Jak leczyć niepłodność?

Prawo do macierzyństwa. Przeczytaj o najnowszych zmianach prawnych dotyczących leczenia niepłodności.

Dagny Kurdwanowska

 

1 listopada wchodzi w życie ustawa o leczeniu niepłodności. Ma chronić dziecko, ale wielu kobietom zamknie drogę do macierzyństwa.

Wprowadzając przepisy ustawodawca zamierzał chronić m.in. prawo dziecka do informacji o jego pochodzeniu oraz uporządkować zasady w postępowaniu z materiałem genetycznym. Rozwiązania zaproponowane w ustawie o leczeniu niepłodności będą rodziły jednak wiele problemów. W przypadku par, które nie pozostają w związku małżeńskim, zobowiązują partnera do złożenia specjalnego oświadczenia w Urzędzie Stanu Cywilnego. W przypadku kobiet samotnych lub par jednopłciowych praktycznie zamykają im drogę do macierzyństwa. O nowych przepisach i podejściu do leczenia niepłodności w Polsce z Martą van der Toolen rozmawia Dagny Kurdwanowska.

Nowe przepisy najbardziej uderzają w Polki, które są samotne lub są w związku z inną kobietą.

W tej chwili kobiety samotne lub w związkach homoseksualnych, które decydują się na dziecko mogą przyjść do przychodni, zgłosić problem i jeśli nie ma przeciwwskazań, poddać się inseminacji nasieniem dawcy bądź procedurze in vitro. W obu przypadkach używa się nasienia jednego z banków, które zlokalizowane są w całej Europie i tym nasieniem dokonuje się zapłodnienia komórki. Po 1 listopada sytuacja drastycznie się zmieni. Od tego momentu, jeśli kobieta będzie chciała poddać się takiej procedurze, musi zgłosić się do przychodni z mężem lub partnerem, który ma stwierdzoną azoospermię. Jeśli jest to mąż, sytuacja jest prostsza, ponieważ polskie prawo stanowi, że automatycznie jest uznane jego ojcostwo. W przypadku związku partnerskiego, partner musi udać się do Urzędu Stanu Cywilnego, podpisać oświadczenie, że przyznaje się do ojcostwa dziecka, które zostanie poczęte, a później w przychodni leczenia niepłodności podpisać dokument potwierdzający, że w USC stosowne oświadczenie złożył.

Dla wielu kobiet oznacza to zamknięcie drogi do macierzyństwa.

Teoretycznie tak, a w praktyce bardzo mocno utrudnia zostanie matką.

I będzie sprzyjać turystyce in vitro do krajów z bardziej liberalnym prawem w tej kwestii, np. do Hiszpanii lub Czech.

Tak, dokładnie. Można oczywiście próbować znaleźć kogoś, kto zgodzi się zostać ojcem dziecka, ale to także bardzo skomplikowane. Mężczyzna, który zgodziłby się na coś takiego nie jest przecież anonimowym dawcą, ale znajomym, kolegą, przyjacielem. Będzie znał matkę, być może pozna także dziecko, które się urodzi. To tworzy zupełnie inną relację – emocjonalną, prawną.

To nie jedyny problem, jaki rodzi ta ustawa.

Część kobiet, które podchodziły już do którejś ze wspomnianych procedur – inseminacji lub in vitro – ma zamrożone zarodki. Po 1 listopada stracą prawo do ich wykorzystania, starając się o dziecko kolejny raz i nie posiadając męża lub partnera.

Co się stanie wówczas z zarodkami?

Po upływie określonego czasu, czyli maksymalnie 20 lat taki materiał automatycznie zostanie przekazany do adopcji prenatalnej innej niepłodnej parze. Materiał zostanie wykorzystany, ale nie przez osobę samotną, choć to do niej należy zamrożony materiał.

Kolejny absurd prawny – ustawa pozwala, żeby z metody in vitro skorzystała 60-latka, która ma partnera, a odmawia tego prawa samotnej 30-latce.

Nowa ustawa nie wprowadza żadnych ograniczeń jeśli chodzi o wiek kobiety, za to wprowadza ograniczenia ze względu na jej stan cywilny, jej sytuację życiową czy orientację seksualną. Co więcej, nadal legalna jest adopcja dziecka przez samotną kobietę. Odmawia się jej jednak prawa do posiadania własnego dziecka, choć dzięki tym procedurom miałaby taką szansę.

PRZECZYTAJ TAKŻE: GDY DECYZJA O MACIERZYŃSTWIE MUSI POCZEKAĆ

Każda kobieta powinna mieć prawo do macierzyństwa? Pani także długo starała się o dziecko.

Nie mogłam zajść w ciążę i w końcu trafiłam do jednej z warszawskich przychodni. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało wspaniale. Szybko okazało się, że trafiłam w trybiki machiny i wszyscy byli zainteresowani głównie ginekologiczną stroną tego przedsięwzięcia. Wizyty trwały około kwadransa, wszystko odbywało się za szybko, żeby spokojnie porozmawiać, o wszystko dopytać. Moja pani doktor była ciepłą osobą, ale po prostu nie miała czasu, żeby odpowiadać na wszystkie moje pytania. Podeszłam do kilku inseminacji, które się nie udały. Później poddałam się procedurze in vitro. Udało się za drugim razem. Nikt przez cały ten czas nie zaproponował mi spotkania na przykład z psychologiem.

Jak Pani radziła sobie ze stresem?

Stres, który wywołany jest diagnostyką niepłodności i jej leczeniem jest olbrzymi. Psycholodzy mówią nawet, że jest porównywalny do stresu u chorych na raka. Dlatego w końcu sama zaczęłam szukać sposobów na to, jak o siebie dodatkowo zadbać. W końcu trafiłam do lekarki specjalizującej się w akupunkturze. Sesje u niej były przełomem – podeszłam znowu do in vitro, urodziłam dziecko, a po pół roku byłam w kolejnej ciąży, poczętej już w sposób naturalny. To najlepszy argument dla tych, którzy twierdzą, że in vitro nie jest sposobem na leczenie niepłodności.

To ważne, żeby zadbać o kobietę w tym czasie także od strony emocjonalnej, nie tylko medycznej?

Bardzo ważne! Po wizytach w przychodni wracałam do domu, siadałam przed komputerem i zaczynałam szukać w Internecie – informacji, ale i wsparcia. U kobiet poznanych na forach znajdowałam empatię, ukojenie, rady. Kiedy już przez to wszystko przeszłam i zaczęłam z większym dystansem analizować sytuację, doszłam do wniosku, że nie ma w Warszawie miejsca, które zaopiekowałoby się parami w inny, bardziej kompleksowy sposób.

To wtedy zrodził się pomysł na stworzenie kliniki leczenia niepłodności?

Nie udałoby się ani założyć kliniki, ani jej rozwinąć, gdyby nie ludzie, z którymi pracuję. Zaczęłam zachęcać do współpracy osoby, które poznałam w trakcie swoich doświadczeń. Przez nich poznawałam kolejnych lekarzy, którzy wierzyli w tę samą ideę, co ja – indywidualnego, empatycznego i holistycznego podejścia do pacjenta. Jesteśmy zdania, że in vitro nie jest procedurą, od której powinno się zaczynać. Najpierw warto spróbować innych metod – czasem pomaga zmiana diety, zmiana nawyków, stylu życia. In vitro to procedura, którą należy stosować, gdy inne sposoby zawiodą lub gdy mamy 100% pewności, że z powodu względów medycznych nie ma szans na naturalne poczęcie. Lekarze, psycholodzy, dietetycy, z którymi pracuję to świetni fachowcy, którzy łączą doświadczenie, wyszkolenie, empatię, cierpliwość i wiarę w naszą koncepcję. Wielu z nich zresztą także przeszła przez leczenie niepłodności.

Dlatego motto kliniki brzmi: „Znamy się na leczeniu niepłodności i dokładnie wiemy przez co przechodzisz”?

Ci ludzie wiedzą przez co przechodzi pacjent, bo sami przez to przechodzili. Znają ten problem od podszewki. Wiedzą jak ważne jest to, żeby mieć czas dla pacjenta, zapytać jak się czuje, jak układają się jego relacje z partnerem, relacje z bliskimi i przyjaciółmi. To wszystko jest wbrew pozorom bardzo ważne. W naszej klinice para ma także możliwość skorzystania z różnorodnych form wsparcia psychologicznego oferowanych przez bardzo doświadczoną psycholog niepłodności, Tatianę Ostaszewska-Mosak, która ma też rozległą wiedzę medyczną. Z naszym psychologiem można także porozmawiać przez telefon w trakcie dyżuru telefonicznego lub być w stałym kontakcie mailowym.
Opiekę nad parą niepłodną sprawuje w naszej przychodni zespół interdyscyplinarny: lekarze specjaliści, psycholog, dietetyk, lekarka specjalizująca się w akupunkturze.

Wystrój też ma tworzyć nastrój harmonii?

Nie tylko wystrój, ale cała koncepcja kliniki. Staraliśmy się, żeby pacjenci mieli poczucie intymności i dyskrecji. Sala zabiegowa oraz pracownie rozrodu wspomaganego połączone są ze sobą okienkami podawczymi, więc materiał przekazywany jest bezpośrednio do laboratorium i nikt nie biega z nim po korytarzu. Tak jest również w przypadku pokoju do oddawania nasienia – to specjalny salonik, w którym panowie mogą poczuć się komfortowo. Do niedawna w jednej z przychodni panowie musieli oddawać nasienie w toalecie.

Zgaduję, że było to dla nich bardzo stresujące doświadczenie.

Dbanie o intymność jest ważne, ponieważ ludzie, którzy wchodzą do takiej kliniki mają ochotę założyć czapkę niewidkę. Wstydzą się.

Wokół in vitro narosło wiele mitów, złych emocji. Teraz dochodzi do tego nowe, nieprzyjazne prawo. Ten wstyd bierze się z tego, że pary, które poddają się leczeniu niepłodności czują się naznaczone, piętnowane?

Ten wstyd ma kilka źródeł. Po pierwsze trzeba się przyznać przed sobą i innymi, że dotknęła nas niepłodność. Wiele osób odbiera to jako porażkę. W naszym kraju niepłodności ciągle nie traktuje się jako choroby, którą po prostu można leczyć. Po drugie pojawia się właśnie piętnowanie, o którym pani wspomniała. Terapia in vitro ma wielu przeciwników. Często wynika to po prostu z niewiedzy, na czym dokładnie polegają wszystkie procedury.

Pani włączyła się w budowanie świadomości. W czerwcu tego roku został wydany Raport Koalicji na rzecz Kompleksowej Terapii Niepłodności. FertiMedica była pomysłodawcą tego raportu.

Do współpracy zaprosiliśmy Stowarzyszenie „Nasz Bocian”, Polskie Stowarzyszenie Psychologów Niepłodności, a patronat honorowy objęło Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej. „Wspieramy płodność” stworzyły osoby zajmujące się na co dzień tą tematyką. Jest wśród nich m.in. prof. Marian Szamatowicz, który dokonał pierwszego w Polsce udanego zapłodnienia in vitro, czy prof. Violetta Skrzypulec-Plinta, specjalistka z zakresu ginekologii, położnictwa, endokrynologii i seksuologii. Ten dokument mówi przede wszystkim o tym, że leczenie niepłodności to nie tylko technologia. Bardzo ważne są także inne aspekty, m.in. cała sfera psychologiczno-emocjonalna i właśnie kompleksowe, holistyczne podejście. Zależy nam na tym, żeby edukować, zwiększać świadomość, ale i wesprzeć tych, którzy przez to przechodzą, walcząc wytrwale o dziecko.

Marta van der Toolen jest założycielką FertiMedica Centrum Płodności.

Przeczytaj także