Choć niektórzy uważają, że przewidywanie trendów to coś pomiędzy wróżeniem z fusów, a czytaniem ze szklanej kuli, Natalia Hatalska mówi krótko – Nie zajmuję się przewidywaniem przyszłości. Zamiast tego przekopuje się przez dane, monitoruje, bada i analizuje zjawiska, szukając tych, które mogą stać się trendami. Teraz będzie robić to nie tylko w ramach bloga hatalska.com, ale także dla Instytutu badań nad przyszłością, który niedawno powołała do życia. Infuture hatalska foresight institute definiuje najważniejsze trendy i pokazuje ich wpływ na gospodarkę, biznes i zwykłych ludzi – odbiorców, klientów, konsumentów, pracowników. Pierwszą publikacją Infuture poświęciła rynkowi pracy. W “Praca: scenariusze przyszłości” wskazuje kluczowe czynniki, które już za kilka lat zupełnie zmienią to, ile, jak i po co będziemy pracować.
O tym, jak pisze się scenariusze przyszłości, czy będziemy pracować do setki, o młodym pokoleniu i siwej rewolucji oraz o potrzebie wsparcia kobiet w biznesie i powodach, dla których zdecydowała się dołączyć do jury konkursu Bizneswoman Roku Natalia Hatalska opowiada Dagny Kurdwanowskiej.
Żyjemy w epoce ciągłych zmian. Komuś, kto zajmuje się trendami utrudnia to pracę, czy wręcz przeciwnie – ułatwia?
Szczerze mówiąc, nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam. Przyzwyczaiłam się do funkcjonowania w rzeczywistości, która ciągle się zmienia. Traktuję to jako coś oczywistego.
Zdarza ci się jeszcze, że niektóre trendy cię zaskakują lub dziwią?
Nie. Wielokrotnie podkreślałam, że do analizowania trendów trzeba mieć nie tylko otwarte oczy, ale przede wszystkim otwartą głowę. Ostatnio w sieci przetoczyła się fala hejtu na chłopaka, który pokazywał jak zrobić sobie makijaż do szkoły. Osoba, która ocenia takie zjawiska negatywnie, hejtuje je lub się z niego wyśmiewa, nigdy nie będzie mogła zajmować się przewidywaniem trendów. To nie jest praca, w której coś się ocenia. Przyjmuje się fakty, dane, a następnie się je analizuje i wyciąga wnioski.
Liderka nie boi się nazwać swoich dokonań sukcesem – mówi Olga Kozierowska. Dlaczego tak wiele kobiet ma z tym problem? Czym jest przedsiębiorczość kobiet? Przeczytaj więcej o tym, jak można je wesprzeć w rozwoju zawodowym.
Dlaczego w ogóle warto śledzić trendy?
Przede wszystkim po to, żeby przygotować się na zmiany. W przypadku firm także po to, żeby móc lepiej odpowiadać na potrzeby konsumentów. Dzięki temu można tworzyć lepsze produkty i lepiej je komunikować. Firmy, które szybciej dostosują się do zmian, stają się bardziej konkurencyjne.
I same zaczynają dyktować trendy?
W biznesie możemy albo dostosować się do scenariusza, który napisali inni albo samemu napisać ten scenariusz. Jeśli spojrzymy na firmy, które osiągają sukces, to nie zarządzają nimi ludzie, którzy płyną z prądem, ale ci, którzy chcą pisać swój własny scenariusz na sukces. Chcą zmieniać rzeczywistość, a nie tylko się do niej dopasować.
Trendy stają się dla nich rodzajem kompasu?
Tak. Doradzam wielu firmom, sama mam firmę i patrząc z tej perspektywy, widzę jak wszyscy cały czas gonią za białym króliczkiem. Żyjemy w gospodarce, która jest oparta na wiedzy i na innowacjach. Firmy, które chcą być konkurencyjne muszą cały czas być bardziej przewidujące, bardziej innowacyjne. Problem polega na tym, żeby nie tylko być dwa kroki do przodu, ale i szybciej niż inni zrozumieć, co będzie kolejną wielką tendencją i jak ją wykorzystać we własnym biznesie. Wyłuskanie pewnych trendów zdecydowanie w tym pomaga.
A jak nie pomylić trendu z modą?
Wiele osób zamiennie używa słowa moda i trend, ale to nie to samo. Moda szybko przemija i zmienia się, dlatego nie ma sensu kierować się nią w podejmowaniu decyzji i budowaniu strategii. Trendy mogą trwać latami. Są trendy, które trwają 20 lat lub dłużej.
Ale na początku nie wiadomo przecież jeszcze, czy zjawisko, które obserwujemy będzie przejściową modą czy długotrwałym trendem.
Zgadza się. Właśnie dlatego firmy z taką uwagą starają się śledzić i analizować zmiany. Prognozowanie przyszłości i szukanie trendów to nie wróżenie z fusów, ale analiza danych i wszystkich czynników, które stoją za zmianą.
Czyli nie masz na biurku szklanej kuli?
Nie zajmuję się przepowiadaniem przyszłości. Wbrew temu, co myślą niektórzy, nie jestem w stanie jej przepowiedzieć. Mogę jedynie podpowiadać firmom, jakie mogą być scenariusze przyszłości. Mając dane i prawdopodobny scenariusz, firma może podjąć decyzję, jak się przygotować, jaką strategię opracować, a często także jak ten scenariusz zmienić.
Twoja najnowsza publikacja „Praca: scenariusze przyszłości” dotyczy rynku pracy. Dlaczego zajęłaś się teraz akurat tym tematem?
Bo to temat, który wszystkich dotyka. Stwierdziłam więc, że warto przyjrzeć się, co się w tej dziedzinie dzieje. Dziś wydaje się, że większość zmian spowodowanych jest przez technologię. Ale nie tylko technologia zmienia naszą rzeczywistość. Takich czynników jest zdecydowanie więcej – w tej publikacji oprócz technologii uwzględniliśmy także czynniki społeczne, ekonomiczne, związane ze środowiskiem i zmianami klimatu oraz polityczne. Każdy z tych czynników może mieć wpływ na to, jak rynek pracy, i każdy inny rynek zresztą też, będzie wyglądał za kilka lat. Na podstawie tych czynników opracowałam pięć scenariuszy przyszłości: Working Forever, The Useless Class, People Per Hour, There Are No Jobs on a Dead Planet oraz Through The Glass Door.
Zwłaszcza w pierwszym z nich – Working Forever – podkreślasz wagę czynników demograficznych. Z jednej strony będziemy dłużej żyć i cieszyć się dobrym zdrowiem, z drugiej oznacza to znaczące wydłużenie czasu pracy i coraz późniejszy wiek emerytalny. Z tego punktu widzenia nasze wszystkie dzisiejsze rozważania o emeryturach wydają się kompletnie nie przystawać do wyzwań przyszłości.
Zobacz, że już dziś jest wielu ludzi, którzy mimo przekroczenia wieku emerytalnego, nadal chcą pracować i być aktywni zawodowo. Z jednej strony ludzie po prostu chcą się czuć potrzebni, a z drugiej strony mamy do czynienia z tzw. ubóstwem spowodowanym wiekiem. Ci, którzy dziś przechodzą na emeryturę mają świadomość, że rezygnując z pracy znajdą się w gorszej sytuacji materialnej. Chcą pracować, żeby móc żyć na pewnym poziomie. Takie podejście będzie coraz popularniejsze. Teraz mamy taki model: edukacja – praca – emerytura. Na rynek pracy wchodzimy mając 20-25 lat. Pracujemy przez około 40 lat, a później około 6 lat jesteśmy na emeryturze. Ale w perspektywie pokolenia średnia wieku się wydłuży i ten model prawdopodobnie się zawali. Przewiduje się, że dzieci, które teraz się rodzą, będą żyły znacznie dłużej od swoich rodziców. Dzięki rozwojowi medycyny i profilaktyki spokojnie dożyją 100 lat w dobrej formie. Nie ma szans, żeby przez 40 lat pracy odłożyć fundusze, które wystarczą na 40 lat życia na emeryturze. Żaden system emerytalny tego nie udźwignie. Oczywiste jest więc, że przechodzenie na emeryturę w wieku 65 lat będzie nierealne. Jeśli spojrzymy na zalecenia Komisji Europejskiej dotyczące wydłużania wieku emerytalnego w Unii Europejskiej, to do 2030 roku ma być to nawet 72 do 75 lat.
Zauważyłaś, że zmienia się podejście do osób w wieku 50+? Jeszcze kilka lat temu traktowano je jako tzw. piąte koło u wozu. A w tej chwili wiele firm szuka takich osób, bo mają większe doświadczenie, są bardziej odpowiedzialne i efektywne.
Piszę o czymś, co nazywa się „siwą rewolucją”. W przekazach medialnych osoby starsze przedstawiane są cały czas stereotypowo. Ostatnio oglądałam bajkę o dwójce dzieci. Ich babcia były siwą babuleńką z koczkiem. Dziś właściwie nie ma już takich babć. Kobiety po 50. i po 60. są zadbane, uprawiają sport, wciąż realizują się zawodowo. Mówi się nawet, że 60-tka to nowa 40-tka. Pamiętasz jak wyglądali bohaterowie „Czterdziestolatka”? Dzisiejsi czterdziestolatkowie rzadko są stateczni. Wiele osób dopiero w tym wieku zaczyna myśleć o założeniu rodziny, dzieciach.
Wiek przestaje nas ograniczać?
To także element siwej rewolucji. Kiedy dzieci wchodzą w dorosłość, ich rodzice mają więcej czasu dla siebie, są nadal aktywni i postanawiają coś z tym zrobić. Często wracają do planów, które kiedyś mieli, ale pojawienie się dzieci zmusiło ich, żeby je odłożyć na potem. Widać to zwłaszcza wśród kobiet – ich rosnącą rolę we wszystkich obszarach. Mimo wszystko wciąż obserwuję, że wiele kobiet dobrowolnie wyłącza się, odsuwa w cień. Kiedy pracowałam nad tekstem o trendach w nowych technologiach, poprosiłam o komentarz kobietę, która zajmuje się tym tematem. Wycofała się, mówiąc – „Lepiej porozmawiajmy z moim szefem”.
Z czego to wynika?
Przede wszystkim z tego, jak jesteśmy wychowywane. Dziewczynkom wielu rzeczy się zabrania – bo nie wolno, nie wypada. Inaczej też się je ocenia. Na Harvardzie przeprowadzono badanie, w którym uczestnikom przedstawiono tę samą historię – w jednej wersji bohaterem był mężczyzna, w drugiej kobieta. Proszono później o wyrażenie stosunku do osoby, która odniosła sukces. Mężczyznę uczestnicy badania ocenili bardzo wysoko – mówili, że był stanowczy, miał silny charakter. Tę samą historię z kobietą w roli głównej oceniono zupełnie inaczej – nazwano ją „zimną suką”, która idzie po trupach do celu. Tak właśnie postrzegamy silne kobiety odnoszące sukcesy. Nic dziwnego, że wiele nie ma ochoty chwalić się swoimi osiągnięciami.
Twoja publikacja pokazuje jak ważne jest myślenie wieloaspektowe. Z jednej strony wskazujesz na demografię i ekonomię, ale pokazujesz także jak na rynek pracy w niedalekiej przyszłości wpłyną zmiany klimatyczne. Dla większości z nas to temat zupełnie abstrakcyjny.
Rzeczywiście świadomość ekologiczna Polaków jest na niskim poziomie. Badania na ten temat publikuje od kilku lat Ministerstwo Środowiska. Wynika z nich, że Polacy są niekonsekwentni – z jednej strony zdają sobie sprawę, że należy dbać o środowisko, a z drugiej, jeśli mają podejmować jakieś konkretne działania, to ich nie podejmują, bo uważają na przykład, że są za drogie.
Ale ty piszesz wprost – There Are No Jobs on a Dead Planet: nie będzie pracy na martwej planecie.
Zgadza się. Inne kraje budują świadomość na ten temat. Ostatnio Norwegia wprowadziła ustawę zabraniającą wycinki drzew. Nam się wciąż wydaje, że ten problem nas nie dotyczy, a bycie eco uzależniamy od zamożności.
Kolejnym scenariuszem, który kreślisz, a który już zaczynamy odczuwać na rynku pracy, to „People per Hour”. Głównym czynnikiem jest w nim ekonomia wolnych strzelców i cyfrowy nomadyzm. Wydaje się, że to scenariusz idealny dla młodego pokolenia – ludzi, którzy nigdy nie wezmą kredytu na 30 lat, lubią pracować elastycznie i dla których liczy się rozwój i pasja, a nie stabilność i zarobki.
Tak, to jest też pokolenie, które w ogóle nie jest skłonne do oszczędzania. Ci ludzie wolą żyć tu i teraz, wiele rzeczy pożyczają. Stąd cała ekonomia współpracy (sharing economy). W swoich scenariuszach pokazuję, że przy rosnącej długości życia pracodawcy będą musieli zmierzyć się z tym, że w jednej firmie będą pracowali ludzie z wielu różnych pokoleń. W tej chwili są to osoby 50+ i Millenialsi. Powoli dołączają do nich ludzie z pokolenia Z. Wyzwaniem będzie tworzenie kultury pracy w firmach wielopokoleniowych – co innego jest dla nich ważne, co innego ich motywuje.
Inaczej korzystają też z technologii.
Pamiętam, jak zapytałam kilkuletniego chłopca, czy ma w domu telewizor. Namyślał się przez chwilę i odpowiedział, że nie jest pewien, ale chyba tak. Zapytałam go więc do czego służy telewizor, a on odpowiedział, że do grania w gry i oglądania zdjęć. Pewnego 12-latka z kolei zapytałam, z jakich urządzeń korzysta na co dzień. „Z telefonu, tabletu, czajnika” – odpowiedział. Dla niego tablet to coś tak oczywistego, jak czajnik i inne sprzęty codziennego użytku. Na tych przykładach widać, jak bardzo inne jest podejście dzieci i nastolatków do technologii.
I jak różne spojrzenie na rzeczywistość.
Zdarza nam się demonizować młodsze pokolenia. O pokoleniu Z mówi się czasem „Z jak Zombie” – bo nie potrafią nawiązywać trwałych relacji, żyją w swoich smartfonach. Ale to nie do końca jest prawda. Oni po prostu w pełni korzystają z technologii, która jest dostępna. My też tak robiliśmy, tylko technologię mieliśmy inną do dyspozycji. Jestem technooptymistką – uważam, że technologia pomaga w życiu. Dzięki niej mamy dziś lepszy dostęp do edukacji, wiedzy, jesteśmy w stanie wyleczyć wiele chorób, cała masa rzeczy została zmieniona dzięki technologii na lepsze.
To wszystko – Working Forever, People Per Hour, czy kolejny scenariusz The Useless Class, w którym mówisz o zastępowaniu ludzi przez roboty w niektórych branżach, wiąże się z kolejnym trendem – elastyczności i częstej zmiany zawodu.
Występowałam w tym roku na InfoShare, gdzie miałam prezentację „Human: Work in Progress”. Mówiłam o tym, jak będzie się wydłużało życie ludzkie, jak będziemy próbowali ograniczać starzenie. Zadałam pytanie, co się stanie, gdy człowiek pokona wszystkie choroby i będzie mógł żyć 1000 lat lub więcej – co byście zrobili z takim życiem? Jedna z osób zaproponowała, żeby podzielić te 1000 lat na dziesięć setek i w każdej setce robić coś nowego. W pewnym sensie to już się dzieje, choć w krótszej perspektywie. Zmiany zawodowe są coraz częstsze. Kiedy zaczynałam pracę w pierwszej firmie było tam wiele osób, które pracowały w niej od studiów do emerytury. Dziś nie tylko częściej zmieniamy firmę, w której pracujemy, ale także zawody i branże.
Zawody, który były najpopularniejsze w 2010 roku, w 2004 w ogóle jeszcze nie istniały.
Dlatego kluczowe stają się kompetencje, na przykład umiejętność kreatywnego myślenia, zarządzanie zmianą, ryzykiem.
I elastyczność.
Tak. Kiedy robiłam badania do publikacji o pracy, to globalnie respondenci odpowiedzieli, że najważniejsze są dla nich zarobki. Ale w grupie 15-35 lat najbardziej liczyła się właśnie elastyczność.
A jaka kompetencja jest ważna, żeby pisać scenariusze przyszłości?
To połączenie umiejętności analitycznego myślenia i kreatywności, bo pracuje się na ścisłych danych, a potem ten scenariusz trzeba na ich podstawie wymyślić.
Ty też zdecydowałaś się na kolejną zmianę zawodową. Stworzyłaś InFuture – Instytut badań nad przyszłością. Jak się czujesz jako startuperka?
To bardzo ciekawe doświadczenie. Nie ukrywam też, że bardzo trudne i wymagające. Na własnej skórze sprawdzam, co to znaczy budować swój własny biznes od początku. Trzeba pracować więcej, czasami po kilkanaście godzin dziennie, także w weekendy. Nie da się tego zrobić, pracując tradycyjne 8 godzin od poniedziałku do piątku. Sam fakt, że udało mi się uruchomić instytut, nad czym pracowałam wiele lat uważam za swój duży sukces.
Weszłaś też do jury konkursu Bizneswoman Roku, który promuje przedsiębiorczość wśród kobiet.
Zrobiłam to, bo uważam, że takie konkursy są potrzebne. Należy promować i wspierać kobiety w biznesie, żeby miały więcej odwagi w mówieniu o swoich osiągnięciach i sukcesach. Jestem w tym jury z kobiecej solidarności.
***
Natalia Hatalska – analityk trendów, autorka bloga hatalska.com uznawanego za jeden z najbardziej wpływowych blogów w Polsce i bestsellerowej książki ,,Cząstki przyciągania”. Absolwentka Uniwersytetu Gdańskiego i Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Jako stypendystka prestiżowego programu Joseph Conrad Scholarship studiowała również w London Business School w Wielkiej Brytanii. Współpracuje z domem mediowym Universal McCann jako Chief Inspiration Officer. Członek Rady Marek w konkursie Superbrands. Członek Rady Ekspertów Think Tank.
Dołączyła także jako jurorka do konkursu Sukces Pisany Szminką Bizneswoman Roku w kategorii Start-up Roku.
Więcej na www.bizneswomanroku.pl
***
Konkurs Sukces Pisany Szminką Bizneswoman Roku to pierwszy ogólnopolski i jedyny stricte biznesowy konkurs dla przedsiębiorczych kobiet, w którym od siedmiu lat honorowane i doceniane są kobiety realizujące ambitne projekty zawodowe. Wyróżnienie, poza prestiżem i satysfakcją, jest także okazją do nagłośnienia ich sukcesów. Kobiety coraz odważniej zdobywają różne obszary świata biznesu. Rozwijają firmy na skalę międzynarodową, sięgają po najwyższe stanowiska w korporacjach, angażują się w prospołeczne inicjatywy. W dalszym ciągu jednak, nie są widoczne w mediach. Inicjatywa Bizneswoman Roku powstała by to zmienić.