notesy na drewnianej ścianie

Wiem, że to co robię ma sens. I to właśnie jest mój SUKCES – pisze nasza Czytelniczka

Radosława Soj

Kiedy rok temu szykowałam się na spotkanie z dziewczynami Sukcesu Pisanego Szminką, byłam bardzo przejęta. Z jednej strony zżerała mnie ciekawość. Z drugiej jednak bałam się, że przy tych spełnionych kobietach wypadnę bardzo blado i jedyne, co mi z tego przyjdzie to jeszcze niższa samoocena i kompleksy. Mimo to nie stchórzyłam. Dzisiaj, rok po tamtym spotkaniu i ja mogę popatrzeć w lustro i poczuć się jak kobieta sukcesu :). Co się wydarzyło?

Zawsze zazdrościłam ludziom, którzy od razu wiedzieli, co ich interesuje. Ich ścieżki karier zdawały się proste, a przede wszystkim wyraźne. Ja natomiast nigdy nie wiedziałam, czym tak na prawdę chciałabym się zająć w życiu. Wiele rzeczy sprawiało radość, ale nic nie pochłaniało mnie bez reszty. Wszystko było letnie, ani ciepłe, ani gorące. Ja tym czasem potrzebowałam w życiu ognia, spełnienia, pasji. Rozglądałam się więc dookoła w poszukiwaniu złotego środka, mając go tuż pod nosem. W końcu najciemniej pod latarnią :)

Odkąd pamiętam, zawsze lubiłam pisać. Wypracowania, rozprawki, wiersze. Opowiadania, bajki, listy. Tłamszona przez “koleżanki” w klasie to właśnie w pisaniu potrafiłam rozwijać skrzydła i być tym, kim chciałam. Na żywo często słyszałam, że jestem gadułą i mówię za dużo. Było mi to powtarzane tak często, że uwierzyłam, że to moja poważna wada. Cóż dodać, nie udało mi się tego w sobie zmienić. Z tą różnicą, że dziś nie nazywam tego wadą, a narzędziem do samorealizacji.

Podobnie długo wstydziłam się własnej wrażliwości, romantycznej natury i delikatności. Wydawało się wtedy, że brutalny świat po prostu mnie zdmuchnie. Czas jednak pokazał, że takie wartości mają w dobie dzisiejszego czasu swoje miejsce. Są cenne i pozwalają na pozostanie człowiekiem.

Lekkie pióro, “miękki środek” i gadulstwo zebrane razem obrodziły zaskakującymi owocami. które dziś sprawiają mi nieopisaną radość i satysfakcję. Wszystko miało swój początek w momencie, kiedy pod swoimi zdjęciami na Instagramie (którego prowadzę od 2016 roku) przestałam się ograniczać do samych hashtagów, a zaczęłam dzielić się swoimi przemyśleniami. Ilość odsłon moich postów rozrosła się z dnia na dzień. Moje słowa zaczęły docierać do coraz szerszego grona odbiorców. Okazało się, że ludzie myślą podobnie do mnie. Mają bliźniacze odczucia na temat wielu spraw. To natomiast dodało mi skrzydeł i inspiracji, by pisać jeszcze więcej. To właśnie w tym momencie narodził się mój największy sukces, czyli moi, jak ich nazywam, Piękni Ludzie. To dla nich powstają moje treści. Poruszam więc tematy ważne dla mnie i dla moich czytelników.

Dużą ich część stanowią kobiety, a ja je wszystkie na swój sposób uwielbiam. Za obecność, za rozmowy. Więc staram się je wszystkie tulić do siebie dobrym słowem. Chcę, by każda z nich czuła się dobrze, zwłaszcza sama ze sobą. Dlatego tyle miejsca poświęcam na pisanie o tym, że piękno nie zna rozmiaru ani wieku. Zwracam szczególną uwagę na to, że kult ciała wcale nie jest taki dobry. Że nienaganny wygląd nie jest priorytetem, jak to narzucają nam współczesne media, Najważniejsze jest to, co w sercu i w głowie. Dla mnie One wszystkie (czytelniczki) są już same w sobie piękne i to nigdy się nie zmieni. Chciałabym tylko, by nigdy o tym nie zapomniały.

W moich tekstach poświęcam także miejsce dla Panów. Czasami śmieję się, że mój profil to taki aerobik dla duszy. Dużo bowiem na rynku poradników o tym, jak ćwiczyć by mieć nienaganną figurę, co jeść, by szybko schudnąć, gdzie zrobić zakupy, by modnie się ubrać. Nie ma natomiast książki o tym, jak ćwiczyć duszę, by była piękna i zdrowa.

W ciągu tego całego czasu nauczyliśmy się z moimi Pięknymi Ludźmi, że możemy na sobie polegać. Oni mogą na mnie, kiedy piszę o sprawach dla nich ważnych. Kiedy udowadniam, że świat wcale nie jest zepsuty do szpiku kości, co daje nadzieję. Kiedy wysyłam dobrą energię i bardzo wyraźnie czuję, że ona wraca. W zamian za to otrzymuję niezliczone pokłady ciepła. Czuję to wyraźnie, kiedy na przykład organizuję zbiórki na cele charytatywne, zazwyczaj dla zwierząt. Proszenie się o cokolwiek nie leży w mojej naturze, ale kiedy daję ludziom znać, że jest coś dobrego do zrobienia, ZAWSZE mogę na nich liczyć, a każda jedna zbiórka obfituje w większe sumy od poprzedniej.

Ostatnio na przykład udało się nam wesprzeć dzikie koty z Rudy Śląskiej i dziewczynę, która karmi je i pozwala im nocować w specjalnym domku na swoim balkonie. Za zebrane środki kupiłam wtedy prawie 50 kilogramów karmy. Szczęściu nie było końca! Do dzisiaj jednak nie wiem, kto cieszył się najbardziej. Egoistycznie myślę, że być może to właśnie ja, bo dla mnie to nie tylko zbiórki pieniędzy i pomoc. Dla mnie to ewidentny znak, że dobro nie zginęło i ma się całkiem nieźle. To znak, że obcy sobie ludzie potrafią się zjednoczyć i zrobić razem coś wspaniałego. Na samą myśl ogromnie się wzruszam, a łzy napływają mi do oczu.

Sama do końca nie rozumiem, jak to działa, że Internet tak bardzo potrafi zjednać obcych przecież ludzi. Jedno jest pewne, poznałam mnóstwo wspaniałych osób. Z wieloma z nich jestem też w kontakcie telefonicznym czy listownym. Ostatnio nawet z kilkoma spotkałam się osobiście i jestem autentycznie zachwycona. Jedno jest pewne – wszyscy robimy dla siebie wiele, nieraz działając wręcz terapeutycznie. Bezinteresowność, życzliwość, ciepło – jeśli to udaje mi się zaszczepić w innych i poruszyć najczulsze struny – mogę powiedzieć, że jestem spełniona.

Kiedy wymieniałam maile z Dominiką z Sukcesu Pisanego Szminką i napisałam, że czuję się kobietą sukcesu, padło pytanie o pracę, czy udało mi się ją zmienić. Czytając te słowa szczerze się uśmiechnęłam :) Wiem bowiem, że żadna praca i żadne pieniądze nie dadzą mi takiej satysfakcji, jak grono moich Pięknych Ludzi. To oni są moim największym sukcesem. Nigdy nie nazwę ich followersami czy fanami. To zupełnie nie ta kategoria. My tam traktujemy się na równi. Szanujemy się i cieszymy sobą, a świadomość, że mogę pisać dla tak fantastycznych ludzi działa na mnie jak najlepsza kawa.

Przekułam swoje wady w zalety, wykorzystałam je w tym, co potrafię najlepiej. I chociaż nie pracuję na wymarzonym stanowisku, a pensja mogłaby być wyższa, ja i tak jestem szczęśliwa i spełniona. Tworzę, inspiruję się, mogę dzielić się tym ze światem i otrzymuję wiadomość zwrotną, że jestem potrzebna. Michasia napisała: “(…) Robisz wiele dobrego, a to przecież wraca ze zdwojoną siłą, czego najlepszym dowodem jest właśnie Twój profil!”. Maja: “Twoje posty są genialne. Dają często do myślenia (…).” Maniek napisał: “Dla mnie to co robisz jest wielkie. Nie każdy ma chęć pomagać bezinteresownie, a zwierzętom w ogóle.” I takie wiadomości dodają mi skrzydeł. Wiem, że to co robię ma sens, że mam za sobą grono wspaniałych Osób. I to właśnie jest mój SUKCES.