nie mam na nic czasu

Nie masz czasu? Zobacz, jak go znaleźć na wszystko, co dla ciebie ważne!

Dagny Kurdwanowska

Z planowaniem jest trochę jak z oszczędzaniem. Większość z nas tego nie robi, bo uważa, że ma za mało – albo czasu albo pieniędzy.

Jestem molem książkowym. Czytam wszędzie i nie umiem żyć bez książek. Rocznie czytam ich około 100. Wielu moich znajomych pyta – jak ty na to znajdujesz czas? Wstaję codziennie o godz. 7:00, pracuję 8-10 godzin, nie mam dzieci, mam za to inne zajęcia i obowiązki dodatkowe po pracy, wieczory raczej spędzam w domu. Jak znajduję czas na czytanie? Odpowiedź jest w sumie banalna – mam czas, bo bardzo chcę go mieć. Ostatnio trafiłam na pewne wyliczenie, które pomaga to wyjaśnić.

Wynika z niego, że człowiek czyta średnio 200 – 400 słów na minutę (moja średnia to 240 słów – jestem zdecydowanie z tych, którzy czytają wolno). Średniej grubości książka ma ok. 50 tys. słów. 100 książek to będzie ok. 5 milionów słów. Żeby tyle przeczytać potrzeba ok. 20 tys. minut, czyli ok. 333 godzin. Gdyby czytać bez żadnej przerwy wyszłoby, że to dwa tygodnie. Nie tak źle, prawda?

333 godziny poświęcone rocznie na czytanie nie wydają się jakimś wielkim obciążeniem. Porównajmy to jeszcze z czasem, który poświęcamy na inne czynności. Telewizję oglądamy średnio 4 godziny dziennie (zimą nawet i 5) – rocznie wychodzi ok. 1500 godzin. W mediach społecznościowych spędzamy ponad 600 godzin rocznie – wystarczyłoby na przeczytanie prawie 200 książek.

Kocham czytanie, więc wykorzystuję każdą wolną chwilę – czytam w autobusie, tramwaju, czekając na przystanku, w domu – na łóżku, w fotelu, w wannie, czasem przy śniadaniu. Zdarza się, że czytam tylko przez kilka minut, najwyżej dwie – trzy strony, ale codziennie czytam choć trochę. Mam podwójną motywację – po pierwsze lubię to robić, a po drugie mam poczucie, że dobrze wykorzystuję swój czas. Zwłaszcza ten, który spędzam w komunikacji miejskiej. Do pracy dojeżdżam 40-60 minut. Pewnie, gdybym czytała w obie strony i codziennie, miałabym na koncie z 200 książek, ale proza życia bywa brutalna – zwłaszcza, kiedy jadę w autobusie ściśnięta jak śledź.

Nie chodzi o to, żeby się chwalić. Nie chodzi też o to, żeby przekonać Was do nałogowego czytania książek. Jedna lub dwie w miesiącu to też dobry wynik. Na swoim przykładzie chcę Wam pokazać, że znalezienie czasu, na to, co się chce i lubi robić wbrew pozorom nie jest takie trudne. W dużym stopniu jest sztuką dokonywania wyborów. Sporo czytam, bo nie mam telewizora, rzadko włączam seriale na Netflixie, a media społecznościowe uczę się w swoim życiu ograniczać. Tak wybrałam, bo jeśli wejdę na Fejsa, a nie daj boże wciągnę się w kolejną dyskusję, to wieczór z głowy. Ani się zorientuję, a dwie godziny z życia zniknęły na coś, o czym za tydzień nie będę pamiętać. Jeśli zatem wybieram telewizję albo Facebooka, to czy naprawdę mogę potem narzekać, że nie mam czasu na jogę, długi spacer z psem albo pójście do kina? Brzmi jak kolejna wymówka.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Jak pracować, żeby się nie przepracować?

W poszukiwaniu straconego czasu bardzo pomaga planowanie. Dobre planowanie wymaga trzech rzeczy – określenia potrzeb, wyznaczenia celu i sporej dawki uporu. Zacznijmy od potrzeb i celu. Jeśli coraz częściej odpowiadasz – „Nie mam na to czasu”, zastanów się, czy w ogóle chcesz mieć na to czas. Pracodawca przyszedł i zaproponował ci szkolenie, a ty wykręcasz się brakiem czasu – może naprawdę szkoda ci go na kolejny kurs asertywności. Koleżanka obraziła się, bo znowu brak czasu przeszkodził ci w spotkaniu – może tak naprawdę nie masz ochoty się z nią spotykać, ale nie wiesz jak inaczej odmówić. Brak czasu przeszkadza ci w zapisaniu się na fitness – może w ogóle nie masz ochoty ćwiczyć w dusznej sali, bo wolisz długie spacery z psem. Jak widać, w żadnym z tych przykładów to nie czas jest problemem, ale raczej nasze potrzeby i priorytety.

Ustalenie szczerze i w zgodzie ze sobą, czego chcemy, co jest nam teraz potrzebne, a czego na pewno nie chcemy i nie potrzebujemy bardzo pomaga zapanować nad życiowym chaosem i nad naszym czasem. Ułatwia także określenie i realizowanie celów. Jeśli twoim celem jest rozwój zawodowy, być może rozmowa z szefem załatwi problem i zamiast na niepotrzebny kurs asertywności, wyśle cię na kurs analizy danych finansowych. Jeśli celem jest pielęgnowanie relacji z bliskimi, w planie łatwiej będzie znaleźć czas na kawę z przyjaciółką, wyprawę do kina z mężem albo zakupy z mamą. Jeśli celem jest zadbanie o siebie, znajdziesz sposób, żeby w plan dnia wpisać aktywność fizyczną – fitness albo spacer z psem.

Potrzeby, priorytety i cele są ważne także z innego powodu – często mamy dla siebie w ciągu dnia naprawdę niewiele czasu. Mamy na głowie mnóstwo obowiązków, które nie są przedmiotem naszego wyboru albo chcenia lub niechcenia. Dzieci same nie odbiorą się ze szkoły, praca w biurze też się sama nie zrobi. Na koniec dnia bywa i tak, że do dyspozycji zostaje nam pół godziny między odwiezieniem jednego dziecka na trening, a odebraniem drugiego z zajęć plastycznych. Godzina, kiedy pójdą już spać lub zanim wstaną albo kiedy mąż odbiera je i zawozi do domu. Mając określony cel łatwiej będzie nam zdecydować, czy ten czas poświęcić na siłownię, kurs językowy, spotkanie z przyjaciółką, czy po prostu chwilę odpoczynku z książką, filmem, kotem na kolanach.

Na koniec upór – ten jest konieczny w realizacji każdego planu. Po drodze pojawi się przecież mnóstwo pokus i przeszkadzaczy, które będą odciągać naszą uwagę od tego, co sobie zaplanowałyśmy. Dlatego dobrze jest swój plan dnia spisać. Jeśli czegoś nie widzimy na papierze lub ekranie komputera, rozmywa się i upłynnia.

Jak można spisać swój plan dnia? Pomysłów i narzędzi jest wiele. Swój zwykle spisuję na początku tygodnia. Zaczynam od zapisania wszystkiego, co mam do załatwienia w pracy i w czasie po pracy. Potem bawię tym jak puzzlami, dopasowując wszystko do siebie. Jeśli muszę załatwić coś na mieście, a obok mam akurat umówione spotkanie, wpisuję w plan obok siebie. Zostawiam sobie też miejsce na nieprzewidziane spotkania, które pojawiają się w ostatniej chwili. I tak staram się wszystko rozpisać, żeby zawsze mieć czas na to, co jest priorytetem – bliskich, książki i regenerację. Nie ma zmiłuj – skoro mam czas na Fejsa, muszę go znaleźć także na to, co naprawdę ważne.