Proces sukcesji trwał… jeden dzień.
Małgosiu, jestem chory i musisz przejąć firmę. Tyle powiedział mi tata, stojąc ze mną w szczerym polu. Miałam 21 lat. Studiowałam filologię angielską i właśnie spełniałam kolejne marzenie – chciałam zostać nauczycielką. W jeden dzień szlag trafił moje plany!
Czy żałuję? Nie. Tak narodziłam się nowa, dzisiejsza ja. Kobieta silna, zdecydowana i cholernie zaradna. Humanistka zarządzająca zespołem zatwardziałych inżynierów, którzy na sam mój widok dostawali spazmów. Baba w męskim świecie, która o zarządzaniu wie tyle co nic – tak mnie oceniali. Nie da się zarządzać firmą, nie będąc jednym z nas! – mówili. Do wszystkiego dochodziłam sama. Uczyłam się na własnych błędach. Dziś jestem właścicielką firmy, która w obszarze automotive zdominowała rynek. Firmy, którą mój ojciec, fenomenalny inżynier i wizjoner, stworzył 37 lat temu i która z garażu przeniosła się na europejskie rynki. Ale od początku…
Mój pierwszy dzień w firmie zaczął się z przytupem. Wielu pamięta to do dziś. Ubrana w szpilki, których nienawidziłam, weszłam do biura pewnym krokiem. Miałam sprawiać wrażenie profesjonalistki. Pragnęłam im wszystkim udowodnić, jak bardzo się mylą. Pokazać, że nie jestem niedoświadczoną smarkulą, która nie wie, co to biznes taty. Na oczach wszystkich pracowników wywinęłam orła. Siarczyście uderzyłam tyłkiem o podłogę, prawie łamiąc przy tym cholerny obcas.
Dość szybko przekonałam się, że nie zyskam uznania do- świadczonych pracowników, udając kogoś innego. Ja – zakompleksiona studentka, oni – grube ryby świata automotive. Przez pierwszy rok starałam się wszystkim udowodnić, że przejęcie firmy nie było tylko zrządzeniem losu i przymusem, bo innego kandydata ojciec nie miał. Ale im bardziej się starałam, tym gorzej mi wychodziło. Nie byłam w stanie opanować inżynierii, konstrukcji, technologii obróbki skrawaniem i Bóg jeden wie jakich jeszcze obszarów wiedzy, o których nigdy wcześniej nawet nie słyszałam. Nie dałam sobie prawa pytać, bo w moim przekonaniu byłby to dowód na to, że jestem głupia. Dlatego wciąż udawałam.
Udawałam, że rozumiem, co mówią inżynierowie na naradach, choć tak naprawdę nie rozumiałam nic. Udawałam, że znam się na ekonomii i rachunkowości zarządczej. Dlatego gdy główna księgowa omawiała bilans, z ogromnym zaangażowaniem kiwałam głową. Aż któregoś dnia dowiedziałam się, że czas podjąć uchwałę o przeznaczeniu dochodu spółki. Że był dochód – to dziękować Bogu, ale że mam teraz coś z nim zrobić? To już wyższa szkoła przedsiębiorczości. Cóż, dochód jak dochód, jedni go mają, inni nie. Zażyczyłam sobie wypłaty gotówką. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, iż świat rachunkowości również nie jest taki prosty. Pieniądze wykazane na papierze nie oznaczają pieniędzy posiadanych na koncie. A przychód i dochód, pojęcia, które były dla mnie zagadką, nie są wyrazami bliskoznacznymi. Cóż, w tym obszarze moje udawanie też nie przyniosło założonych rezultatów.
Ostatnią nadzieją był dział sprzedaży. Jak to mawiają: Jeśli jesteś dobrym handlowcem, to Eskimosom zamrażarkę sprzedasz. I stało się. Sprzedawałam jak szalona. Dzwoniłam po klientach i klepałam w nieskończoność te same regułki. Że mamy dobry produkt, że nie jest najtańszy, ale to dlatego, że… Wszystko szło jak po maśle. Kolejni hurtownicy kupowali nasze złącza, a ja byłam zachwycona swoimi osiągnięciami. W dziale sprzedaży nie miałam sobie równych. Niestety, tu też dość szybko okazało się, że nie do końca wiem, co czynię. Sprzedawałam z większym lub mniejszym fartem, aż pojawił się klient – producent. Tu już nie wystarczyło sprzedać złączy. Tu trzeba było wykazać się tajemną wiedzą inżynierską. Aby nie wyjść na kompletną ignorantkę, nie udawałam, że wiem. Grzecznie poinformowałam klienta, że kolega chętnie go obsłuży, i tak zakończyłam proces wielkiej sprzedaży. Skapitulowałam. Wystraszyłam się konsekwencji. Jeśli chodzi o życie ludzkie i dobór odpowiednich złączy do układu hamulcowego w autobusie, nie ma miejsca na żarty.
Na początku swojej kariery zawodowej na każdym kroku mierzyłam się z porażkami. Czegokolwiek bym tknęła, zawszewychodziło na to, że jeśli nie będę specjalistą, nie mam szans na dobre zarządzanie firmą. Pomijam fakt, że większość pracowników nie traktowała mnie poważnie. A życie weryfikowało mnie bezustannie.
Któregoś dnia, całkiem przypadkowo, usłyszałam zdanie, które odmieniło moje życie prywatne i zawodowe:
Eureka! Dotarło do mnie, że nie muszę niczego ani nikogo udawać! Że mam prawo popełniać błędy! Że jeśli powiem na początku, że nie wiem, to się nie ośmieszę, lecz wręcz przeciw- nie: zyskam szacunek odbiorcy. Banał – powiesz. Może banał, ale jak istotne było dla mnie to zdanie, pamiętam do dziś.
Od tamtej pory wprowadziłam w swoje życie zawodowe kilka zasad, których wciąż przestrzegam:
Mów otwarcie, że nie wiesz
Nikt nie jest omnibusem! Lepiej mówić uczciwie, że się czegoś nie wie, niż brnąć w swojej głupocie do końca, wciąż udając, aż większości odbiorców zabraknie sił do walki o Twój dobry wizerunek. Lepiej także z godnością przyjąć fakt, że są obszary, w których należy się doszkolić, niż kreować się na wszechwiedzącego lidera… z którego po cichu naśmiewają się pracownicy.
Jeśli czegoś nie rozumiesz, dopytuj
Masz prawo pytać. Nawet wtedy, kiedy wydaje Ci się, że pytanie jest na poziomie szkolnym, daj sobie prawo do dopytania.
Dzisiaj na sali pełnej inżynierów radzę sobie ze swoim brakiem wykształcenia inżynieryjnego w bardzo prosty sposób. Szybko wyprzedzam komentarze i ucinam potencjalne złośliwości. Mówię: Panowie, nie jestem inżynierem. Dlatego musicie mówić do mnie dużymi literami, tak aby mój umysł humanistki pojął wasze zawiłe równania. Czyli swoje słabe punkty obnażam już na początku spotkania. Dzięki temu otrzymuję uznanie za odwagę. Zamiast ustawiać się w kolejce po wiedzę na szarym końcu, staję na czele peletonu i krzyczę: Tu jestem! Czy ktoś mógłby mi pomóc?! Nie trzeba być wielkim znawcą psychologii, aby się domyślić, że chętnych do wsparcia zbłąkanej humanistki jest sporo. W końcu wielu z nas ma w sobie empatię i chęć niesienia pomocy.
Słuchaj, co mówią inni, i wyciągaj wnioski
Kiedy jesteś na początku drogi zawodowej, masz prawo nie wiedzieć. Każdy z nas był kiedyś w tym miejscu. Co, wydawało Ci się, że jest inaczej? Nikt nie rodzi się przedsiębiorcą. Każdy uczy się zdobywać szczyty, zaczynając od oślej łączki. Dlatego zamiast udawać oświeconego i wygłaszać niestworzone teorie, w które sam nawet nie wierzysz, dokształcaj się, słuchaj, wyciągaj wnioski.
Dzisiaj, zamiast recytować wspomniane teorie, słucham swoich ludzi. Są moją największą skarbnicą wiedzy, którą każdego dnia mam na podorędziu. W czasie, który poświęciłabym na czytanie kolejnej teorii, mogę do nich podejść i po prostu porozmawiać. Mówi się, że warto korzystać z siły zespołu, gdy jest on zróżnicowany.
Kiedyś nie lubiłam mieć w zespole maruderów. Gdy zapaliłam się do jakiegoś pomysłu, to ktokolwiek się z nim nie zgadzał – miał problem. Dlatego najprościej było dobierać sobie zespół tak, aby znaleźli się w nim sami moi sprzymierzeńcy. Jeśli ktoś wątpił w moje koncepcje, był przesuwany do innego zespołu projektowego. Opatrzność czuwa nade mną, bo gdyby nie fakt, że osobą, która ma najwięcej zastrzeżeń do moich pomysłów, jest mój mąż, już dawno zaczęłabym budować nową siedzibę firmy. Tylko dzięki temu, że mąż miał siłę przebicia, a ja go słuchałam, choć jego sprzeciw bardzo mnie irytował, dzisiaj nie jestem bankrutem. Nawet banki udzielały nam kredytów bez żadnych wątpliwości. Żadna instytucja nie przewidziała tego, co stało się chwilę później. Kryzysu na skalę światową.
Daj sobie prawo uczyć się na własnych błędach
Wiem, to kontrowersyjne stwierdzenie. Mówi się jednak, że dobry lider to nie ten, który błędów nie popełnia, ale ten, który je popełnia, przyznaje się do nich i wyciąga wnioski.
Przypomina mi się historia mojego taty, który zawsze powtarzał, że mam bacznie obserwować, co robią inni, i uczyć się od nich. Dodałabym jeszcze: miej oczy dookoła głowy. Kiedyś tak „wnikliwie” obserwowałam jednego pracownika i jego podejrzane w moim mniemaniu poczynania, że nawet nie zauważyłam, gdy inny pracownik ukradł nasz pomysł i otworzył własną firmę handlową. Wtedy tylko obserwowałam. Dzisiaj – obserwuję, analizuję, wyciągam wnioski. Dzięki temu wiem, że jeśli raz się na czymś potknęłam, drugi raz już się to nie wydarzy.
Bierz przykład z innych
Oczywiście, że obserwacja to świetna metoda nauki. Obserwujesz, jak robią coś inni, i zaczynasz ich naśladować. Nie musisz być od razu innowatorem! Nie wymyślaj koła od nowa. To tak pięknie brzmi, ale zanim do tego doszłam, minęło naprawdę wiele czasu. Ile razy siedziałam nad projektem, próbując znaleźć rozwiązanie nurtującego mnie problemu? Niedawno przekonałam się na nowo, jak ważne jest obserwowanie i słuchanie swoich ludzi. Gdy otrzymaliśmy reklamację od jednego z głównych klientów, zebraliśmy zespół inżynierów, który miał znaleźć przyczynę. Główkowało i dumało kilkanaście osób. Wymyśliły wiele potencjalnych przyczyn. Po sprawdzeniu żadna z nich nie okazała się powodem reklamacji. Nagle wpadłam na pomysł, aby zaprosić pracownicę linii produkcyjnej i zapytać ją, czy wie, co tak naprawdę się stało. Odpowiedź zajęła jej niecałą minutę! Określiła konkretnie, z czym borykają się w dziale montażu. I po co nam było tylu mędrców?
Przez lata stosowania powyższych zasad zdobyłam pewność siebie i stałam się tym, kim naprawdę jestem. Nie muszę być inżynierem, aby być współtwórcą rozwiązania konstrukcyjnego, za które dostaliśmy wyróżnienie w konkursie Trailer Innovation 2019 na największych targach motoryzacyjnych Europy. Czy osobiście skonstruowałam produkt? Oczywiście, że nie! A czy mówiłam zrozumiałym i profesjonalnym językiem inżynieryjnym? Też nie! Ale miałam sprzymierzeńca w zespole projektowym, któremu w prostych słowach tłumaczyłam swoje intencje. A wyglądało to tak: Piotr, zróbmy taki blok, który będzie się składał jak z klocków lego. No wiesz, tak że można będzie wymieniać te plastry, gdy klient będzie oczekiwał innej konfiguracji. Rozumiesz? Piotr popatrzył na mnie i z charakterystycznym dla siebie spokojem powiedział: Panowie, Małgorzacie chodzi o to, że…, po czym przełożył moje szalone, nieprofesjonalne myśli humanistyczne na wiedzę inżynierską. A dzisiaj mamy doceniany przez wielu produkt światowej klasy.
Kończąc ten wstęp, podzielę się jeszcze jednym przemyśleniem. Dzisiaj, po latach, widzę, że każdego dnia porównywałam się z ojcem. A ponieważ w swoich oczach blado w tym porównaniu wypadałam, udawałam kogoś innego, niż byłam naprawdę. Kiedy jednak dojrzałam do bycia sobą, zrozumiałam, że nie ma sensu być kimś innym. Życie masz tylko jedno, ale szans w nim danych – wiele. Możesz popełniać błędy i wciąż być docenianym przedsiębiorcą. Ja popełniłam ich miliony, a mimo to stoję dziś na czele jedynej takiej firmy w Polsce i jednej z zaledwie czterech w Europie.
Idę swoją drogą. Nikogo nie udaję. Czasami wzbudzam zadziwienie, czasami – oburzenie. Cóż, nie mnie się mierzyć z tymi emocjami. Ja mam to już za sobą. Dzisiaj stanowię o sobie i do tego też namawiam Ciebie. Chcesz prowadzić własny biznes i być wiarygodnym liderem? Bądź szczery wobec siebie i podążaj własną drogą, równocześnie słuchając innych i ucząc się na błędach. Czyichś i własnych.
Do współpracy przy tej książce zaprosiłam swoją przyjaciółkę, najlepszego i najbardziej kompetentnego psychologa biznesu, jakiego znam – Katarzynę Olszyńską. Od wielu lat pracuje ona z menadżerami zarówno w Polsce, jak i na całym świecie, diagnozując i rozwijając ich kompetencje liderskie. Dzięki niej ludzie lepiej zarządzają zespołami, awansują lub, co ciekawe, podejmują bardzo świadomą decyzję, że ścieżka lider- ska nie jest dla nich. Nie każdy specjalista to dobry lider. To są zupełnie odrębne kompetencje – często powtarza Katarzyna. Nasza współpraca przy książce ma na celu pokazanie Ci szerszego kontekstu zagadnień przywództwa, różnych perspektyw oraz możliwości wykorzystania wiedzy z obszaru zarządzania i psychologii biznesu.
Wskazówką dla Ciebie będzie nie tylko moje dwudziesto- letnie doświadczenie przedsiębiorczyni – kiedyś tyrana, a dziś lidera – lecz także perspektywa kilkuset menadżerów, z którymi Kasia prowadzi indywidualne sesje treningowo-coachingowe. Mamy pewność, że dzięki temu zyskasz jeszcze wnikliwsze spojrzenie na bycie liderem, a jednocześnie mnóstwo praktycznych wskazówek, które od razu po przeczytaniu książki można wykorzystać w codziennym życiu.
Powyższy fragment pochodzi z książki „Lider nie idealny. 14 lekcji skutecznego przywództwa”autorstwa Małgorzaty Bieniaszewskiej i Katarzyny Olszyńskiej. Autorki w zabawny i przystępny sposób przeprowadzają czytelników przez top 14 najczęściej popełnianych przez zarządzających błędów. Każdy rozdział odpowiada jednej lekcji świadomego przywództwa, która kończy się przejrzystą listą przydatnych wskazówek umożliwiających podejmowanie właściwych decyzji biznesowych. Analiza zachowań opracowana przez Małgorzatę i Katarzynę znajduje swoje odzwierciedlenie w psychologii biznesu oraz wynikach badań naukowych.