15 cytatów wspaniałych i mądrych Polek

Szukajmy okazji, żeby szerzyć dobro

Dagny Kurdwanowska

Czy jest coś ważniejszego od czynienia dobra? Jak pokonać negatywne przekonania na swój temat? Dlaczego tak ważne jest, żeby być życzliwą dla siebie i innych tłumaczy Ewa Foley.

Czy potrafisz powiedzieć, co w sobie lubisz i doceniasz? Wiele kobiet, słysząc to pytanie, milknie lub odpowiada – „Nie mam pojęcia” lub „A co ja mogę w sobie lubić?”. Hodujemy w głowach negatywne przekonania na swój temat i kiedy się potkniemy, zamiast podejść do siebie z życzliwością, pozwalamy, by do głosu dochodził nasz wewnętrzny krytyk. Co zrobić, żeby to zmienić? – Wybierz drogę trudniejszą, ale mniej uczęszczaną i zmień swoje myśli na swój temat. W końcu to ty zarządzasz tym, co masz w głowie – radzi Ewa Foley.

O tym, dlaczego mamy kłopot z lubieniem i docenieniem siebie, dlaczego wybieramy pójście znaną i wydeptaną ścieżką, jak zmienić przekonania na swój temat oraz dlaczego życzliwość wobec siebie i innych może być kluczem do dobrego życia Dagny Kurdwanowska rozmawia z Ewą Foley.

Dziś będziemy rozmawiać o lubieniu siebie i innych. Dlatego przed naszym spotkaniem zrobiłam małą sondę i zapytałam kilka koleżanek, czy siebie lubią. Wiele zareagowało konsternacją lub stwierdziło, że to dziwne pytanie i że właściwie się nad tym nie zastanawiają. Dlaczego tak się dzieje? To przecież było proste pytanie.

Tylko pozornie. Od ponad 30 lat prowadzę warsztaty rozwoju osobistego na świecie. Często zaczynam moje zajęcia od ćwiczenia, którego ludzie nie cierpią: przedstaw się wszystkim obecnym na sali swoim imieniem i powiedz, co lubisz w sobie. Nie pytam – czy siebie lubisz, bo to jest podejście zero-jedynkowe i można odpowiedzieć tylko tak lub nie. Ja proszę o dokończenie zdanie zaczynającego się od: „lubię w sobie…, cenię w sobie…, doceniam w sobie.…”. I ciekawe, kiedy zapytam: „Co lubisz w sobie?”, to niezależnie od kraju i kontynentu obserwuję tę samą reakcję – konsternację i autentyczną trudność w znalezieniu odpowiedzi. Dokładnie tak, jak opisałaś to na początku. To dla mnie zaskakujące, bo przecież na warsztaty przychodzą ludzie nastawieni na rozwój osobisty, którzy chcą w sobie coś zmienić i rozwinąć. A z tym pytaniem mają wyjątkową trudność.

W jaki sposób pomagasz im z tego wybrnąć?

Zaczynam od siebie. Zwykle towarzyszy mi doświadczona asystentka i razem pokazujemy, jak wykonać to ćwiczenie. Stawiam ją przed sobą, patrzę w oczy i mówię:
„Cześć, jestem Ewa. Lubię w sobie: swój entuzjazm do życia. I jeszcze lubię w sobie to, że gotuję pyszną zupę dyniową. Lubię też to, że mam ładny kształt paznokci i piękne stopy, że mam w sobie dużo życzliwości. Lubię to, że zachowuję pogodę ducha mimo trudności, które mnie w życiu spotykają. Lubię w sobie także to, że świetnie radzę sobie z żałobą po śmierci jedynego syna. Lubię w sobie, że miałam trzech wspaniałych mężów i trzy wspaniałe rozwody. Lubię w sobie to, że kocham mężczyzn”.
Kiedy już to wszystko z siebie wysypię, do akcji wkracza moja asystentka, która z uśmiechem na twarzy, także patrząc mi głęboko w oczy zaczyna mówić, co ona lubi w sobie.

I co się dzieje z ludźmi?

Widzę wtedy jak zastygają, a kiedy przychodzi ich kolej, sztywnieją. Obserwuję, że mężczyznom jakoś łatwiej się przełamać. Kobiety często mówią: „Ale ja nie wiem, co ja w sobie lubię”. Podpowiadam wtedy, żeby znalazły jedną, nawet małą rzecz, od której zaczną. To może być cokolwiek – fakt, że zostałaś mamą i wyszło ci macierzyństwo, umiejętność słuchania innych albo to, że jesteś świetna w uczeniu się języków obcych. Można wybrać dowolny talent, umiejętność, kompetencję. Ważne, żebyś przeniosła uwagę z „nie wiem” na „wiem” i po prostu zaczęła mówić, co w sobie lubisz. Jeśli ktoś, kto teraz ten wywiad czyta, ma nadal z tym problem może wziąć kartkę papieru i zacząć zapisywać to, co pierwsze mu przyjdzie do głowy. Zawsze w końcu coś się pojawi…

Chwytamy się tej jednej małej rzeczy i szukamy kolejnej?

Dokładnie tak. Zauważyłam, że czasem ludziom łatwiej jest powiedzieć „Cenię w sobie…” niż „Lubię w sobie…”. Magia słów. Dostrzeganie i nazywanie swoich zalet, silnych stron, talentów i docenianie siebie jest ogromnie ważne. Jak ludzie mają dostrzegać w tobie zasoby, których ty sama nie widzisz? Jeśli cały czas sobie powtarzasz, jaka jesteś głupia i beznadziejna, to jak możesz się spodziewać, że poczujesz się lepiej ze sobą, że polubisz siebie? Druga część tego ćwiczenia polega na tym, by powiedzieć po kolei wielu osobom: „Lubię w tobie.…”

Spróbuję. Ja, Dagny, lubię w tobie twój uśmiech, który rozświetla pokój. Lubię też to, że chętnie dzielisz się z innymi swoją wiedzą i mądrością. Cenię w tobie, że odważnie pokazujesz jak radzić sobie z najtrudniejszymi momentami w życiu. Lubię w tobie także to, że ugościłaś mnie dziś pyszną herbatą.

A ja, Ewa, cenię w tobie Dagny to, że jesteś uparta, że postanowiłaś zrobić ten wywiad. Cenię to, że pięknie piszesz i że w poprzednim wywiadzie moje słowa ubrałaś w piękną formę. Cenię w tobie też to, że patrzysz mi w oczy, kiedy rozmawiamy, że jesteś tu ze mną obecna. Lubię w tobie twoją pasję dziennikarską, i to, że robienie wywiadu z tobą jest czystą przyjemnością.

Kiedy to mówisz z jednej strony rozkwitam i robi mi się ciepło na sercu, a z drugiej czuję się zawstydzona i zaczynam się zastawiać, czy zasłużyłam aż na tyle pochwał. Wiele kobiet popełnia ten sam błąd. Same sobie wmawiamy, że nie ma w nas nic wyjątkowego, nic do lubienia. Dlaczego to sobie robimy?

Tak, to smutna refleksja. Myślę, że tu nie chodzi o pytanie „Dlaczego?”, ale o samo-świadomość. Warto zastanowić się nad tym, jak reaguję na to, że ludzie mówią do mnie i o mnie dobre rzeczy. Kluczem jest wypracowanie w głowie postaci świadka – obserwatora, który przygląda się naszym reakcjom w różnych sytuacjach. Zauważyłaś zawstydzenie, to dobra wiadomość, bo skoro obserwujesz swoje reakcje, to znaczy, że już jesteś na dobrej ścieżce. A kiedy już to widzisz, możesz zadać sobie pytanie – czy ja chcę tak dalej żyć czy też może chcę coś zmienić? Czy ja chcę siebie tak traktować? Wtedy bierzesz głęboki oddech i starasz się przeformułować swój dialog wewnętrzny.

Co mogę powiedzieć zamiast „E, to nie takiego. Ewa chyba przesadza”?

Podczas warsztatów daję ludziom do dyspozycji jedną mantrę – „Dziękuję”.

Tak po prostu?

Tak po prostu. „Dziękuję”. Kiedy ktoś następnym razem powie ci coś dobrego, odpowiedz „dziękuję” i zacznij obserwować, jak reaguje na to, głos w twojej głowie. Na początku powie pewnie: „Nie no, daj spokój, to bez sensu”. Ale z czasem nauczy się przyjmować tę pozytywną informację zwrotną wdzięcznym „dziękuję”. I tyle.

Kiedy mówimy „To bez sensu”, kiedy oceniamy działa przede wszystkim nasz rozum i intelekt. Warto trochę go odłączyć i dać dojść do głosu emocjom i duchowości?

Ludzie są wszystkim po trochu, dlatego potrzebują i rozumu, i emocji i duchowości, która jest ich relacją ze wszechświatem, z bogiem i absolutem. Tu nie chodzi o żadne gongi, dymki i kadzidełka. Duchowość to system przekonań, czyli to, w co wierzysz. Jeśli postanowisz uwierzyć, że jesteś wartościową osobą, to zaczniesz się tak zachowywać i tak siebie traktować. Nasze przekonania sterują naszymi zachowaniami. W głowie będzie ci się pojawiać coraz więcej pozytywnych myśli, a im lepiej będziesz myśleć o sobie, tym więcej pozytywnych uczuć będziesz miała w stosunku do siebie. A w końcu, kiedy usłyszysz coś miłego, powiesz sobie: „No, ja zawsze wiedziałam, że jestem wartościową osobą. Dobrze ta Ewa gada”.

Dzięki temu zamiast myśleć: „O, ten mi mówi coś miłego, bo pewnie czegoś chce”, zaczynamy dostrzegać w ludziach życzliwość?

Od wielu lat staram się propagować ideę tygodnia życzliwości, czyli bezinteresownych aktów dobrej woli. Lubisz coś w kimś? Podejdź i powiedz mu to. Widzisz, że ktoś potrzebuje pomocy? Pomóż mu. Jakiś czas temu w pociągu byłam świadkiem takiej sceny – pewna starsza kobieta miała kłopot ze ściągnięciem swojej walizy, obok stało trzech młodych mężczyzn i dwie młode kobiety. Normalna ludzka życzliwość by nakazywała, żeby tej kobiecie pomóc, ale wszyscy tylko się przyglądali. Stałam za nimi, więc w końcu przepchnęłam się do przodu i sama zaczęłam jej pomagać. Dlatego tak bardzo zachęcam innych do angażowania się w tydzień życzliwości i dobrego słowa dla innych. Zacząć można w każdej chwili.

O tym rozmawiałyśmy w poprzednim wywiadzie. Mówiłaś wtedy: dobre słowo nic nie kosztuje.

Dokładnie tak, wiec bądźmy szczodrzy – hojnie rozdawajmy życzliwe słowa, a przede wszystkim działania. Masz trochę czasu wolnego do oddania? Zostań wolontariuszem. Masz starszego sąsiada, który nie wychodzi z domu? Zrób mu zakupy. Wiesz, że obok mieszka samotna matka, która nie ma chwili wytchnienia? Zaoferuj swoją pomoc, zaopiekuj się dziećmi przez godzinę, dwie, żeby ona mogła spokojnie wyjść i załatwić swoje sprawy. Przy okazji ty też będziesz miała korzyść, bo nic tak dobrze nie wpływa na nasz wewnętrzne dziecko, jak przebywanie z innymi dziećmi. Szukajmy okazji, żeby szerzyć dobro. I tu wracamy do początku naszej rozmowy: jak mamy być dobre dla innych skoro jesteśmy niedobre dla siebie…?? No jak??

Nie potrafimy dbać o siebie?

Obserwuję, zwłaszcza w Polsce, że kobiety mają kłopot z proszeniem o pomoc i uznaniem swojej słabości. Chcemy być silne i samowystarczalne, takie wieczne Zosie-Samosie. Często nie dajemy szansy naszym mężczyznom, żeby kompetentnie czymś się zajęli. Ja sama przez lata taka byłam. Niedawno zadzwonił mój ukochany mężczyzna – akurat przez chwilę jesteśmy w innych miejscach na świecie – i pyta: „Kochanie, czy wolałabyś spędzić tegoroczne święta Bożego Narodzenia w Colorado czy na Hawajach?”. W moim starym schemacie wybrałabym jedno z tych miejsc, a potem powiedziałabym, że zajmę się biletami lotniczymi, rezerwacją hotelu, wynajmem samochodu, sama nalałabym benzyny do baku i jeszcze opony bym wymieniła. Dokładnie tak się zachowywałam, kiedy miałam czterdzieści kilka lat.
Na szczęście przez ostatnich dwadzieścia lat kilku rzeczy się nauczyłam i tym razem moja odpowiedź była inna: „Kochanie, ty zdecyduj. Jest mi wszystko jedno, bylebym była z tobą”. I wiesz, jaki on był zadowolony, że może sam podjąć decyzję i wszystko zorganizować? Dodałam jeszcze, że bez względu jaką podejmie decyzję to ja będę zadowolona. Przecież nie muszę wszystkiego robić sama. Wiele kobiet na moich zajęciach powtarza taką mantrę: „Wszystko jest na mojej głowie. Wszystko muszę robić sama”. Ja wtedy pytam: „Ale czy dajesz szansę swoim bliskim? Czy dajesz szansę dziecku, żeby wyniosło śmieci? Czy dajesz szansę mężowi, żeby zrobił zakupy?”.
Znów wracamy do pytania, jaką masz relację sama ze sobą i czy pozwalasz ludziom dostrzec, oprócz swojej siły, także swoją bezradność i kruchość. Wierzę, że w tej kruchości jest ogromna siła. Pozwólmy sobie na to…

Ale dla kobiety powiedzieć – nie daję sobie rady, to jak powiedzieć jestem do niczego, jestem beznadziejna i nie nadaję się.

To interesująca konkluzja. Przecież fakt, że nie dajemy rady, że kiepsko się czujemy, mamy słabszy dzień – nie mówi na nasz temat nic więcej, niż to że jesteśmy ludźmi… To ludzkie.
Zanim dzisiaj przyszłaś miałam bardzo trudną rozmowę z przyjacielem, któremu próbowałam pomóc, ale nie wiedziałam jak. Ryczałam z bezradności. Musiałam mu w końcu powiedzieć, że nie wiem, jak mu pomóc. Czasem „Nie wiem” jest magicznym słowem. Powiedziałam mu, że jedyną rzeczą, jaką mogę zrobić, to płakać razem z nim. I po prostu żeśmy sobie popłakali. Dzięki temu, że ja powiedziałam, że „nie wiem”, on nagle zaczął „wiedzieć” i znajdować w sobie odpowiedzi i pomysły na rozwiązanie tej sytuacji.

Czasem obecność jest ważniejsza niż dobre rady i podsuwanie rozwiązań.

Myślę, że kluczem jest autentyzm. Jeśli nie wiesz, to powiedz, że nie wiesz. Ludzie nie potrzebują jakichś wymyślonych pomysłów czyli naklejania plastrów na ich otwarte rany. Chcą, żeby ktoś był przy nich obecny. Mój przyjaciel potrzebował, żeby ktoś był przy nim w tym trudnym życiowym momencie. Ja mu dałam czas i obecność na jego warunkach, a nie na moich. Od lat powtarzam, by żyć na warunkach życia, a nie na swoich. Wtedy może zadziać się magia… Naprawdę wierzę, że po mojemu wcale nie jest lepiej! (śmiech).

Jesteśmy od dziecka przyzwyczajani do tego, że nas się ocenia, że porażka świadczy o naszej słabości, a piątka z polskiego świadczy o naszej wartości. Rośniemy z tym, mamy 30 lat, trafiamy na poważny kryzys, z którym sobie nie radzimy i trwamy w przekonaniu, że jesteśmy beznadziejni. Ale mając takie nawyki skąd możemy wiedzieć, że można inaczej?

Jeśli długo pielęgnowaliśmy jakiś nawyk „myślowy” to neuro-ścieżka w naszym mózgu jest dobrze „wydeptana”…
Chciałoby się zacytować wiersz Roberta Frosta „Droga nie wybrana”:

Dwie drogi w żółtym lesie szły w dwie różne strony:
Żałując, że się nie da jechać dwiema naraz
I być jednym podróżnym, stałem, zapatrzony
W głąb pierwszej z dróg, aż po jej zakręt oddalony,
Gdzie widok niknął w gęstych krzakach i konarach;

Potem ruszyłem drugą z nich, nie mniej ciekawą,
Może wartą wyboru z tej jednej przyczyny,
Że, rzadziej używana, zarastała trawą;
A jednak mogłem skręcić tak w lewo, jak w prawo:
Tu i tam takie same były koleiny,

Pełne liści, na których w tej porannej porze
Nie znaczyły się jeszcze śladów czarne smugi.
Och, wiedziałem: choć pierwszą na później odłożę,
Drogi nas w inne drogi prowadzą-i może
Nie zjawię się w tym samym miejscu po raz drugi.

Po wielu latach, z twarzą przez zmarszczki zoraną,
Opowiem to, z westchnieniem i mglistym morałem:
Zdarzyło mi się niegdyś ujrzeć w lesie rano
Dwie drogi; pojechałem tą mniej uczęszczaną-
Reszta wzięła się z tego, że to ja wybrałem.

(Tłum. Stanisław Barańczak)

Musimy zacząć częściej chodzić drogą mniej uczęszczaną, czyli tą mniej nawykową zamiast iść przez życie w klapkach na oczach zawsze po tej samej tasie jak koń pociągowy.

Tylko jak to zrobić?

Przede wszystkim otworzyć klapki – czyli poszerzyć swoją świadomość. A potem to już kwestia tego, o czym rozmawiałyśmy na początku, czyli budowania w sobie silnego świadka i obserwatora, który zauważy: „o, znowu robisz to samo!”.
Z nawykami jest tak, że najpierw my je tworzymy, a potem one zaczynają tworzyć nas! Dlatego następnym razem, kiedy złapiesz się na tym, że znowu idziesz w nawykową reakcję, weź głęboki oddech i zatrzymuj się. Po prostu zatrzymaj się… Oddychaj głęboko przez kilka chwil.
Nazywam to „pauza strategiczna”. Jeśli zaczynasz się złościć – Pauza. Jeśli zaczynasz się martwić – Pauza. Jeśli jesteś zestresowana – Pauza. Jeśli zauważasz ograniczający nawyk – Pauza. A w czasie PAUZY – módl się. Do Boga, bóstwa, kosmosu, Matki Boskiej, Shivy, Shakti, Buddy, Kali – do kogo chcesz. I kiedy chwilę się pomodlisz, zobaczysz, że taka krótka pauza oddechowa wystarczy, by dokonać nowego wyboru i zrobić coś inaczej. W tej pauzie i modlitwie można zadać sobie pytanie: czy ja chcę iść dalej tą starą wydeptaną ścieżką, czy zdecydować się na kroczenie drogą mniej uczęszczaną…?? Ta nowa droga jest nieznana, może nawet niewygodna, ale tylko tam będziesz się uczyć i rozwijać. Taka jest natura życia..

Jakiś czas temu nie wyszedł mi tekst. Usiadłam więc i zaczęłam sobie mówić – jesteś beznadziejna i nie potrafisz pisać. Ciekawe było jednak to, co się ze mną działo. Było mi strasznie dobrze w moim dole i wcale nie miałam ochoty z niego wychodzić. Poszłam częściej uczęszczaną ścieżką?

Oczywiście. Ale zobacz, znalazłaś także swojego świadka. Teraz już rozumiesz ten proces. W ten sposób dorosła, dojrzała kobieta zauważa ograniczające nawyki, które już jej nie służą. Dzięki temu dopiero widzi, że są też inne ścieżki i ma szansę iść drogą mniej uczęszczaną, mówiąc – następnym razem zrobię to lepiej, pomyślę inaczej, dam radę. Te dobre, życzliwe słowa, które mówimy sobie w prywatności swojego umysłu wspierają i pomagają. Negatywny dialog wewnętrzny to największy niszczyciel dobrego samopoczucia. Możesz go zastąpić dobrymi myślami. Następnym razem powiedz sobie – O, błąd. To tylko błąd. Ja wierzę, że błędy to wielkie chwile, bo dzięki błędom mogę się uczyć. Czyli możesz powiedzieć sobie: O znowu mam wielką chwilę! I pośmiać się z siebie samej.

Po pierwsze, przestać mówić sobie niemiłe rzeczy. Po drugie, zacząć mówić sobie miłe rzeczy za to, co zrobiło się dobrze?

Często kobiety pytają mnie: „Ewa, ale jak ja mam to zrobić?”. Odpowiadam niezmiennie: „Skończ z negatywnym dialogiem w swojej głowie”. To nawyk niszczący twoją psychikę i immunologię, twój układ odpornościowy, twoje samopoczucie i ciebie. „Ale to się samo dzieje” – słyszę zazwyczaj.
Nic nie dzieje się samo. To twoja głowa i to ty zarządzasz informacją w tej głowie! A skoro to ja zarządzam informacja w swojej głowie, mogę też zmienić reakcje i myślenie. Mam prosty sposób, który to ułatwia. Zrób listę ograniczających cię nawyków, których masz dosyć. Kluczem jest słowo „dosyć”. Czego masz w życiu dosyć? Mam dosyć samo-krytycyzmu, osądzania i obwiniania siebie, wstydu, użalania się nad sobą, na przykład.

A potem?

Przestań to robić. Po prostu przestań! Wierzę, że rozwój osobisty to między innymi namierzanie reakcji i nawyków, które ograniczają, które nie wspierają w godnym i szczęśliwym życiu.
Zrób też drugą listę: co zamierzasz zrobić zamiast krytykowania siebie, osądzania siebie i obwiniania siebie.
Zapisz, na przykład: chcę siebie chwalić, uznawać moje talenty, nagradzać się dobrym słowem, być dumna ze swoich sukcesów, śmiać się częściej, kochać mocnej, ufać bardziej, tańczyć swobodniej, przebaczać szybciej, oddychać głębiej, etc etc. Ta druga lista ma rosnąć, a ta pierwsza się skracać.

Czyli działać metodą małych kroków?

Dokładnie. Niech na tej liście znajdzie się na początek pięć szkodliwych nawyków i pięć rzeczy, które cię wspierają. Odpowiedz sobie na cztery podstawowe pytania: Czy to przekonanie/takie myślenie, czy to co zamierzam teraz powiedzieć lub zrobić służy mojemu zdrowiu? Czy to służy mojej witalności? Czy to poprawia moje samopoczucie?
Czy to podnosi jakość moich relacji? Jeśli cztery razy odpowiedziałaś TAK, to rób to dalej. Ale jeśli masz tylko jedno TAK, a trzy NIE, to niech to poleci na listę rzeczy, które chcesz robić rzadziej albo zaprzestać na stałe!

Obserwuję kobiety i mam wrażenie, że jesteśmy mistrzyniami wymówek. Na każdą rzecz do zmiany znajdziemy co najmniej dwa powody, żeby niczego nie zmieniać.

Piękne określenie. Mój ukochany nauczyciel Śp. dr Wayne Dyer napisał książkę, która zatytułowana jest „Wymówkom precz!”.
Wymówki powinny znaleźć się na liście do skasowania. Często daję uczestnikom moich warsztatów zadanie, żeby spisali rzeczy, którym gotowi są powiedzieć: „Won z mojego życia!”. Wymówki – won. Użalanie się nad sobą – won. Ludzie, którzy mnie krytykują – won z mojego życia! Plotkowanie – won. Stare ciuchy z szafy – won. Brak wiary w siebie – won. Zdrowy rozsądek by nakazywał, żeby się tego pozbyć.

Nazywają cię nawet nauczycielką zdrowego rozsądku.

Zawsze powtarzam – jeśli nie wiesz, co w zrobić, użyj zdrowego rozsądku. Możesz też zapytać koleżanki, która już sobie z tym poradziła. Jeśli jesteś mistrzynią wymówek, sięgnij po książkę Dyera. A jeśli jesteś niezadowolona ze swojego życia, sięgnij po moją książkę „Zakochaj się w życiu”, w której są eseje opisujące moją drogę rozwoju osobistego i sporo praktycznych porad. Jeżeli jesteś na NIE – mów częściej TAK. Powiedz Życiu Tak! (to tytuł mojej drugiej książki).

Proste recepty. Niepotrzebnie komplikujemy swoje życie?

Ważne jest, żeby docenić to, co jest, takie jakim jest, wtedy kiedy jest. Coraz częściej spotykam ludzi, którym się wydaje, że mają tak bardzo dużo czasu. To złudzenie. Ksiądz Jan Kaczkowski mawiał – „Jest później niż ci się wydaje”. Opowiem ci pewną historię z mojego życia, która bardzo wiele mnie nauczyła o relacji z czasem… Rzecz miała miejsce w Warszawie kilkanaście lat temu. Mój były mąż, Donald Foley, z którym nota-bene jestem rozwiedziona od 30 lat, związał się wtedy z piękną, młodą kobietą. Po roku, tuż przed ich ślubem przyszła potworna diagnoza – rak mózgu. Dawano jej czternaście miesięcy i tyle dokładnie jeszcze żyła. Donald poprosił, bym mu towarzyszyła podczas pogrzebu. Oczywiście się zgodziłam… Są prośby którym się nie odmawia.. Szliśmy w kondukcie pogrzebowym, Donald trzymał w ręku wielki bukiet 50 białych róż, z oczu płynęły mu łzy jak grochy. W pewnym momencie obrócił się do mnie i powiedział: „Wiesz, moja ukochana, która leży teraz w trumnie prosiła mnie przez dwa lata, żebym kupił jej bukiet 50 białych róż. Ja nigdy tego nie zrobiłem, bo wydawało mi się, że mam dużo na to czasu”. I położył ten bukiet na grobie.
Postanowiłam wtedy, żyć tak, jakbym w ogóle czasu nie miała… Postanowiłam, że będę tak traktować siebie i moich bliskich, jakbym miała umrzeć jutro… Gdybym miała umrzeć jutro, to czy zwlekałabym z tym, żeby powiedzieć ukochanemu jak bardzo go kocham i co w nim cenię? Czy chciałabym mówić sobie i ludziom przykre rzeczy? Czy czekałabym na jakieś „potem”, kiedy ktoś mnie poprosi o przytulenie?

Z tej perspektywy odpowiedź wydaje się oczywista.

Myślę, że to potężna lekcja życiowa. Odnosząc się to do tego, od czego zaczęłyśmy – jeśli ty siebie nie polubisz pierwsza, to kto to zrobi? I jeśli nie teraz, to kiedy?
Kiedy powiesz sobie, że lubisz siebie? Kiedy powiesz swoim najbliższym, że ich kochasz? Za rok? Za pięć wcieleń?
Jeśli ktoś mówi, że ma marzenie, a ty możesz je spełnić – dlaczego tego nie zrobić?
Albert Einstein mawiał: „Są dwa sposoby na życie. Jeden taki, w którym nic nie jest cudem. A drugi taki, że wszystko jest cudem”. Ja żyję tak, że wszystko jest cudem i ma znaczenie. Ma też znaczenie moja relacja ze sobą. Powiedz sobie, że jesteś fajna, powiedz komuś, co w nim lubisz, powiedz dziecku, że kochasz. Rozejrzyj się wokół i zapytaj: – czy mogę coś dla ciebie zrobić?

Bądź życzliwa dla siebie i innych.

Tak. Bądź na tak dla siebie i świata, a świat będzie na tak dla ciebie. I… czy jest coś ważniejszego od czynienia dobra?

***

Ewa Foley jest cenioną promotorką pozytywnego życia, doradcą rozwojowym. Jest autorką popularnych poradników zwanych „trylogią życia”: ZAKOCHAJ SIĘ W ŻYCIU – podręcznik małych i dużych kroków dla poszukującej duszy, POWIEDZ ŻYCIU TAK – poradnik dobrostanu oraz BĄDŹ ANIOŁEM SWOJEGO ŻYCIA – jak oczyszczać i wzmacniać energię życiową. Więęj na: https://foley.com.pl/