Rodzina Wardellów
Niewiele rodzin było przygotowanych tak dobrze na wybuch wojny jak państwo Wardellowie. Zapobiegliwa Halina Wardell w tajemnicy przed mężem wypełniała spiżarnię kaszą, mąką, suszonym mięsem, owocami i przetworami. Ona wolała dmuchać na zimne, on zżymał się, że przecież żadnej wojny nie będzie. Gdy wybuchła 1 września 1939 r. i ludzie zaczęli gromadzić się pod sklepami było już za późno na robienie zapasów. Niemcy wprawdzie dość szybko wprowadzili kartki na żywność, ale racje były głodowe. Kto chciał przetrwać, musiał kombinować. Mistrzyniami w trudnej sztuce zdobywania żywności okazały się kobiety. I to właśnie im swoją książkę, Okupacja od kuchni, poświęciła Aleksandra Zaprutko-Janicka.
Gdy determinacja sięga zenitu
Inwencja i determinacja kobiet nie znała granic. Stateczne małżonki profesorów, szewców, lekarzy zajmowały się szmuglowaniem jedzenia ze wsi, handlem, sprzedażą wypiekanych w domu ciast. Niektóre, jak Janina Surynowa-Wyczółkowska, wdowa po polskim oficerze, zakładały kawiarnie i herbaciarnie, wychodząc z założenia, że tam, gdzie karmi się ludzi, samemu też nie można być głodnym. Inne zaczynały przy domach uprawiać warzywa, a tam, gdzie była taka możliwość, także hodować kury i kozy. Dla wielu okupacja była sprawdzianem nie tylko z wytrwałości, ale i pomysłowości. Sięgając do wiedzy swoich prababek zbierały korę drzew, z której robiły mąkę, żołędzie, z których poza mąką można było zrobić kawę lub dodać do zupy, żeby była bardziej pożywna. Kawę zresztą można było robić także z cykorii oraz z… marchewki. Wiele z potraw okupacyjnej kuchni można wypróbować – do książki dołączono kilkanaście przepisów z czasów II wojny światowej. Są wśród nich m.in. gulasz ziemniaczany, zupy z niczego i tort z fasoli.
Okupacyjna rzeczywistość
Okupacja od kuchni pokazuje nie tylko codzienne zmagania kobiet, ale jest również szerszym obrazem okupacyjnej rzeczywistości. Zaprutko-Janicka przywołuje wojenne smaki i zapachy. W pamięci pozostają zwłaszcza „dźwiękowiec” – czarny, kwaśny chleb powodujący wzdęcia, kiełbasa jałowcowa, którą jedna ze szmuglerek rozdała współpasażerom, gdy rozpoczęła się obława i kartkowa pseudomarmolada o betonowej konstrukcji. Opisuje także rzeczywistość targów, kolejowych podróży, podczas których przed okupantem chowano nie tylko jaja, chleb i wędliny, ale również żywy inwentarz.
PRZECZYTAJ TAKŻE: ZAMIENIĆ KAPELUSZ NA KARABIN. KOBIETY POWSTANIA LISTOPADOWEGO
Wojenne historie
Choć nie brakuje w tej książce zabawnych i lekkich anegdot, jak choćby tej o zarżniętej świni przebranej za staruszkę, wszystkie podszyte są dramatem. Bo Okupacja od kuchni to przede wszystkim historia wojennego głodu i niedożywienia. „Coraz częściej odczuwaliśmy ze Sławkiem szorowanie w żołądku. Uczucie czczości było czasami tak silne, że po przeszukaniu po raz setny pustych szuflad, w których kiedyś leżał chleb, obdzieraliśmy niezadrukowane części w gazecie i zjadaliśmy. Później jedliśmy nawet te części gazety, na których był druk” – wspominają bohaterowie książki. Polskie gospodynie robiły wiele, żeby ten dojmujący głód łagodzić. Nazywano je Penelopami, które rozstały się ze swoimi Odyseuszami. W oczekiwaniu na ich powrót musiały sobie jakoś radzić. Ta książka jest świadectwem ich ogromnej obrotności, gospodarności i przedsiębiorczości w ekstremalnie trudnych czasach.