
Słyszałaś kiedyś o Rosalind Franklin albo Charlotte Auerbach? Pewnie nie. A Hedy Lamarr? Możesz kojarzyć, że była aktorką, a wiesz, że wynalazła system łączności, dzięki któremu mamy wi fi?
Otwieram książkę Rachel Swaby na chybił trafił. Pierwsza kobieta, na którą trafiam to Rosalind Franklin, genetyczka. Słyszałam o dokonaniach Jamesa Watsona i Francisa Cricka. O pannie Franklin nigdy. I pewnie nigdy bym nie usłyszała ani ja, ani Rachel Swaby, ani nikt inny, gdyby nie sam James Watson, który wygadał się, że znał dane z laboratorium Franklin. I to dane istotne, bo ostatecznie przyczyniły się do przełomowego odkrycia w badaniach nad DNA. Warto dodać, że dane wyciekły z pracowni Rosalind bez jej wiedzy, a dostarczył je Watsonowi rywal badaczki. Watson i Crick za swoje odkrycie zgarnęli Nagrodę Nobla. Franklin o należne jej uznanie nie mogła się upomnieć – zmarła w 1958 r., wielu zaledwie 37 lat na raka jajnika.
Kolejny rozdział znów wybieram losowo. Tym razem trafiam na bakteriolożkę, Alice Hamilton. Jej nazwisko nic mi nie mówi. Urodziła się w 1869 r. Szczyt jej kariery przypadł na lata 20. i 30. XX wieku. Zmarła jako wiekowa, ponad 100-letnia dama w 1970 r. Jako pierwsza opracowała test na obecność kokainy, badała źródła epidemii tyfusu w Chicago, ale jej największym osiągnięciem stała się walka o godne warunki pracy robotników w tzw. trujących zawodach. Dzięki niej rozwinęła się medycyna pracy w USA, a ona sama została pierwszą kobietą wśród wykładowców na Harvardzie. Nie mogła co prawda starać się o specjalne bilety na mecze futbolu, które przysługiwały członkom kadry, ani uczestniczyć w inauguracji roku akademickiego, ale tak czy siak był to sukces.
Wertuję dalej. Trafiam na chemiczkę Marguerite Perey, która pracowała z Marią Skłodowską-Curie. Perey odkryła nowy pierwiastek promieniotwórczy, którego przez 40 lat bezskutecznie poszukiwali inni naukowcy. To frans (liczba atomowa 87). Annie Jump Cannon z kolei to astronomka, która ma na koncie naukowy rekord – zaobserwowała i opisała więcej gwiazd niż jakikolwiek inny naukowiec. Ada Lovelace, córka lorda Byrona, była matematyczką i pierwszą kobietą-programistką, a nie którzy uważają, że pierwszą programistką w ogóle. Mówimy o XIX wieku!
Takich kobiet w swojej książce Rachel Swaby zebrała 52 – po jednej na każdy tydzień roku. Pochodzą z różnych epok i zakątków świata – z USA, Francji, Niemiec, Rosji, Wielkiej Brytanii. Pomysł na to, by odszukać zapomniane i przemilczane naukowczynie przyszedł do Swaby po lekturze New York Timesa. W 2013 roku ukazał się tam nekrolog niejakiej Yvonne Brill. Można było się z niego dowiedzieć, że była wspaniałą mamą i robiła niezbyt smakowitego boeuf Stroganowa. Dopiero po protestach dodano, że Brill była „genialną specjalistką w dziedzinie techniki rakietowej”. Drobiazg, można było o nim zapomnieć, prawda?
Po tym tekście Swaby zaczęła sprawdzać, ile innych naukowczyń spotkał podobny los i dokonania rodzinne lub kulinarne przesłoniły ich dokonania zawodowe. Gromadziła kolejne nazwiska, które postanowiła zebrać w książce, wyciągając je z odmętów niepamięci. Chciała o nich opowiedzieć także dlatego, żeby młode kobiety poczuły, że mają mnóstwo wzorców i potencjalnych idolek, które mogą je inspirować w ich pracy badawczej. To ważne, bo do niedawna poza Marią Skłodowską-Curie podobnych przykładów można było ze świecą i GPS-em szukać.
A propos, GPS też mamy dzięki wynalazkowi kobiety. Podobnie jak wi-fi i bluetooth. Stoi za tym Hedy Lamarr, która opracowała tajny system łączności – pomagał w lepszym sterowaniu torpedą. Przez lata pamiętana była głównie jako niespełniona gwiazda Hollywood. Jej pracę naukową uhonorowano dopiero w 1997 r., gdy Lamarr miała 83 lata.
I tak mniej więcej wygląda historia kobiecej nauki w pigułce – historia, która wspaniale wpisuje się w opowieść o walce kobiet o równe traktowanie, równe płace, równe uznanie za przełomowe dokonania, a wreszcie o równe miejsce w pamięci. „Upór i przekora” Rachel Swaby (wydawnictwo Agora) próbuje przywrócić w tej opowieści pewną równowagę. Dokumentuje przełomowe odkrycia kobiet, a Swaby sama w pewnym sensie dokonuje przełomowego odkrycia kobiet – przywracając pamięć o nich i o ich ważnych odkryciach.
52 portrety pozwalają zapoznać się z najważniejszymi dokonaniami jej bohaterek. Dają podstawową wiedzę i zachęcają do dalszych poszukiwań. A z tych poszukiwań płynie pewien bardzo ważny wniosek. Nie, wcale nie chodzi o to, że nauka jest kobietą. Nauka także jest mężczyzną. Wniosek jest inny: nauka jest silna mocą różnorodności – różnych spojrzeń, podejść, pomysłów. A do tego w równym stopniu potrzebni są mężczyźni i kobiety.