Sukcesy niczego mnie nie uczą

O kobiecej sile, determinacji, o pokonywaniu codziennych trudności, energii I o wewnętrznym pięknie, Olga Kordys-Kozierowska rozmawia z Małgorzatą Rozenek-Majdan w ramach akcji “Pielęgnuj swoją siłę”, której sponsorem jest marka Gliss i której mamy przyjemność- jako Fundacja Sukcesu Pisanego Szminką - być partnerem merytorycznym.

Olga Kordys-Kozierowska: Zaczniemy z wysokiego C. Co byś zrobiła, gdybyś wiedziała, że na 100% ci się uda?

Małgorzata Rozenek-Majdan: Odpowiem trochę przewrotnie. Ja za każdym razem uważam, że na 100% mi się uda. Ja nigdy w siebie nie wątpię, nigdy nie wątpię w swoje cele, nigdy nie muszę przekonywać się do działań, które rodzą się w mojej głowie.

Urodziłam się z dwiema bardzo przydatnymi w życiu cechami, z których nie zdawałam sobie sprawy, dopóki nie weszłam w dorosłe życie. Po pierwsze mi się zawsze bardzo chce. Budzę się rano i dużo osób mnie pyta, np. Co robisz? Skąd czerpiesz siłę? Skąd czerpiesz energię? I prawda jest taka, że mówię: nie wiem, po prostu taka jestem, mam tę energię, ochotę i nie muszę się zmuszać do działania.

Druga rzecz jest taka, że ja niezwykle szanuję siebie i swoje uczucia. I tak jak niemożliwym jest namówienie mnie do projektów, w które nie wierzę, tak samo nie jest możliwym zniechęcić mnie do projektów, w które wierzę. Ja jestem tą osobą, która zakochuje się do końca życia (mimo że mam 2 rozwody), która wchodzi w projekty na 100% i ja zawsze jestem przekonana o tym, że kierunek, którymi idę to dobry kierunek. I to nawet nie jest wynik tego, że ja muszę się do czegoś przekonywać, tłumaczyć sobie, przeprowadzać ze sobą dialog. Jestem osobą, w której po prostu zapala się ta iskra i ja za nią podążam. To mi bardzo ułatwia życie. Czasem się okazuje, że to nie był dobry kierunek…

Rzeczywiście nigdy w siebie nie wątpisz, nie przychodzą takie momenty? W psychologii mówi się, że w drodze do jakiegoś większego celu czeka nas średnio sześć zakrętów. Ja osobiście uważam – na podstawie doświadczeń - że mniej, natomiast te momenty są – może nie zwątpienia, bo każdy nazywa pewne emocje inaczej, ale… Kiedy budzimy się po prostu słabsze.

Ja od wczesnego dzieciństwa, już przez wybór szkoły i kierunek, w którym od początku szłam, jestem osobą, która nie postrzega kłopotów (o których myślę, że myślisz) czy porażek (o których myślę, że myślisz) jako czegoś, co kończy albo co utrudnia, tylko bardziej jako pewnego rodzaju lekcje i naukę.

Ja w ogóle nie uważam, że porażka to koniec, wręcz przeciwnie - porażki i kryzysy nas rozwijają.

W moim życiu najwięcej nauczyły mnie kryzysy. I szczerze mówiąc, sukcesy mnie niczego nie uczą.

Największą refleksję w swoim życiu, najwięcej ważnych momentów przeżyłam dzięki temu, co można w takiej obiektywnej perspektywie nazwać porażką. Każde z moich rozstań w życiu prywatnym nauczyło mnie bardzo wiele na mój temat, również każdy z kłopotów w moim życiu zawodowym nauczył mnie bardzo wielu rzeczy.

I tak naprawdę jako dziecko wychowane w kulturze wzmocnień negatywnych – bo tak wyglądało szkolnictwo, w czasach, których ja chodziłam do szkoły – jestem nauczona czytania i wyciągania wniosków bardziej z porażek niż z sukcesów. Ale to też powoduje, że mam po prostu siłę, by stawiać sobie nowe cele.

Sukces oczywiście sprawia mi przyjemność, ale nie dotyka ważnych strun, nie mobilizuje mnie do następnej pracy Robi to świadomość, że udało mi się coś [z danej sytuacji] wyciągnąć.

I zawsze podaję tu przykład in vitro. Życie nagle stawia przed tobą lekcję związaną z leczeniem niepłodności. Możesz z tego zrobić swój prywatny dramat albo kampanię społeczną.

Oczywiście było mi bardzo trudno, bardzo często miałam chwile zwątpienia, nieraz płakałam. Tylko tak naprawdę – koniec końców – chodzi o to co robisz z tym trudnym doświadczeniem.

Jako że mam tak ogromny szacunek do swojej pracy, do swojego wysiłku, do swoich przeżyć, to nie pozwolę, żeby to wszystko poszło na marne. Nie mogę pozwolić, żeby to, co mnie dotknęło, było tylko trudnym, nic nie wnoszącym doświadczeniem.

Zdaję sobie sprawę, że sukces nie przychodzi od tak, że nikomu nic się tak po prostu nie udaje, ale dla mnie Ty jesteś tytanem pracy. Czy jeśli ktoś ma w sobie nawyk wysiłku, to jest mu w życiu łatwiej osiągać sukcesy?

Dyscyplina i nawyk nienegocjowania ze sobą to bardzo ważne rzeczy, które powinniśmy przekazywać naszym dzieciom. „Szukaj sposobu, a nie powodu” – wyświechtane, ale umiejętność stawiania sobie celów jest jedną z najważniejszych kompetencji. I nie ma znaczenia, czy ten cel jest osiągalny czy – w takim obiektywnym postrzeganiu – nieosiągalny. Po prostu umiejętność postawienia tego celu i wyznaczenie do niego ścieżki jest naprawdę bardzo ważną umiejętnością.

Jest takie przemówienie Steve Jobs’a, który mówi o connecting dots. Pokazuje łączenie kropek jako łączenie pewnych doświadczeń, które wydawały nam się w danym momencie nieistotne albo daleko od siebie rozrzucone. Życie polega właśnie na tej umiejętności łączenia kropek.

W moim przypadku mamy szkołę baletową, później prawo, telewizję, teraz działalność społeczną – w bardzo wielu przypadkach jest to traktowane jako próbowanie eksperckości w różnych dziedzinach. Dla mnie to naturalna konsekwencja rozwoju i wyznaczania sobie celów, do których dążę.

I nie chcę występować w roli pouczającej, po prostu dzielę się swoim doświadczeniem, ale to jest naprawdę bardzo ważne – żeby nie dać się zniechęcać, bo my mamy – jako społeczeństwo – taką chęć, by innych zniechęcać do osiągania ich celów.