Natalia Moskal z książką o Ruth Bader Ginsburg

Dla niej nie ma rzeczy niemożliwych

Kiedy nie znalazła chętnych do wydania swojej muzyki - wydała ją sama. Kiedy ambitną literaturą, którą przetłumaczyła, nie udało jej się zainteresować wydawnictw - założyła własne. Natalia Moskal - dziewczyna, dla której nie ma rzeczy niemożliwych.

Jak to się stało, że dwudziestokilkuletnia dziewczyna została szefową wydawnictwa książkowego i muzycznego? Jak wyglądała Twoja droga?

Stało się to przez zupełny przypadek, ale duży udział w tym mieli moi rodzice. Ani na studiach, ani przed nimi nie planowałam iść taką drogą. Chciałam wyłącznie śpiewać, grać koncerty, nagrywać płyty, żyć z muzyki. Nadal chcę. W liceum zaczęłam nagrywać swoje pierwsze autorskie piosenki, dążyłam do wydania debiutanckiego albumu, ale nie udało mi się dogadać z żadną wytwórnią. Tata powiedział – wydawaj swoją muzę sama. Potem rodzice, miłośnicy literatury, powiedzieli mi o istnieniu Ester Kreitman, starszej siostry braci Izaaka Baszewisa i Izraela Singerów. Jej dzieła nie były dostępne w języku polskim, choć urodziła się i mieszkała w Polsce. – Przetłumacz, przecież studiujesz anglistykę – znów wtrącił ojciec. Mając 20 lat, ze wsparciem profesor Adamczyk-Garbowskiej, przetłumaczyłam “Rodowód” Kreitman. Wysłałam dziesiątki maili do wydawnictw w całej Polsce z tą propozycją wydawniczą, nie odpisał nikt. Wtedy padły w domu słowa – Wydaj sama. Wydałam. Bez żadnego know-how, z pomocą rodziców i Teatru NN-Bramy Grodzkiej. Zaczęłam wydawać książki nie wiedząc nic o rynku wydawniczym, o biznesie, o mechanizmach, finansowaniu, księgowości i prawie autorskim. Wszystko po omacku, ale z ogromnym wsparciem rodziny.  Rodzice sami są przedsiębiorcami i pchali nas z bratem do przodu od małego. Z domu wyniosłam lekcję Wszystko się da, nie ma nic, czego się nie da. Dosłownie tak brzmi ten niegramatyczny cytat. Do tego dochodzi fakt, że od dziecka oglądałam filmy o silnych kobietach, bohaterkach, bizneswomen, itd. Kochałam Mulan. Z tymi kobietami to mi tak właśnie zostało, bo w Fame Art wydajemy książki dla kobiet lub o kobietach. Moje projekty muzyczne też skupiają się na kobietach – ostatnia płyta to album z autorskimi wersjami utworów Sophii Loren, który zaskakująco dobrze radzi sobie we włoskich mediach. Staram się pomagać innym kobietom tam, gdzie mogę, czego przykładem jest fakt, że 15% dochodu z ebooków “Moimi słowami” kupionych na fameart.pl przekazujemy na Centrum Praw Kobiet. Wspieranie dziewczyn jest dla mnie bardzo ważne.

Nie tylko wydajesz, ale też sama tworzysz – skąd bierzesz do tego motywację i siłę? Czy Twoja doba na pewno ma 24h?

Bardzo bym chciała, żeby moja doba była dłuższa (śmiech). Jest mnóstwo rzeczy, które chciałabym robić, a nie mam na nie przestrzeni. Tak naprawdę dopiero uczę się organizacji i budowania struktury firmy. Mamy w wydawnictwie super prezeskę – nota bene moją Mamę oraz świetne współpracownice i współpracowników, a mimo to wiele rzeczy nadal robię sama. Przez to nie mam obecnie w ogóle czasu na tworzenie muzyki, która jest moją największą i najważniejszą pasją. Staram się pamiętać, że nie da się zwojować świata w pojedynkę, dobry zespół to podstawa – cieszę się, że mogę się od niego też wiele nauczyć. Nadal bardzo motywują mnie rodzice i inne kobiety, które dokonały niesamowitych rzeczy i kiedy oglądam jakiś dokument, albo przeczytam biografię, natychmiast myślę, jak to wykorzystać u siebie.

Dzielisz swoje życie pomiędzy Lublin a Mediolan. Dlaczego? Jak udaje Ci się to łączyć?

Właściwie to jeszcze Warszawę, gdzie tak naprawdę toczy się całe życie kulturalne. Na ostatnim roku studiów wyjechałam z Warszawy do Mediolanu i potem zdecydowałam się tam zostać, również ze względu na mojego partnera, który tam mieszka. Włochy też bardzo mi odpowiadają pod względem stylu i jakości życia, choć bywa ciężko. Wydawnictwo jest natomiast w moim rodzinnym Lublinie i dlatego ogrom czasu spędzam w samolotach i na lotniskach. Męczące. Ale inaczej się nie da, bo dopiero zaczynam myśleć nad tym, jak otworzyć filię firmy we Włoszech, co zajmie mnóstwo czasu, planowania, szukania ludzi, badania rynku i pieniędzy. Ale jest to mój długofalowy cel.

Jesteś świeżo po wydaniu książki o legendzie – Ruth Bader Ginsburg? Co sprawiło, że kupiłaś prawa do tej książki jeszcze przed tym, jak stała się sławna także w Polsce, czyli przed śmiercią słynnej sędzi?

O Ruth przeczytałam wiele lat temu w amerykańskim Vogue, a jeszcze wcześniej usłyszałam o niej od Elle Woods, bohaterki “Legalnej blondynki”. Serio, mam słabość do amerykańskich komedii z początku lat 2000. Czytałam artykuł o niej i z każdym zdaniem coraz szerzej otwierałam oczy – żyjąca legenda, wręcz Superbohaterka walcząca o wszystko to, w co sama wierzę – o równość, tolerancję, wzajemną akceptację. Kilka lat po wydaniu dwóch książek Ester Kreitman, przypomniałam sobie o Ruth, kobiecie, która przebiła niejeden szklany sufit i stała się ikoną walki o prawa człowieka i popkultury. Co za niesamowite połączenie! Napisałam wiadomość do właściciela praw do książki “My own words” i po negocjacjach, dwa lata temu, kupiłam prawa do tego tytułu. Wyobrażałam sobie jak wysyłam jej polskie wydanie książki i piszę do niej list… Niestety nie zdążyłam. Ruth we wrześniu 2020 przegrała długą i wycieńczającą walkę z rakiem.

Na spotkaniu promocyjnym pytałaś gości dyskusji o to, czego nauczyli się od Ruth Bader Ginsburg. Katarzyna Kolenda Zaleska powiedziała – odwagi, mec. Frankowska dodała rozwagę, prof. Łętowska powiedziała, że RBG uczyła nas nazywać rzeczy po imieniu. Czego ty nauczyłaś się od sławnej, ikonicznej wręcz sędzi?

Ruth zajmowała się m.in. sprawami dotyczącymi dyskryminacji na tle płci. Kiedy starała się o sprawy ukazujące dyskryminację kobiet, nie traktowano jej poważnie, protekcjonalnie poklepywano po ramieniu. Wreszcie mąż podsunął jej sprawę, w której dyskryminacja na tle płci dotyczyła… mężczyzny. Tak się zaczęło. Sam cholernie trudny proces wydawniczy towarzyszący tej książce nauczył mnie natomiast wytrwałości i pokazał, że w naprawdę kryzysowej sytuacji umiałam znaleźć w sobie siłę i dokończyć projekt. W tym samym czasie dodatkowo w moim życiu prywatnym nastąpiło prawdziwe załamanie. Na szczęście obok były osoby, które pomogły mi dobrnąć do końca. Ruth miała też takie wsparcie w mężu i oprócz tego wszystkiego, co powiedziała prof. Łętowska, mec. Frankowska, czy red. Kolenda-Zaleska, Ruth nauczyła mnie, że można i trzeba prosić o pomoc, a jednocześnie, żeby nigdy się nie poddawać, bo prawdziwe zmiany przychodzą z czasem i wymagają ogromnej, często niewidocznej dla innych pracy. Słowa nie wyrażą wdzięczności wobec profesor Łętowskiej i mec. Frankowskiej, których pomoc i zaangażowanie w tę książkę wykracza daleko poza konsultację merytoryczną. Bez nich to wydanie byłoby dużo mniej wartościowe,

Jakie są Twoje plany na przyszłość?

Wrócę do szukania kolejnych ciekawych kobiet i pozycji, które mogłyby się ukazać w Polsce. Zacznę też pisać plan na firmę we Włoszech, ale najpierw muszę oddelegować większość obecnych zadań. A przede wszystkim wracam do studia i nagrywam nowy album po włosku. 11 czerwca ukazał się mój nowy singiel, “Guarda la luna”, a praca nad nim przypomniała mi, jak bardzo mi tego brakowało.

Grafika Natalia Miskal o książce poświęconej Ruth Bader Ginsburg

Fundacja Sukcesu Pisanego Szminką objęła matronatem książkę “Moimi słowami” o słynnej Ruth Bader Ginsburg. 15% dochodu z ebooków kupionych na www.fameart.pl przekazane będzie na Centrum Praw Kobiet.

Przeczytaj także