Anna Flis, liderka Klubu i CEO Expert Sender oraz Dorota Mołodyńska-Küntzel, ekspertką metody Żywej Biblioteki

Żywa Biblioteka – czy to skuteczne narzędzie do walki z dyskryminacją?

Living library to narzędzie, za pomocą którego możemy skutecznie przeciwdziałać dyskryminacji i stereotypom, edukować w zakresie różnorodności, a także dowiedzieć się więcej o samych sobie. Żywa Biblioteka miała swoją premierę w przestrzeni biznesowej podczas 5-lecia naszego Klubu Champions of Change. Olga Kozierowska rozmawia na ten temat z Anną Flis, liderką Klubu i CEO Expert Sender oraz Dorotą Mołodyńską-Küntzel, ekspertką metody Żywej Biblioteki.

Olga Kozierowska: W Klubie zorganizowaliśmy Żywą Bibliotekę na zasadzie: wiele łączy wiele. Jest to narzędzie, które z powodzeniem można korzystać w świecie korporacji, ale rzeczywiście to było wyzwanie. Może jednak zacznijmy od tego, czym ta Żywa Biblioteka jest?

Dorota Mołodyńska-Küntzel: Żywa Biblioteka jest metodą bardzo związaną z edukacją. Pokazuje, jak można wykorzystać potencjał rozmowy do tego, by ludzie uczyli się siebie nawzajem, ale też dowiadywali się więcej o sobie. Ta metoda powstała w 2000 roku, na festiwalu w Roskilde. Później została przekazana do Rady Europy i tam już była rozwijana jako metoda edukacji o prawach człowieka.

Żywa Biblioteka wraca do naszych bardzo podstawowych potrzeb – nawiązania relacji, rozmowy, kontaktu z drugim człowiekiem. Polega na tym, że możemy wypożyczyć na półgodzinną rozmowę osobę, która pełni funkcję takiej Żywej Książki. Jest to osoba, która dzieli się swoją historią, czasami związaną z trudnymi doświadczeniami, ze stygmatyzacją, z dyskryminacją. Żywe Książki są na dużym spektrum różnorodności, a każda z nich opowiada o jakimś jednym temacie, oczywiście w kontekście swojego życia. Przez te pół godziny możemy zadać jej wszystkie pytania, jakich do tej pory nie mieliśmy/ nie miałyśmy śmiałości zadać.

W jaki sposób pozyskać Żywe Książki? Bo jednak są to osoby, które doświadczały lub nadal doświadczają dyskryminacji w różnych kręgach, a które muszą się odważyć, żeby mówić o takich tematach jak transpłciowość, jak różnego rodzaju choroby, czy to układu nerwowego czy choroby psychiczne, i tak dalej…

Anna Flis: Na początku oczywiście nie było to łatwe. Wewnątrz Klubu działa w tej chwili 15 dużych korporacji, z dużymi zasobami ludzkimi. Wysyłka komunikatu do tysięcy osób o treści: „Czy chcesz podzielić się swoją historią?”, oczywiście nie zadziała. Trzeba mieć naprawdę duży poziom świadomości, kogo w ogóle mamy u siebie w biznesie i kogo możemy zapytać, czy byłby zainteresowany takim wyzwaniem.

I jak to zazwyczaj na początku projektu bywa – nikt nie chce, wszyscy mówią, że to się nie uda, że w środowisku biznesowym tego nie da się zrobić. Życie jednak pokazało mi wielokrotnie, że jeśli człowiek ma cel, to może go osiągnąć. Raz łatwo, raz trudno, natomiast nie warto kompilować sytuacji jeszcze bardziej, mówiąc, że się nie uda. Uda się i koniec. Wiedziałam to i zaczęliśmy działać.

Od początku mówiłam, że nie obligujemy nikogo do niczego, że w każdej chwili można zrezygnować. Że wystarczy przyjść na pierwsze spotkanie – szkolenie dla Książek – żeby zobaczyć na czym ten projekt będzie polegał, na czym ta historia będzie się opierała się i w jaki sposób chcemy ją przekazywać.

Jak już znaleźliśmy kilka Żywych Książek – na początku było to siedem osób – stała się magia. Wyszłam z naszego pierwszego spotkania wręcz wstrząśnięta. Bardzo je przeżyłam. Dzielenie się doświadczeniami między książkami spowodowało niesamowitą rzecz – troskę o drugiego człowieka i uznanie, że można razem robić wspaniałe rzeczy.

No i poszło. Na ten moment mamy około piętnastu Książek i kolejne tytuły w kolejce – w tej chwili książki rekrutują książki!

Stali się ambasadorami projektu?

Anna: Dokładnie tak. Bibliotekarze, którzy uczestniczyli w pierwszym evencie, zachęceni tym, co się dzieje, zaczynają pytać też, czy oni mogliby być Książkami. To po prostu idzie dalej. Ale nie jest łatwo znaleźć książki. Należy najpierw zbudować zaufanie u tych ludzi, z pełnym poszanowaniem ich prywatności oraz żeby do końca mieli poczucie, że to oni decydują, na co się zgadzają i że mają prawo odmówić.

Jak to bezpieczeństwo, prywatność i przestrzeganie granic jest zapewniane podczas takiej rozmowy? Książki przygotowują się tylko podczas szkolenia, a co z osobami, które rozmawiają z Książkami? One przecież nie przechodzą specjalnego szkolenia…

Dorota: Przede wszystkim pracujemy nad budowaniem poczucia, że Książka wie, kiedy postawić swoją granicę i rzeczywiście – tak jak mówisz – pracujemy nad tym na etapie przygotowania. To są wieloetapowe szkolenia, podczas których Żywe Książki testują w próbnych rozmowach, jak będą opowiadać swoją historię, gdzie wyznaczają swoje granice, czym jest dla nich komfortowo się podzielić, a co jest obszarem, który chcą zachować tylko dla siebie. Jest też regulamin dla czytelników i czytelniczek, którzy wiedzą, że mogą zadać każde pytanie, ale Książka ma prawo odmówić odpowiedzi. Powiedzieć, że jej kartki są sklejone i na razie ten rozdział jest niedostępny dla czytelników.

To co mi się bardzo spodobało w tej metodzie, to tak naprawdę właśnie utrata kontroli nad przebiegiem rozmowy. Tu jest bardzo dużo zaufania, bo również organizator czy organizatorka Żywej Biblioteki musi czuć gotowość i odpowiedzialność, że Żywa Książka jest gotowa do tego, by zostać opublikowaną. To ich rola, żeby wyczuć ten moment wspólnie z Żywą Książką.

Natomiast kiedy ta gotowość rzeczywiście jest, to oddajemy tę rozmowę Żywym Książkom i czytelnikom, już jej nie kontrolując. Myślę, że to jest wielka wartość tej metody, że nie jest taka jak wszystkie inne metody szkoleniowe, że wszystko jest zaplanowane od A do Z, każde pytanie w sesji, debriefingu. To trochę ryzykowne, ale myślę, że w tym ryzyku tkwi potencjał.

Na co dzień brakuje nam okazji do prowadzenia takich rozmów, które będą naprawdę szczere i przynoszące dyskomfort, powiedziałabym nawet – do takiej granicy, kiedy czujemy, że już nam wystarczy. Po tych 30-tu minutach musimy zabrać ze sobą ten bagaż emocji, ale on jest cały czas w granicy, my umiemy sobie z nim poradzić. Myślę, że to jest bardzo potrzebne.

Czyli to takie narzędzie – powiedziałabym - z trzewi?

Dorota: Bardzo.

CAŁOŚĆ NAGRANIA MOŻESZ OBEJRZEĆ TUTAJ: