Emma Isaac / Improwizuj

Nie nazywaj mnie supermanką

Emma Isaacs zapomniała ułożyć sobie plan na życie. Nie posiada listy celów na najbliższych pięć lat, nie wierzy w równowagę pomiędzy życiem zawodowym a prywatnym. Mimo to jakimś cudem zdołała założyć międzynarodową organizację, dziś wartą wiele milionów dolarów, jest cenioną mówczynią i komentatorką w mediach – a osiągnęła to wszystko, wychowując sześcioro dzieci. Jak ona to robi? Skacze na głęboką wodę – improwizuje! Przeczytaj fragment jej najnowszej książki poniżej.

Pytanie, które słyszę najczęściej, to jak ja to wszystko robię. Odpowiedź jest oczywista: nie robię. Mam sześcioro dzieci, lecz uważam się za najbardziej nieprofesjonalną matkę, jaka istnieje. Kiedy szukałam informacji na temat porodu, pominęłam wszystko na temat rodzicielstwa (z myślą, że jakoś sobie poradzę) i w rezultacie przez dziewięćdziesiąt pięć procent czasu improwizuję.

Dopiero po trzecim dziecku zorientowałam się, że oznaczenia na pieluchach zmieniają się z żółtych na niebieskie, kiedy te są mokre. Nigdy nie nauczyłam się rozkładać i składać wózka, po prostu pilnowałam, żeby zawsze mieć na tyle duży samochód, by zmieścić wózek do bagażnika w całości (hej, to oszczędność czasu!). Jeżdżę do Ikei bez żadnego celu, tylko po to, żeby skorzy- stać z bezpłatnej godziny opieki w centrum zabaw, moje dzieci nie mają ani jednego zdjęcia z mikołajem i za każdym razem, kiedy na moim teście ciążowym pojawiają się dwie kreski, dzwonię do przyjaciółek i mówię: „Ale są bardzo, bardzo blade, więc to nie to, prawda?”.

Wiele razy spóźniłam się do przedszkola, mam na koncie mnóstwo pięciodolarowych opłat za każdą minutę takiego zaniedbania. Mam skłonność do przenoszenia urodzin dzieci na terminy wygodniejsze dla mnie, a podczas ostatniego lotu samolotem, kiedy podróżowałam sama z trzymiesięczną córeczką, zdołałam podczas karmienia opryskać mlekiem z piersi biznesmena, który siedział obok. Ani on, ani ja nie wiedzieliśmy, jak na to zareago wać, ale bez słowa zgodziliśmy się, żeby więcej nie nawiązywać kontaktu wzrokowego.

Mam na koncie wszystkie te rodzicielskie porażki, ale to nie ma żadnego znaczenia. Nigdy nie chciałam zaimponować nikomu poza swoimi dziećmi. Wiem, że radzę sobie z tym, co ważne – jestem przy nich, kiedy chcą się bez końca przytulać, z uwagą wysłuchuję ich skarg, łagodnie zachęcam i prowadzę, próbuję wpoić im zasady, które pozwolą im przejść przez życie.

Moja babcia wychowała sześcioro dzieci, pracując na pełny etat jako dyrektorka szkoły. Była surowa, ale sprawiedliwa, wszyscy ją uwielbialiśmy. Niestety zmarła na raka jajnika kilka lat temu, co było tym bardziej druzgocące, że nadal miała umysł ostry jak brzytwa i wiele do zaoferowania.

Odwiedzałyśmy ją z siostrą w szpitalu – obie miałyśmy wtedy po dwoje dzieci. Nieco przytłoczone wyzwaniami współczesnego rodzicielstwa pytałyśmy ją:
– Babciu, jak poradziłaś sobie z sześciorgiem?
Uśmiechała się i odpowiadała:
– Ilekroć pojawiał się między nimi jakiś problem, zostawiałam je same, mówiąc, że mają sobie poradzić we własnym gronie.

Można uznać, że była całkowitym przeciwieństwem rodzicielstwa helikopterowego, a ja wiele od niej przejęłam. Nie matkuję przesadnie swoim dzieciom, tak jak nie kontroluję na każdym kroku podwładnych. Nie owijam ich folią bąbelkową, nie obserwuję dwadzieścia cztery godziny na dobę, tak jak nie stałabym nad swoim zespołem, by przyglądać się, jak realizują projekt. Wierzę, że powinniśmy pokładać w sobie i innych więcej zaufa nia i o wiele bardziej się zrelaksować.

„Rodzicielstwo przypomina scenę z baru: wszyscy krzyczą, wszystko się klei, w kółko leci ta sama muzyka, a od czasu do czasu ktoś się porzyga”.

Z doświadczenia wiem, że najbardziej zestresowani rodzice to ci, którzy każdą chwilę spędzają nad swoim dzieckiem i próbują przewidzieć każdy jego ruch. Jakie to męczące! Nie da się też tak żyć, kiedy ma się tych dzieci więcej. Oczywiście należy zapewnić im bezpieczeństwo, ale muszą też znaleźć niezależ ność. Będą się przewracać, potykać i ranić, nic fajnego, ale to uczy, że życie to nie bajka.

Niedawno uczestniczyłam w Los Angeles w panelu, podczas którego przemawiały znane przedsiębiorczynie. Tak się złożyło, że wszystkie miały dzieci, więc rozmowa naturalnie zeszła na temat tego, jak godzą życie rodzinne z zawodowym. Kiedy padło pytanie o codzienną żonglerkę, żadna nie odpowiedziała szczerze. Odpowiadając na pytanie o równowagę, wszystkie mówiły tak, jakby było to banalnie proste. Wyszłam z tego panelu przygnębiona, z poczuciem, że nie jestem dość dobra, bo żadna z tych kobiet nie wpuściła nas tak naprawdę do swojego życia, nie powiedziała, na jaką pomoc może liczyć i jakie błędy popełnia, szukając swojej rodzicielskiej drogi. Prawda jest taka, że nawet jeśli wtedy na scenie sprawiały całkowicie przeciwne wrażenie, to wszystko jest naprawdę bardzo trudne. Nie daj się zwieść myśleniu, że ktokolwiek ma to naprawdę poukładane.

Powyższy fragment pochodzi z książki Emmy Isaacs „Improwizuj. Przestań myśleć, zacznij robić”.

Emma Isaac. Improwizuj