Na zdjęciu Joanna Rek-Faber Ambasadorka programu Sukces TO JA

Wyrzuć krem anti-ageing! Nastała era body positive

Joanna Rek-Faber

Trend bycia body positive (czyli w wolnym tłumaczeniu nastawionym na TAK w stosunku do swojego ciała), jest chyba naturalną konsekwencją. Ile można przecież znosić presję walki o piękne, idealne ciało? No dobrze, zgodzę się, że można dużo zrobić, żeby zbliżyć się do ideałów – kanonów tych czasów i tej a nie innej szerokości i długości geograficznej.

Widzisz, podczas gdy północna półkula Ziemi odchudza się intensywnie, dążąc do sylwetki smukłej, to w tym samym czasie, w Brazylii, organizowane są bardzo prestiżowe wybory Miss Bum-Bum, gdzie głównym atutem uczestniczek tego konkursu piękności są krągłe pośladki lub też nazywając rzeczy po imieniu: duża pupa! Więc może to wcale nie jest tak, że z Twoimi wymiarami jest coś nie w porządku – może po prostu nie urodziłaś się w odpowiednim miejscu.

Pamiętam jeszcze całkiem dobrze czasy, kiedy kobiety podążając za modą pozbywały się brwi.

Modne były dorysowywane ołówkiem cienkie kreski. Zwróć uwagę, jakże to zupełnie niezgodne ze współczesnym trendem brwi wyraźnych, okalających władczo i dumnie oko niczym ozdobna rama piękny obraz. Jeśli uległaś dawniej modzie na cienkie brwi, przychodzi Ci teraz z ratunkiem możliwość odtworzenia ich poprzez makijaż permanentny, który niekiedy odtwarza to, co kiedyś dążąc za chwilowymi wyznacznikami mody, bezpowrotnie zniknęło.

Czy to jest złe?

Nie, absolutnie nie jest. O ile nie zatracimy w tym siebie. Bycie nastawioną pozytywne do swojego ciała i wyglądu nie oznacza bynajmniej negowania dbania o siebie. Nie chodzi też o usprawiedliwienie nadwagi, czy niezdrowego trybu życia. Chodzi o ważny krok w jeszcze ważniejszym temacie, temacie samoakceptacji.

Na ten temat wiem wiele, bo i bagaż doświadczeń mam dość ciekawy.

Jako dziewczynka w wieku szkolnym byłam szczupła. Ale wysoka. I nie do końca było fajnie jak na podwórku górowałam wzrostem. Potem miałam okres piegów. Te akurat bardzo lubiłam, mimo że otoczenie nie zawsze ten zachwyt rozumiało. Piegi niestety były, zniknęły i nie wróciły. Zawsze byłam dosyć blada, a co za tym idzie, latem dość zamiast wymarzonego brązu lub złotej poświaty na skórze, udawało mi się jedynie z wakacji przywieść opaleniznę w wersji wściekłej czerwieni.

No i na koniec wisienka na torcie – nadwaga.

Pojawiła się po wycięciu tarczycy, dość spektakularnie i na dłużej. Walczyłam z nią różnymi sposobami, przerobiłam większość popularnych diet, rzucałam gluten, cukier i wszystko, co było do rzucenia (poza herbatą Earl Grey, bo jej za nic nie rzucę!). Utrzymywałam obniżoną kaloryczność, trenowałam regularnie pod okiem profesjonalnego trenera, prowadziłam zdrowy tryb życia i…nic. Z perspektywy czasu wiem, że wywierałam na siebie zbyt dużą presję. I wiem, że chciałam schudnąć nie z miłości do siebie, tylko z braku akceptacji.

Odpuściłam.

Nie, nie dbanie o siebie, a wywieranie na sobie presji. Poczułam, że skoro nie mogę zmienić biegu rzeki, to szkoda mojej energii na takie wysiłki. I skupiłam się nie na odchudzaniu, a na zdrowiu!

Mówi się, że kiedy uczeń jest gotowy zjawia się nauczyciel.

W moim przypadku zjawiła się Monika, dietetyczka, która pochyliła się nade mną, moimi wynikami, moim zdrowiem, co w oczywisty sposób ma przełożenie na inne aspekty. Przyszła do mnie taka myśl – moje ciało jest moim najważniejszym domem. I przestałam z nim walczyć. Teraz współpracujemy. I idzie nam coraz lepiej! Trzymaj za mnie kciuki, bo czuję, że jestem wreszcie na dobrej drodze.

W „Wysokich Obcasach” wyczytałam niedawno, że zbliża się zmierzch ery anti ageing. Okazuje się, że przeprowadzone badania wykazały, że Brytyjki i Francuski rozpoczynają nowy, jakże ważny trend – mają dość walki z czasem. No bo jak walczyć z niewidzialnym wrogiem? Kolejna silna presja, obok tej by posiadać idealne ciało, to ta, by wyglądać wiecznie młodo. Nie ukrywam, sama wklepuję regularnie krem pod oczy. Jednakże zupełnie czym innym jest to, by troszczyć się o siebie i o zachowanie zdrowia oraz atrybutów młodości, a zupełnie czym innym odmładzać się desperacko. Przecież walka z czasem jest walką z góry skazaną na przegraną. Na pewno chcesz w nią inwestować swój czas i energię?

Rozważ to, bo oba zasoby trudno odzyskać.

Bycie pozytywnie nastawioną do swojego wieku jest też kluczowe. Pamiętam, jak z pewną dozą niepokoju oczekiwałam swoich czterdziestych urodzin. Pierwszych okrągłych tak wiele zmieniających. Czyżby? Oj, tak! Zmieniających wiele, in plus – nadal to podtrzymuję! Bo czterdziestka dała mi więcej spokoju wewnętrznego oraz samoświadomości. Nauczyła, jak akceptować swoje wady i zalety, oduczyła porównywania się do innych i uzależniania swojego samopoczucia od czynników zewnętrznych.

PRZECZYTAJ TAKŻE: OTO 4 RZECZY, KTÓRE ZYSKUJEMY, GDY POJAWIA SIĘ MAGICZNA CZWÓRKA „Z PRZODU”

Czy zrezygnuję z wklepywania kremów?

Pewnie, że nie. Po trochu dlatego, że to lubię – te babskie rytuały sprawiają mi wiele radości, po drugie dlatego, że lubiąc siebie, daję sobie to, co dobre. Bo traktuję siebie jak swoją dobrą przyjaciółkę. A dla przyjaciół chce się jak najlepiej, prawda?

Pewnie przed nami długa droga do tego, byśmy patrzyły na siebie z pełną akceptacją i miłością. Trend „body positive” i „zmierzch ery anti ageing” są jednak zjawiskami, które dają nadzieję. Nadzieję na to, że w świadomości kultury masowej kilka nadprogramowych kilogramów nie będzie powodem by się „znielubić”, a zmarszczki wokół oczu staną się zaznaczoną w ciele pamięcią tych wszystkich momentów, kiedy życie malowało na Twojej twarzy uśmiech.

***

O Autorce

Joanna Rek-Faber – Ambasadorka programu Sukces TO JA, od lat związana z edukacją. Swoją pracę opiera na pozytywnej motywacji i wartościowej relacji. Dziś łączy nauczanie, prowadzenie własnej działalności i pracę coachingowo-mentoringową. Wspiera kobiety na ich drodze do pełnego, spełnionego i szczęśliwego życia. Jest certyfikowanym trenerem metody Points of You®, prowadzi warsztaty i spotkania dla kobiet w Łodzi. Prywatnie kobieta szczęśliwa, mama Alicji i Gucia, miłośniczka książek, ruchu i herbaty.