba w nowych technologiach” albo „jestem nieśmiała” czy nieporadna. Ludzie tworzą swój własny obraz w oparciu o zjawiska, które ich nie konstytuują. I to jest bardzo nieefektywne, bo nawyk można zmienić, to kim się jest – trudno. I myślę, że jedną z bardzo pomocnych strategii jak już zidentyfikujemy które nawyki stoją nam na przeszkodzie to zacząć od najłatwiejszej i poszukać sojusznika, który będzie świadkiem naszego postępu, wsparciem, źródłem dobrych rad i sposobów. Warto też śledzić swoje postępy.

Karina: a który z nawyków uważasz za najpotężniejszy?

Sally: Myślę, że to się różni w zależności od osoby. Nawyk chorobliwej potrzeby zadowalania innych może być wyjątkowo potężny, szczególnie że może być bardzo mocno powiązany z tożsamością. Bycie miłym może bardzo mocno definiować jakim człowiekiem się widzimy. No i tracimy olbrzymią ilość energii, gdy próbujemy wszystkich dookoła zadowolić. Nie uczymy się stawiać granic, zupełnie pomijamy siebie uprzywilejowując innych i ich potrzeby. Bo problem nie tkwi w byciu miłym, tylko w potrzebie zadowalania innych i cierpieniu, gdy inni choć przez chwilę cierpią niewygodę. I tu wracamy do spodni Marshalla.

Drugi to ruminacja, czyli rozpamiętywanie błędów i porażek, ciągłe analizowanie jak do nich doszło. To jest zdradliwy nawyk, bo może się wydawać, że to pomaga w uniknięciu ich w przyszłości. Ale jedyne co robimy, to poświęcamy czas i uwagę przejmując się czymś, co już się stało i jest w przeszłości. A ponieważ jest to tak bardzo wewnętrzny nawyk, bardzo trudno jest znaleźć sojusznika, który pomógłby go nam zmienić.

Karina: Czy masz jakąś podpowiedź jak wychowywać dziewczynki, żeby wyrosło wreszcie pierwsze pokolenie bez tych 12 nawyków?

Sally: To oczywiście nierealistyczne oczekiwać, że nie będą miały żadnych nawyków do przezwyciężania, bo w ten sposób nas się wychowuje, do tego jesteśmy socjalizowane. Ale dbając o pewność siebie dziewczynek jest moim zdaniem kluczowe. Zapewnianie, że to, co robią jest ważne, bo jak wszyscy wiemy z badań, dziewczynki tracą pewność siebie około 12 roku życia i często wtedy przestają uprawiać sport, itp. Itd. I tu są dwa zadania, które moim zdaniem stoją przed rodzicami: po pierwsze zapobieganie perfekcjonizmowi; każdy rodzic mówi do swojego dziecka: cudownie, doskonale, idealnie to zrobił*ś. Widzę to nawet na filmikach, które przesyłają mi krewni, w tle słychać jak mówią do swoich dzieci: „idealnie”. Przestańcie mówić o doskonałości, bo komunikujecie w ten sposób swoim dzieciom, że potrzebujecie perfekcji. I po drugie, jeśli macie nawyk ciągłego robienia zdjęć, nagrywania filmików ze swoimi dziećmi, myślę że warto to przemyśleć. Myślę, że dzieci mogą zinternalizować oczekiwanie, że mają występować, pokazywać się przed kamerą. I przez to mogą stracić pewność siebie, jeśli nie spodobają się sobie w danym momencie.

No i nie zapominajmy o modelowaniu. Dawanie przykładu jak nie podcinać sobie skrzydeł może być najmocniejszą formą nauki. Tak jak ja nauczyłam się wiele na przykładzie Marshalla, próbując przezwyciężyć nawyk ruminacji i perfekcjonizmu. Poprzyklejałam sobie karteczki nad biurkiem z napisem „no trudno”, bo zauważyłam, że on tak właśnie reaguje, gdy coś naprawdę zawali. Podczas pewnego szkolenia w dolinie krzemowej podeszła do mnie kobieta, która po całym domu porozklejała karteczki z napisem „no trudno” i mocno próbowała wyćwiczyć ten nawyk. I opowiedziała mi, jak pewnego dnia jej 3-letnia córeczka wywaliła na podłogę całą miskę jogurtu i zareagowała jedynie „no trudno”. Więc zmiana następuje.

Karina: czy chciałabyś coś przekazać czytelniczkom w Polsce?

Sally: Tak, zdecydowanie. To nie są złe zachowania. To nie są słabości, ani nawet wady. Kobiety często mówią: mam 6 z 12, muszę się poprawić. Ale to nie są wady, to nie jest nawet nic złego. To są po prostu nawyki. I często są to nawyki, które w przeszłości ci pomogły. Ale jeśli chcesz pójść dalej, wyżej, warto je zmienić, co wcale nie jest takie trudne. To są często naprawdę subtelne zmiany, przesunięcia akcentów.

Niestety czasem słyszę, że to są złe nawyki, albo wady. Przy okazji premiery książki w Japonii, wydawca poprosił mnie o przeprowadzenie warsztatu i uczestniczki stale mówiły: mam tę wadę, mam tę wadę. A ja zapytałam, dlaczego wciąż mówicie o wadach? Okazało się, że tytuł książki po japońsku brzmiał: Wady kobiet. Ale to nie są wady, te nawyki nawet nie są złymi nawykami, bo wynikają ze współczucia, chęci zaopiekowania się, chęci niesienia pomocy. Więc wszystkie wynikają z waszych zalet. Pamiętajcie proszę o tym. I że naszym celem było pomóc kobietom przezwyciężyć wewnętrzne przeszkody robiąc to, na co mamy wpływ.

Karina: Mam nadzieję, że spotkamy się kiedyś w Polsce.

Sally: Ja również, to jest moja ambicja. Polska jest jednym z krajów, które zawsze mnie interesowały, i jednym z niewielu, w których jeszcze nie byłam.

Sally Helgesen jest powszechnie uznaną i cenioną specjalistką pracującą z menedżerkami i liderkami. Od momentu publikacji w 1990 roku (wciąż wznawianej) książki The Female Advantage  odwiedziła niemal cały świat z dotyczącymi kobiecej problematyki prelekcjami. Jako coach pracowała dla takich firm jak Microsoft, IBM, Johnson & Johnson, Prudential Financial, Pfizer, Textron, Hewlett Packard czy The World Bank. Prowadziła seminaria w Harvard Graduate School of Education and Smith College, a jej dokonania opisywano w czasopismach „Fortune”, „New York Times”, „Fast Company” i „Business Week”. Sally mieszka w Chatham, w stanie Nowy Jork. Jako autorka lub współautorka wydała łącznie osiem książek.

Nie podcinaj sobie skrzydeł

Wyłącz autopilota, rozpoznaj hamujące rozwój nawyki i naucz się skutecznie osiągać własne cele.

Obawiasz się przedstawiać publicznie swoje pomysły? Niechętnie mówisz o własnych osiągnięciach? Masz kłopot z uzyskaniem wsparcia od przełożonych i zdobyciem uznania współpracowników? Jeśli na którekolwiek z tych pytań odpowiedziałaś twierdząco, ta książka pomoże ci wrócić na właściwy tor. Jest motywująca i pełna praktycznych rad. Przedstawia dwanaście powszechnych nawyków, które utrudniają kobietom osiągnięcie sukcesu, i prezentuje skuteczne sposoby ich zwalczenia. A przy okazji wskaże drogę, która pozwoli ci zyskać większy wpływ na rzeczywistość i rozwinąć własną karierę.

To poradnik dla nowego pokolenia liderek i wszystkich ludzi, którzy życzą im sukcesów.

Nie podcinaj sobie skrzydeł. 12 nawyków, które stoją kobietom na drodze do awansu (mtbiznes.pl)