Olga Kozierowska: Według badania Kantar Public 42% Polaków nie potrafi wskazać żadnego autorytetu. Zastanawiam się, czy nastąpiła jakaś redefinicja tego słowa, czy może też nie potrzebujemy już autorytetów i je odrzucamy?
Beata Pora: Może to wszystko wynika z takiego rozmycia wiedzy? Może my teraz po prostu nie wiemy, kto jest autorytetem? Co chwilę mamy kryzysy związane z jakąś osobą publiczną i może to właśnie zmierza w tym kierunku? Bo jednak ta cyfra jest dość szokująca.
Olga: Teraz wszystko tak szybko dzieje się w mediach. Nawet jeśli jakaś osoba mogła być naszym autorytetem, np. z dzieciństwa, to dzisiaj już media pewnie zabrałyby jej ten triumf.
Natalia Jaźwierska: Moim zdaniem tutaj rysują nam się zupełnie inne cechy, które są związane z autorytetem. Kiedyś nie mieliśmy takiego dostępu do drugiej osoby. Jeżeli ktoś był autorytetem, to mogliśmy tę osobę zobaczyć w telewizji, usłyszeć w radiu, a nie cały czas śledzić w mediach społecznościowych. To też jest związane z tym, że potrzebne są nam jakby nowe definicje. Sądzę, że dzisiaj osoba, która byłaby uznawana za autorytet, to przede wszystkim osoba, która jest spójna i autentyczna. Która po prostu działa. Nie posiada już tylko charyzmy i opowiada o czymś, ale kiedy patrzymy nią w internecie z różnych stron to widzimy spójność oraz autentyczność. A to już nie jest takie proste.
Olga: Zastanawiam się, na ile można udawać autentyczność, bo jednak w internecie pokazujemy to, co chcemy pokazać i kreujemy swój wizerunek. Myślę, że już historia pokazała, że niektórzy publikują nieprawdziwe treści, np. pokazują, że są bogaci, a tymczasem są to zdjęcia jachtów czy drogich samochodów należących do kogoś innego. Robią to, bo to się klika. Są też sprytniejsze osoby, które korzystają z dezinformacji, czyli np. biorą 30% prawdy, a do tego dokładają 70% kłamstwa i to jest już niezwykle trudne do weryfikacji. Przykładowo, byłam tylko przez dwa miesiące w Anglii, ale piszę, że tam studiowałam lub pracowałam.
Maciej Makselon: Co więcej, można wyjechać na tydzień wakacji na jakieś rajskie wyspy, zrobić 300 fotek i pokazywać je przez 2 miesiące, prawda? I tego też nikt nie zweryfikuje.
Beata: Rzeczywiście, w tej weryfikacji tkwi największe wyzwanie. Są osoby, które podają się w mediach za przykład tego, jak zdrowo schudnąć, 40-50 kg, ze zdrową dietą i ćwiczeniami. Podczas gdy, tajemnicą poliszynela jest to, że poddały się medycynie bariatrycznej. I ja absolutnie nie hejtuje tej metody i nie o to mi chodzi. Uważam, że to też jest jakaś metoda zadbania o swoje zdrowie, ale w takiej sytuacji nie jest to autentyczne i spójne z przekazywanym komunikatem. Dlaczego takie coś ukrywa się pod płaszczykiem tego, że przyszło mi to tak łatwo?
Natalia: Dlatego, że prawda nie byłaby tak atrakcyjna jak ten wizerunek, który kreujemy.
Beata: I takie sytuacje też mogą się właśnie przekładać na kryzys autorytetów.
Natalia: Myśląc o temacie internetu zastanawiałam się, czy może to nie jest moment, aby przenieść te autorytety jednak do życia, w którym jesteśmy. Może warto zastanowić się, kogo mamy wokół siebie. Kto może być takim autorytetem? Jest dużo możliwości takiego zwrócenia się do tego swojego najbliższego środowiska, swojego własnego podwórka. I tam lepiej dzisiaj szukać autorytetów niż gdzieś dalej.

Olga: Zastanawiająca jest też ta kwestia zrozumienia odpowiedzialności. Każdy ruch w życiu i każda akcja, budzi reakcje i konsekwencje naszych działań. Czasem nawet tragiczne – tak jak w przypadku influencerki z Australii, która udawała, że miała nowotwór i wyleczyła go octem jabłkowym. Zbiła na tym dużo pieniędzy.
Beata: Finalnie została skazana.
Olga: Oczywiście, to jest skrajny przypadek, ale niesamowicie istotna jest tutaj ta kwestia odpowiedzialności. Chciałabym poruszyć temat ekspertów oraz „ekspertów od wszystkiego”. Przykładowo, to że ktoś ma ADHD nie daje mu prawa, żeby pouczać innych albo stawiać diagnozy. Tymczasem tak się dzieje, a w dobie internetu i chata GPT bardzo łatwo znaleźć różne informacje i przekazywać je dalej.
Maciej: Myślę, że musimy odczarować słowo „nie wiem”. Nauczyć się go używać. To jest wspaniałe słowo. Chwilę temu była afera wokół numeru Swady i Niczos. Numeru, który był śpiewany po podlasku czy w jednym z wariantów języka podlaskiego. Pamiętam, że wtedy dostałem zaproszenia do 2-3 różnych mediów, żebym przeszedł i pomówił o tym, czy właśnie jest to język, czy może jest to dialekt, itd. Za każdym razem odpowiadałem, że nie zajmuję się dialektologią i otrzymywałem odpowiedź: ale przecież zajmujesz się językiem? Owszem tak, ale to nie jest mój obszar specjalizacji. Oczywiście było to trudne do zrozumienia przez media. Rozumiem pokusę pójścia do mediów i zrobienia zasięgów, ale myślę, że naprawdę powinniśmy się nauczyć ponownie mówić „nie wiem”. Nie jest wstydem powiedzieć: „Nie wiem, muszę to sprawdzić” kiedy w trakcie wywiadu, spotkania z ludźmi czy sesji Q&A po wykładzie, ktoś zada nam pytanie z naszej dziedzin, na które nie znamy odpowiedzi. Jeżeli taka osoba unika tego „nie wiem” i zaczyna dzielić się swoimi „wydajemisizmami” to robimy krzywdę również tej dziedzinie, którą się zajmuje. Jest cała masa, również z mojego podwórka, informacji, które latają sobie swobodnie po internecie czy w przestrzeni publicznej, bo kiedyś jakiś profesor tak powiedział, gdy został zapytany, a nie chciał powiedzieć „nie wiem”.
Olga: A my to szerzymy dalej i potem staje się to takim cytatem do udostępniania.
Maciej: Źródeł w takim przypadku żadnych nie ma. Źródłem jest: „bo profesor powiedział”.
Natalia: Zawsze dużo trudniej jest oprzeć się na badaniach naukowych. Kiedy rozmawiam z moją przyjaciółką, która jest ekspertką w dziedzinie żywienia, to ona bardzo często odpowiada mi na pytanie, że musi to sprawdzić. I nie raz sprawdza jedno badanie, drugie badanie. Mówi to zależy, jakie są możliwości i że to nie jest takie oczywiste. Dużo łatwiej jest pójść za danym clickbitem, dużo łatwiej jest pójść za sensacją niż oprzeć się na faktach czy danych.
Olga: W ogóle nie mówimy: „Sprawdzam”. I to jest niesamowicie piękne poletko dla tych, którzy właśnie grają dezinformacją w sieci. W jaki sposób w ogóle dotrzeć do ludzi, żeby jednak ich uczulić na pewne rzeczy? Żeby sobie czy swoim emocjom nie szkodzili? Bo jeżeli czytasz fake newsy i w nie wierzysz to przestaje być miło i pojawia się lęk.
Beata: Fake newsy są strasznym problemem. Nakręcanie spirali lęku na różne sposoby to jest coś, z czym mamy w tej chwili do czynienia na co dzień. Media społecznościowe są teraz tak łatwo dostępne. Teoretycznie wydaje się, że to jest taka szybka wiedza. Po prostu otwierasz TikToka czy Instagram, potrzebujesz jakichś informacji tu i teraz i zawsze znajdziesz jakiś materiał od mniej lub bardziej rozpoznawalnej osoby. I często bierzesz to za pewnik. Czy zadajemy sobie teraz trud np. w kontekście zdrowia, żeby sprawdzić, czy dana osoba, która się wypowiada, ma wykształcenie medyczne, czy na pewno jest ekspertem lub ekspertką w tej dziedzinie?
Posłuchaj całego odcinka poniżej!