Wyrodna matka, czyli kryzys macierzyństwa

Przeczytaj fragment książki Olgi Kozierowskiej "Mój przyjaciel kryzys".

Świtało. Anka była wykończona, ale wciąż nie mogła zasnąć. Tysiące myśli przelatywało jej przez głowę. Czy na pewno przesłała swojej asystentce e-maila z wytycznymi na spotkanie zespołu projektowego? Musi pamiętać o tylu rzeczach, że czasem się już gubi. Może lepiej wstać i wszystko zapisać? A może zapamięta? Nie, lepiej zapisze. Sięgnęła po telefon, który leżał na nocnym stoliku i zaczęła nerwowo notować, co powinna zrobić, gdy tylko pojawi się w biurze. Lista była długa. Jak ona to wszystko ogarnie?

Ledwo skończyła i zaczęła zastanawiać się, czy jeszcze poleżeć, czy może wstać już i zrobić sobie kawy, z pokoju dzieci po raz kolejny dobiegł płacz.
– To już ósmy raz tej nocy, ile można – wycedziła przez zęby.

Mąż leżał obok, równie wykończony, ale jemu przynajmniej udało się usnąć. Nie miała serca go budzić. On też miał dziś ważne spotkanie. Wstała niechętnie, otuliła się szlafrokiem i poczłapała korytarzem wkurzona na cały świat. Stanęła nad łóżkiem, nucąc cicho kołysankę, ale Zosia tak się darła, że chyba nawet tego nie usłyszała. Ania wzięła ją na ręce, ponosiła chwilę, korzystając z resztek cierpliwości. Zosia w końcu umilkła. Cisza nie trwała długo. Gdy tylko dziewczynka została odłożona do łóżeczka, zaczęła wrzeszczeć jeszcze głośniej, z jakąś przenikliwą wściekłością. Po 20 sekundach dołączył do niej Jaś, obudzony właśnie brat bliźniak.

„I tak dziwne, że dopiero teraz” – pomyślała Anka, zastanawiając się, które z dzieci uspokoić najpierw.
Krzyk obydwojga stawał się nie do zniesienia. Przepełniał jej głowę, pulsował w skroniach, rozdzierał uszy. Poczuła, że dłużej nie wytrzyma. Prymitywne, atawistyczne uczucie narastało w niej z każdą sekundę. Potworna złość zaczynała brać górę. I nagle z jej gardła wydobył się wściekły krzyk.

– Nie dam już rady, wykończycie mnie! Czego chcecie?! Czegooooo?! Nie śpicie całe noce! Ja zwariuję! Zwariuję!
Przestraszone bliźniaki zaskoczone zamilkły, by po chwili rozwrzeszczeć się z podwójną mocą.
– Co ty wyprawiasz? – burknął Tomek z nieukrywaną dezaprobatą. – Pobudzisz wszystkich sąsiadów.
Wziął dzieciaki na ręce, chwilę z nimi pochodził po pokoju, po czym zabrał je ze sobą do łóżka. Po chwili cała trójka smacznie spała. Była 5.30. Anka miała ochotę spakować walizkę i uciec do Nowej Zelandii.

Zamiast tego osunęła się na kolorową pufę, na której zwykle czytała dzieciom bajki. Gdyby dziś miała w którejś wystąpić, byłaby pewnie złą królową. Serce biło jej jak oszalałe, nogi miała jak z waty, łzy spływały po policzkach. „Mam dość. Jestem beznadziejną matką” – powtarzała sobie w głowie oskarżycielskim tonem. „Gdybym tylko się postarała i potrafiła nad sobą lepiej zapanować” – karciła się w myślach. „Inne matki to potrafią.Mają tyle cierpliwości. Wiedzą, jak sobie poradzić. A ja? Ja jestem do dupy”.

Do pionu przywołał ją dopiero odległy głos budzika. Wzięła prysznic. Ubrała się. Przygotowała starszemu synowi drugie śniadanie do szkoły. Obudziła go. Potem zaczęła przygotowywać śniadanie dla siebie i reszty domowników.

Dla dzieci płatki z mlekiem, dla Tomasza jajecznicę, dla siebie tosta. Wszystko wykonywała mechanicznie.
– Spakowałeś strój na basen? – Spojrzała nieprzytomnym wzrokiem na Michała. Syn nie zwracał na nią uwagi, wpatrzony w swój tablet. – Masz ten strój czy nie?! – Anka podniosła głos bardziej, niż zamierzała.
– Nie wiem, gdzie jest – odpowiedział Michał, nie podnosząc głowy.

PRZCZYTAJ TAKŻE: Jak sobie radzić z presją? Podpowiada Olga Kozierowska

Anka bała się, że znów wybuchnie. Porzuciła więc jajecznicę i ruszyła do pokoju syna. Z wściekłością zaczęła przerzucać jego rzeczy. Stroju na basen nigdzie nie było.
– Mama, pali się! – wrzeszczał z kuchni Michał. Jajecznicy chyba też dziś nie będzie.

Tomasz był wściekły za brak śniadania, za to bliźniaki były w świetnych humorach. Zwłaszcza gdy przyszła do nich opiekunka – uśmiechnęły się do niej promiennie i rzuciły się na szyję. Anka poczuła dziwne ukłucie w okolicy serca, ale nie miała już czasu dłużej zastanawiać się nad tym, czy dzieci przypadkiem nie kochają bardziej swojej „cioci” Małgosi niż jej. „No trudno” – pomyślała, wrzucając bezładnie kosmetyki do torebki. Na zrobienie makijażu nie miała już czasu. Miała za to nadzieję, że korki nie będą dziś tragiczne i zdąży zrobić go w pracy. Pięć po ósmej wreszcie udało jej się wydostać z mieszkania.

Kiedy tylko zatrzasnęła drzwi samochodu, zadzwonił jej tata.
– No i jak się macie? Wszyscy zdrowi?
– Zdrowi, ale ja wykończona. Bliźniaki w ogóle nie śpią – pożaliła się Anka.
– Tyle razy ci powtarzałem, żebyś dała sobie spokój z pracą. Nic dziwnego, że jesteś wykończona. Kto by dał radę wychowywać dzieci i prowadzić firmę. To nie jest normalne, żeby kobieta pracowała tyle co ty. Jak Tomek z tobą wytrzymuje? Ja bym taką babę pogonił, co się dzieciom nie poświęca. Co z ciebie za matka! – skwitował ojciec.

Anka nie słuchała dalej. Nie miała siły. Rzuciła tylko ciche: – Muszę lecieć – i rozłączyła się, zanim usłyszała kolejne złote rady. Ma przestać pracować? Rzucić to, co kocha? Pożegnać marzenia? Zamknąć firmę? W głowie wciąż jednak słyszała ojca: – Wielka mi firma, kokosów nie zarabiasz. Twój mąż zarabia więcej. To chyba normalne, że powinnaś zająć się domem, prawda?

Słyszała to tak często, że powoli przestawała odróżniać, czy to wciąż jej ojciec, czy ona sama zaczyna wierzyć, że to najlepsze rozwiązanie. „Może on ma rację? Może naprawdę powinnam zamknąć firmę, zająć się dziećmi? Z drugiej strony tyle czytała o godzeniu ról, o kobietach, którym się to udawało. Dlaczego one to potrafiły, a ona nie?”.

Jadąc ślamazarnie w korku, myślała o swoim ojcu. Jak nikt potrafił włączyć w niej niewidzialny przycisk, który natychmiast uruchamiał wyrzuty sumienia i poczucie winy.
– Może jestem nie tylko złą matką, ale i beznadziejną córką? – powiedziała do siebie z przekąsem.

Do biura dojechała spóźniona. Dopiero na miejscu zorientowała się, że biała elegancka bluzka jest poplamiona malinowym dżemem. Nawet nie zauważyła, kiedy Jaś zrobił jej ten „stempelek”. Na szczęście była przygotowana na takie niespodzianki. W szafce miała zapasową garderobę. Przebrała się szybko, zrobiła makijaż, spryskała delikatnie perfumami i wreszcie poczuła przypływ energii. Była gotowa na spotkanie z zespołem. Obojętnie, co mówił ojciec – nie zamierzała odpuszczać tego projektu. To było największe zlecenie, jakie firma zdobyła od miesięcy.

Kolejne godziny zleciały błyskawicznie. Anka sprawnie rozdzieliła zadania, wysłuchała statusów, wprowadziła poprawki do materiałów, wynegocjowała korzystną stawkę z drukarnią i jednym z podwykonawców. W porze obiadu wreszcie na chwilę usiadła. W myślach przebiegła wszystkie pilne sprawy i z zaskoczeniem zauważyła, że udało jej się nie tylko dopiąć wszystko, ale nadrobiła kilka zaległości. „Gdybym w domu była taka efektywna” – pomyślała, popijając popołudniową kawę. I nagle ją olśniło. Bo właściwie, co właściwie stało temu na przeszkodzie? Skoro prowadzi wielki projekt i zarządza dużym zespołem, to naprawdę nie da sobie rady z rozwrzeszczanymi bliźniakami i kapryśnym mężem?

Tego dnia Anka podjęła jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu – koniec z użalaniem się. Koniec z biczowaniem się. Koniec z wymaganiem tylko od siebie. Jako szefowa jest efektywna, dobrze zorganizowana, pewna siebie i stanowcza. Jako matka i żona musi się jeszcze tego nauczyć. Postanowiła, że zamiast znów jęczeć, zacznie się uczyć od razu. Wzięła kartkę papieru i rozpisała na niej domowe obowiązki swoje, męża i starszego syna. Pod jej imieniem tabelka była gęsto zapisana. W pozostałych miejscach ziała zaskakującą pustką.

Kolejne dni poświęciła na zbieranie informacji i konsultacje z przyjaciółkami. Anka nie bardzo rozumiała, dlaczego dopiero teraz zdecydowała się z nimi o tym porozmawiać. Wiele jej koleżanek było w takiej samej sytuacji – pracowały, wychowywały dzieci. Dlaczego wcześniej nie wpadła, żeby zapytać je, jak sobie radzą? Pocieszała się, że przynajmniej nie czekała z tym, aż bliźniaki pójdą na studia.

Na początek postanowiła zrobić coś z krzyczącymi bliźniakami. To przez ten wrzask nie spali z Tomkiem po nocach, byli wykończeni, poirytowani i pozbawienie energii. Coraz częściej się kłócili albo byli dla siebie niemili – tylko tak potrafili rozładować złe emocje. Anka czuła, że stan depresyjny to kwestia czasu. Przypomniała sobie powiedzenie przyjaciela, że nie ma ludzi zdołowanych, są tylko niewyspani. Żeby mogli wyspać się z Tomaszem, musiała najpierw przekonać do snu bliźniaki.

Musiała przyznać, że jej starszy syn był pod tym względem aniołem. Michał zawsze spał kamiennym snem, więc zanim nie pojawiły się młodsze dzieci, nie miała doświadczenia w radzeniu sobie z tym problemem. Przyjaciółki na szczęście chętnie dzieliły się wiedzą. Podsunęły jej także kilka książek, resztę doczytała na portalach dla rodziców. Metoda, o której głosiły poradniki, polegająca na tym, żeby do krzyczącego dziecka przychodzić w coraz to dłuższych odstępach, czekając na to, aż samo w końcu się uspokoi i uśnie, w ich przypadku zupełnie się nie sprawdziła. Bliźniaki pozostawione same sobie zanosiły się płaczem, a wszystko kończyło się wymiotami. Anka miała lepszy pomysł, którym podzieliła się wieczorem z Tomaszem.
Na początek zdecydowali się wyznaczyć dyżury. Jednej nocy miał wstawać on, drugiej ona. Pierwsze próby zakończyły się fiaskiem. Płacz dzieci budził ich obydwoje, nawet stopery nie pomagały. Wymyślili więc, że to z rodziców, które ma dyżur, będzie spało w pokoju z dziećmi. Udało się! Teraz każde z nich mogło się wyspać. Przynajmniej co drugą noc.

Różnicę zauważyli już po kilku tygodniach. Oboje byli spokojniejsi, mniej krzyczeli na siebie i dzieci. Dzieci też jakby się uspokoiły i rzadziej budziły się w nocy. Obecność rodzica w łóżku obok wyraźnie działała na nie kojąco.
Anka zachęcona dobrymi rezultatami zaczęła wprowadzać kolejne nowinki. Część zadań ze swojej części tabelki przekazała nastoletniemu synowi. Teraz Michał był odpowiedzialny za wynoszenie śmieci, wypakowanie zmywarki, poranne spacery z psem. O swój plecak, strój na basen i tenisa dbać musiał samodzielnie. Za dobrze wykonane zadania Anka przyznawała mu superpunkty, które mógł wymieniać na dodatkowe kieszonkowe lub dodatkowy czas spędzany przy tablecie. Kiedy Michał zobaczył korzyści, nagle skończyło się marudzenie.

– Mama, nie dałabyś mi jeszcze jakiegoś zadania? Zbieram na nowy rower i kilka dodatkowych punktów mi się przyda – usłyszała pewnego dnia zdumiona przy śniadaniu. Od tej pory Michał przygotowywał także śniadanie dla siebie i bliźniaków.

Również Tomasz, choć nie dostawał za to żadnych punktów, przejął część obowiązków Anki. Teraz na zmianę wozili Michała na dodatkowe zajęcia i robili tygodniowe zakupy. Wreszcie mieli trochę więcej czasu dla siebie. Przynajmniej raz w tygodniu starali się zjeść wspólnie lunch. Zaczęli także wychodzić do kina i teatru. Z dziećmi zostawała wówczas ich ukochana ciocia Gosia, a czasem na opiekę dawał się namówić Tomek. Nawet on zaczął jakby mniej narzekać.

Do rozwiązania został im już tylko jeden problem. Przez to, że spali na zmianę z dziećmi, przestali właściwie sypiać razem.

Chcesz wiedzieć, jak sobie z nim poradzili?
Zdobądź swój egzemplarz książki “Mój przyjaciel kryzys”.

Przeczytaj także

Portal sukcespisanyszminka.pl

Fundacja WłączeniPlus
ul. Podchorążych 75/77/2
00-721 Warszawa

kontakt@wlaczeniplus.pl

Wesprzyj Nasze działania

40 1600 1462 1717 1383 1000 0001

Bank BNP Paribas Polska S.A.

 

Patronite:

www.patronite.pl/sukcespisanyszminka

Copyright © 2024 | WłączeniPlus

Projekt i realizacja: Be About Hybrid Agency