Kobieca grypa

Problemy zdrowotne Hillary Clinton na nowo wzbudziły dyskusję, czy choroba to wystarczający powód do brania zwolnienia w pracy.…

Problemy zdrowotne Hillary Clinton na nowo wzbudziły dyskusję, czy choroba to wystarczający powód do brania zwolnienia w pracy. A odpowiedź wydaje się być tak oczywista.

Hillary Clinton walczy o prezydenturę. Stawka jest więc wysoka, a pretendentka do stanowiska ambitna. Nic dziwnego, że nie mogła sobie pozwolić na to, by zabrakło jej w Nowym Jorku 11 września podczas 15. rocznicy zamachów na World Trade Center. Kłopot polegał jednak na tym, że nie mówiło się wiele o jej obecności, media trąbiły za to chętnie o jej niedyspozycji. Zdjęcia i filmy ze słaniającą się Clinton w roli głównej obiegły świat. „Hillary Clinton straciła swoją wiarygodność” zawyrokowali komentatorzy. Nie zmienił tego nawet komunikat, że Clinton zmaga się z zapaleniem płuc. Nie wiadomo bowiem, co gorsze – prezydent, który jest słabego zdrowia, czy taki, który nie potrafi dbać o siebie.

Problemy ze zdrowiem Hillary ożywiły sezonową dyskusję o tym, czy ten, kto jest chory powinien leżeć w łóżku, czy jednak z prawdziwym poświęceniem stawiać się w pracy. Wiecie, jak to jest – nigdy nie ma dobrego momentu na chorowanie, bo albo toczą się ważne projekty albo ktoś inny właśnie choruje albo nie daj boże właśnie wróciło się z urlopu. Chorowanie nijak wpasowuje się w nasze terminarze i każdy powód jest dobry, żeby chorobie zaprzeczać. Nawet, gdy glut sięga nam do pasa, a gorączka wzrasta do 38 stopni. – To nic takiego, rok temu pracowałam z 38,8 i dałam radę – powtarzamy, odpowiadając już trzecią godzinę na tego samego maila.

Za tym, żeby nie przychodzić do pracy, kiedy kichamy, jesteśmy przeziębieni, mamy grypę albo rotawirusa przemawia przede wszystkim zdrowy rozsądek. Choroba dodatkowo osłabia organizm, który potrzebuje w tym czasie odpoczynku. Osłabieni, zakatarzeni i z gorączką nie jesteśmy szczególnie produktywni, gorzej myślimy, częściej popełniamy błędy. Także dlatego, że zamiast koncentrować się na zadaniu, koncentrujemy się na tym, jak się czujemy, a czujemy się najczęściej źle. Nie wyleżysz, nie odpoczniesz, nie wyzdrowiejesz – to powie ci każdy lekarz. Chodząc z infekcją do pracy, zdrowiejesz wolno i długo. Infekcje mogą też nawracać. A przy okazji zarażasz kolegów i koleżanki z pracy, a czasem także klientów. To kolejny argument i to taki, który wycenia się na miliardy dolarów.

A dokładnie na kwoty między 150 a 250 miliardów dolarów rocznie, bo tyle pracodawców kosztują pracownicy, którzy mimo choroby przychodzą do pracy. Sami pracując nieefektywnie i zarażając innych doprowadzają często do sytuacji, w których ostatecznie na zwolnieniach ląduje duża część zespołu. I tak, to nienajlepszy sposób na szczęśliwe zakończenie super ważnych projektów.

Pytanie jednak, dlaczego tak wiele osób w ogóle ma pomysł, żeby w chorobie pojawiać się w pracy. I tu dochodzimy do sedna problemu. Naukowcy wyodrębnili kilka powodów. Wśród nich są m.in. nadmiar obowiązków, poczucie, że nikt inny nie zastąpi nas w pracy oraz obawa, że pracownicy, którzy nie są zatrudnieni na stałych umowach, nie dostaną wynagrodzenia za czas zwolnienia. W niektórych przypadkach silny jest również strach, że jeśli będziemy chorować, pracodawca po prostu się nas pozbędzie. I choć w interesie szefa jest, by chory pracownik nie przychodził do biura, presja i brak elastyczności czasem wygrywają ze zdrowym rozsądkiem.

A przecież nigdy nie jest tak, że nie ma alternatywy. Większość obowiązków są w stanie przejąć za nas koledzy, a w ostateczności możemy pracować częściowo z domu, jeśli projekt jest naprawdę ważny i pilny. Oczekiwanie jednak, że chory pracując z łóżka wykona 100% normy jest po prostu mało realistyczna. Elastyczność i zdrowy rozsądek, o którym przypominam po raz kolejny potrzebny jest po obu stronach. Po stronie pracownika, żeby pamiętał, że przychodząc chory ryzykuje powikłaniami i zdrowiem współpracowników. Po stronie pracodawcy, żeby miał świadomość, ile kosztuje go chory pracownik w biurze, a przede wszystkim, że choroba nie jest objawem lenistwa czy migania się od pracy.

Przykład Hilary Clinton pokazuje także jeszcze jedno zjawisko. Robimy więcej niż musimy, nie tylko dlatego, że inni tego od nas wymagają, ale głównie dlatego, że same sobie nie potrafimy odpuścić. Boimy się, że nasze choroby i niedyspozycje zostaną przez innych odebrane jako słabość i argument za tym, że się do naszej roboty nie nadajemy. Gorączka? To nic takiego. Zapalenie płuc? Drobiazg. Zamiast położyć się do łóżka, pielęgnujemy w sobie objawy kobiecej grypy – choroby, która nie jest chorobą, dopóki nie trafimy nieprzytomne do szpitala.

Publiczna niedyspozycja, a raczej tajemniczość jej sztabu na temat przyczyn tejże niedyspozycji kosztowała Clinton kilka punktów w prezydenckich sondażach. Próbując ratować sytuację, Hillary wzięła jednak kilka dni zwolnienia, a jej ludzie opublikowali szczegółowy raport na temat stanu zdrowia kandydatki. Puenta tej historii jest więc taka, że nauczyć się zdrowo chorować musi każdy – nawet kobieta z żelaza.

Przeczytaj także

Portal sukcespisanyszminka.pl

Fundacja WłączeniPlus
ul. Podchorążych 75/77/2
00-721 Warszawa

kontakt@wlaczeniplus.pl

Wesprzyj Nasze działania

40 1600 1462 1717 1383 1000 0001

Bank BNP Paribas Polska S.A.

 

Patronite:

www.patronite.pl/sukcespisanyszminka

Copyright © 2024 | WłączeniPlus

Projekt i realizacja: Be About Hybrid Agency