10 mitów na temat miłości [CZYTAJ DALEJ]

    Gdy zaczęłam myśleć o napisaniu tego artykułu, to poczułam się aż przytłoczona… „Kobieta powinna”, „Zakochany mężczyzna…

 

 

Gdy zaczęłam myśleć o napisaniu tego artykułu, to poczułam się aż przytłoczona… „Kobieta powinna”, „Zakochany mężczyzna musi…”, „Seks na trzeciej (??) randce”, „Nie pokazuj, że ci zależy”, „Miłość boli” – i masa innych dziwnych przekonań.

Hałdy mądrości blokujących, zamykających na relację z drugim człowiekiem, tony nierealnych oczekiwań rodem z bajek Disney’a. W środku tego wszystkiego serce spragnione miłości, głęboko schowane pod rozbuchanym ego, pod żądaniami roszczeniowego bachora na przemian z zagubioną dziewczynką z zapałkami żebrzącą o uwagę.

Od czego więc zacząć pisząc o iluzjach, którymi się karmimy na hasło miłość? Od pięknego mitu, którym szczególnie my kobiety często się karmimy:

„I przyjedzie rycerz na białym koniu i mnie uratuje” (albo ja jego)

Jeśli chcesz, żeby ktoś Cię uratował, zmienił Twoje życie, sprawił, że wreszcie stanie się ekscytujące i kolorowe; jeśli wierzysz, że wtedy w końcu poczujesz sens, miłość i akceptację, no i będziecie żyli długo i szczęśliwie, to nie jesteś kobietą, jesteś nadal dziewczynką. A dziewczynka nie stworzy dojrzałego, partnerskiego związku. Może co najwyżej zostać wykorzystana przez złego wilka (zostańmy już przy symbolice bajek), skrzywdzona przez złą królową albo w najlepszym wypadku znajdzie kogoś dorosłego, mentora czy substytut ojca, który się nią zaopiekuje. Ewentualnie jeszcze chłopczyka, z którym jak będzie dobrze, to będzie się fajnie bawić, jak trochę gorzej – będą się okładać łopatkami po głowach. Znacie pewnie takie związki?

Tak, ja też jestem wychowana na bajkach, marzeniach o balu Kopciuszka i przystojnych książętach (szkoda, że wtedy nie było bajek typu „Merrida Waleczna”). I o ile takie marzenia są fajne w młodości, to później niestety nam nie pomagają.

Teraz będzie najważniejsze – jeśli chcesz, żeby Twój partner był: dojrzały, mądry życiowo, z przepracowanymi schematami z domu, umiejący zarządzać emocjami, znający swoje słabe i mocne strony, mający takie poczucie własnej wartości, że nie musi z nikim walczyć i niczego udowadniać, biorący odpowiedzialność za swoje życie, a nie szukający wiecznie winnych wokół, umiejący się komunikować, kochający i akceptujący siebie, więc umiejący dać to także innym, taki, na którym można polegać, dotrzymujący słowa – NAJPIERW SAMA SIĘ TAKA STAŃ!

 Słyszałam to i czytałam o tym dużo wcześniej, ale zrozumiałam to tak naprawdę po 45 latach życia. Po kilku nieudanych relacjach, w których powtarzały się podobne elementy z drugiej strony, bo takich mężczyzn przyciągałam. A wiecie dlaczego? Bo sama taka byłam, może nie w dokładnie taki sam sposób, ale jednak byłam niedojrzałą dziewczynką, wściekłą i żądającą, że to on ma się zmienić!

Jeśli poczułaś to samo, złość, że to znowu od Ciebie się wymaga pracy nad sobą, niezrozumienie, dlaczego po prostu nie możesz spotkać dojrzałego partnera, takiego jakiego sobie wymyśliłaś i przy którym wszystko zmieni się na lepsze (także Ty), to zapytam Cię – chcesz być dalej dziewczynką, czy chcesz mieć wreszcie dojrzałą, piękną relację z mężczyzną, nie chłopcem? To Twoja decyzja.

Życie bez mężczyzny nie ma sensu

No cóż, jeśli nie ma sensu bez niego, to i z nim pewnie go nie nabierze, choć na początku będziesz na haju i będzie Ci się wydawać, że tak jest. Jeśli szukasz na zewnątrz sensu, spełnienia, a nie masz go w sobie, to nikt Ci go nie da. Jeśli czujesz się niepełna, wybrakowana bez drugiej osoby, i ma ona być lekiem dla Ciebie, to:

Po pierwsze nie jest miłość, tylko traktowanie instrumentalne – ktoś ma Ci coś dać – dobre samopoczucie, sens życia.

Po drugie, gdy miną motyle w brzuchu, brak sensu wróci.

Po trzecie – uwiesisz się na tej osobie, bo nie masz nic do zaoferowania, chcesz tylko plastra na swoje życie.

Miłość uzdrawia

Szczególnie panów niedojrzałych, z nałogami, niebieskich ptaków… Zdecydowane NIE! Miłość nie leczy, a już szczególnie kogoś, kto nie chce być uleczony. Wiesz co się mówi na terapii AA współuzależnionym, czyli partnerom i partnerkom alkoholików? „Nie przez ciebie zaczął pić i nie dla ciebie przestanie” – do powtarzania jak mantra. Pomyśl jakie schematy z dzieciństwa się za Tobą wloką. Czy przypadkiem nie jesteś dzieckiem wiecznie pomagającym, starającym się, próbującym zasłużyć na miłość? Dorosła miłość tak nie wygląda. Jeśli chcesz, możesz oczywiście być Matką Teresą, ale nie licz na miłość i szacunek, bo nie jesteś nią, a mężczyzna może z tego chętnie skorzysta, ale raczej się w Tobie nie zakocha.  To samo dotyczy przekonania, że ja go zmienię, przy mnie zacznie szanować kobiety/pracować/z chama stanie się dżentelmenem czy cokolwiek innego. Poza kosmetycznymi zmianami zachowania, nie mamy mocy zmieniania drugiego człowieka. Kropka.

I żyli długo i szczęśliwie…

Często mamy w sobie głęboko przekonanie rodem z bajek i komedii romantycznych, że miłość to właśnie ta piękna scena, gdy ona i on idą w stronę zachodu słońca trzymając się za ręce. I znowu jest to przekonanie dziewczynki, każda z nas chyba miała taki etap w młodości. Niestety niektóre z nas zostają w takim myśleniu, co jest prostą drogą do rozczarowania.

Bo mylimy miłość z zakochaniem.

Tak, w tym pierwszym etapie mamy motyle w brzuchu, spijamy sobie z dziubków, rozumiemy w lot pragnienia drugiej osoby, chcemy się kochać, całować i przytulać na okrągło, obdarowujemy się sobą nawzajem w najlepszej wersji – pięknie ubrani, zawsze w dobrych humorach, z uważnością na drugą osobę.

No tyle, że to haj, prawie jak narkotykowy (narkotyki nasze własne – czyli hormony), więc nie może wiecznie trwać i zwykle kończy się maksymalnie po dwóch latach – tyle naukowcy.

Wtedy zakochanie może zacząć się przekształcać w miłość dojrzałą. Może – jeśli damy temu szansę i nie stwierdzimy, że skoro on nie skacze już wokół nas jak na początku, nie zagląda nam w oczy i nie przynosi kwiatów, to znaczy, że już mu nie zależy. Z czasem zaczynamy wyrażać miłość w inny sposób i w dodatku każdy w swój. Warto więc poznać zarówno swój język miłości, jak i partnera. Bo może gdy umyje nam samochód, znaczy to dla niego więcej niż wręczenie bukietu róż? A to, że my sprzątamy i stoimy w kuchni gotując mu jego ulubione potrawy znaczy dla niego mniej niż przytulenie czy docenienie? Jeśli tego nie wiemy, nie rozumiemy, staje się to podstawą wielu konfliktów i rozczarowań, mimo, że wszyscy chcą dobrze. Warto więc o tym porozmawiać, żeby nie mówić do siebie w obcym języku.

Dwie połówki jabłka

Bardzo szkodliwy mit! Kryje się za nim tyle fałszywych przekonań, że nawet nie wiem od czego zacząć…

Przede wszystkim, naprawdę wierzysz, że na Ziemi, gdzie mieszka kilka miliardów ludzi, jest tylko jeden jedyny partner – ten właśnie dla Ciebie? Jest to mało optymistyczne, że właśnie jego spotkasz kiedykolwiek.

Po drugie, wiara w to, że jesteście idealnie dopasowani, wszystko się zgadza w każdej dziedzinie, również nie pomaga. Nawet bliźniaki jednojajowe się różnią.

Po trzecie szukasz ciągle ideału, z którym ma być – właśnie – idealnie, no i skazujesz się na wieczne rozczarowanie, bo z nikim tak nie będzie (może przez pierwsze trzy miesiące). A przy okazji, w pogoni za czymś nierealnym przegapiasz normalnych, fajnych facetów.

Po czwarte, zakładasz, że jesteś jakaś wybrakowana, skoro ktoś musi Cię dopełnić i stworzyć z Tobą całość. Naprawdę? Tak, jak też tak myślałam, aż doszłam do miejsca, gdzie wiem, że mi nic nie brakuje, i wtedy dopiero mogę spotkać kogoś, kto również jest całością, kompletnym, dojrzałym człowiekiem, a nie jakąś połówką.

Po piąte – w różnych kresach życia możesz potrzebować zupełnie innego partnera. Kiedyś ludzie żyli krócej i często spędzali ze sobą całe życie (oczywiście także z powodów ekonomicznych czy z powodu wiary), ale teraz nasze życie się wydłuża. Czego innego potrzebuje dwudziestolatka, czego innego kobieta czterdziestoletnia. Może z jednym partnerem spędzimy dwadzieścia, trzydzieści lat, a kolejne lata z kimś innym? Bo oczywiście, piękna jest wizja życia z jednym człowiekiem przez całe życie, ale statystyki rozwodowe są nieubłagane, ludzie się zmieniają, ich drogi się rozchodzą, jedni dojrzewają, inni nie…

Nie dołujmy się więc tym, jeśli tak się zdarzy, że Wasze drogi z partnerem się rozejdą, może dzięki temu stworzycie nowy, bardziej dojrzały związek? Tak, jest to zawsze bolesne, ale warto wyciągnąć lekcję i iść dalej, w czym mit połówek jabłka nie pomaga, a raczej wpędza nas w poczucie winy i depresję – „To miał być ten jedyny i co? Zawiodłam!”

Według mnie to jeden z najbardziej szkodliwych mitów, którymi karmią nas bajki, a który nie pozwala nam na tworzenie dobrych, dojrzałych relacji

Miłość to cierpienie

Ile znacie radosnych optymistycznych piosenek o miłości? A filmów? Czy ta „prawdziwa” miłość nie kojarzy się Wam przypadkiem z wielkimi emocjami, dramatami, on chce, ona nie, potem na odwrót, płacz, bezmiar smutku, ona siedzi i patrzy w dal, a łzy płyną po twarzy… No właśnie, tylko czy to jest prawda? Czy miłość to cierpienie, wieczna huśtawka – od rozpaczy po euforię?

Takie widzenie relacji damsko-męskiej bierze się najczęściej w domu rodzinnego, bo to wtedy nasiąkamy wzorcami, które potem – często nieświadomie niesiemy. Jeśli w Twoim domu były awantury, potem ciche dni, ciągłe napięcie, huśtawka emocji, jeśli jesteś dzieckiem osoby uzależnionej, to jest możliwe, że jesteś uzależniona od adrenaliny i dramatyzmu. Fajny, miły i spokojny chłopak to dla Ciebie nudziarz, jest zbyt spokojny, bo nic się nie dzieje. Masz tak? „Prawdziwa miłość” to dla Ciebie rollercoaster emocjonalny? Jeśli tak jest, może warto rozprawić się z takim przekonaniem, bo ono prowadzi do zniszczenia – na terapii lub poprzez świadomą pracę ze sobą. Bo dojrzała miłość to poczucie bezpieczeństwa, spokoju w sercu, wspieranie się nawzajem, a nie skrajności i szarpanina.

Miłość to poświęcenie

To wieczne zasługiwanie na miłość – służeniem, byciem niezbędną, pomocną, najbardziej godną miłości. Tak nie wygląda miłość. Za to toksyczne uwikłanie, uzależnienie od „pana i władcy” (najczęściej małego, zakompleksionego człowieczka) – tak. Wiecznie się wtedy staramy, mamy poczucie winy, że nie dość mocno, co zresztą wmawia nam partner, odgadujemy każde jego pragnienie. A najgorsze, że tracimy poczucie własnej wartości i poczucie, że jesteśmy „wystarczająco dobre”.

Partner za to zazwyczaj tylko nas punktuje, ocenia i karze (fizycznie lub psychicznie) za wszelkie niedociągnięcia, z jego strony nie ma mowy o żadnym staraniu się. O tym, jak rozpoznać toksyczną relacje będzie później. Żadna relacja nie jest warta, żeby poświęcić siebie, swoje potrzeby, swoją prawdę. Gdy ktoś tego wymaga od nas – to nie jest miłość.

„Jeśli mnie kocha, to się domyśli, to będzie czuł, czego mi potrzeba”

Miłość to czytanie sobie w myślach i odgadywanie najskrytszych pragnień.

Zdecydowane NIE. Nikt nie ma mocy czytania w myślach drugiego człowieka. Jeśli czegoś chcesz, poproś o to, jasno artykułuj swoje potrzeby. To, że o to prosisz, nie znaczy, że ma to mniejszą wartość, za to masz szansę, że dostaniesz to, czego naprawdę chcesz, a nie to, co się wydaje Twojemu partnerowi.

Miłość mnie nakarmi

Tak, dobra miłość karmi, ale tylko wtedy, gdy nie masz w sobie ziejącej dziury, biorącej się z domu rodzinnego. Miłość Cię nakarmi, gdy kochasz siebie i akceptujesz. Jeśli tak nie jest, mężczyzna nie wypełni tej pustki w Tobie, bo nie jest cudotwórcą, nie ma mocy dania Ci miłości, której nie dostałaś od rodziców. Najpierw więc warto załatać tę dziurę, uczyć się kochać siebie, a potem tworzyć związek. Inaczej znowu będziesz dzieckiem żebrzącym o miłość i uwagę, a nie fascynującą kobietą do kochania.

Tylko idealna jestem godna miłości

Typowe, bardzo destrukcyjne przekonanie wyniesione z domu. Większość z nas je ma w mniejszym lub większym stopniu, to tak na marginesie. Czyli taka jaka jestem nie jestem godna miłości, bo mama mnie lubiła tylko wtedy jak byłam grzeczna/przyniosłam piątkę/posprzątałam pokój. Moje potrzeby były umniejszane, rzadko ktoś interesował się tym, co czuję, czego chcę. Miałam nie sprawiać kłopotu i być pomocna. Więc dalej staram się być pomocna, miła, zawsze uśmiechnięta, perfekcyjna. Moja energia jest skierowana na odczytywanie pragnień innych, często więc w ogóle nie znam swoich. Niektóre z czasem zaczynają się dusić w tej roli i zaczynają się wyzwalać, inne trwają w niej do końca życia, coraz bardziej zgorzkniałe. Czy naprawdę uważasz, że ktoś chciałby być z perfekcyjną, idealnie umalowaną i ubraną, zawsze uśmiechniętą sztuczną lalką? Można ją przez chwilę podziwiać, można pójść do łóżka, ale żyć na co dzień?

Ufff, to tyle.

Co Wy na to? Jakie jeszcze destrukcyjne przekonania mamy w głowach?

***

O AUTORCE

Joanna Sławińska – Trener mentalny, mówca, autorka książek, przedsiębiorca, nauczycielka Calligraphy Health Yoga, pracuje przede wszystkim z kobietami nad ich poczuciem własnej wartości i szacunkiem do samej siebie. Sama po bardzo trudnych doświadczeniach, pomaga pożegnać przeszłość i zacząć nowe życie po stracie, trudnych rozstaniach, toksycznych relacjach. Nie boi się mówić o najtrudniejszych sprawach i nazywać ich po imieniu. Jej misją jest sprawienie, aby kobietom żyło się lepiej, radośniej i szczęśliwiej. Autorka książki „Ja czyli kto? Subiektywny poradnik dobrego życia dla kobiet”.

Przeczytaj także

Portal sukcespisanyszminka.pl

Fundacja WłączeniPlus
ul. Podchorążych 75/77/2
00-721 Warszawa

kontakt@wlaczeniplus.pl

Wesprzyj Nasze działania

40 1600 1462 1717 1383 1000 0001

Bank BNP Paribas Polska S.A.

 

Patronite:

www.patronite.pl/sukcespisanyszminka

Copyright © 2024 | WłączeniPlus

Projekt i realizacja: Be About Hybrid Agency