Olga Kozierowska: Parę miesięcy po tym, jak zaczęła się wojna w Ukrainie, przeczytałam, że kobiety bardzo tracą. Wszyscy zapominają o równości, o jakichkolwiek prawach ich dotyczących. Bardzo mocno mną te słowa poruszyły.
Bianka Zalewska: Kobiety zazwyczaj tracą i jako ofiary wojny i jako żołnierki. Znacznie częściej jest tak, że kobiety muszą więcej i mocniej się wykazywać, żeby być traktowane na równi z mężczyznami. Już samo „baby na wojnie” – to słyszy się bardzo często – nie mają prawa, żeby się gorzej poczuć, nie mają prawa, żeby być słabszą fizycznie, chociaż często taka jest natura naszej fizjologii. Niestety kobiety muszą dużo więcej zrobić, żeby coś udowodnić, przekonać wszystkich, że są pełnowartościowym żołnierzem, funkcjonariuszem.
Teraz w Ukrainie akurat to się bardzo zmienia. W zasadzie już się zmieniło, ale przez ostatnie dziewięć lat, to te dziewczyny, które poszły walczyć w 2014 roku i już w 2015, 2016 roku były weterankami, stworzyły niesamowity weterański ruch kobiet. I to one tak naprawdę walczyły o to, żeby dziewczyny, które są teraz na wojnie, miały w swoich stopniach zapisane, że są snajperką, operatorką moździerza, a nie praczką, sprzątaczką czy szwaczką, bo przecież takie były wcześniej stanowiska dla kobiet, mimo, że były na pierwszej linii frontu i robiły to samo co mężczyźni.
To jaka jest teraz rola kobiet w warunkach konfliktu w Ukrainie?
Myślę, że ukraińska armia ma jeden z największych odsetków kobiet służących. Obserwuję te dziewczyny, kobiety na social mediach i one bardzo często piszą, wręcz do tego stopnia: „Nie mówcie mi więcej komplementów w stylu: jaka ty jesteś piękna, wyglądasz jak laleczka, jesteś śliczna. Nie! Jeżeli chcecie mi powiedzieć coś miłego, to powiedzcie, że jestem silna, że jestem mądra, że mam strategiczny umysł, bo na wojnie i w życiu mniej jest ważne to, że jestem śliczna. Jeżeli podejdziesz do mężczyzny, który jest na wojnie i powiesz jemu, jaki jest śliczny, to jak on się będzie czuł? Wy myślicie, że to jest komplement dla kobiety, która walczy?”
Myślę, że rola kobiet jest bardzo duża, a one mają zupełnie inne emocje niż mężczyźni. Patrzę na to z punktu widzenia reporterki, a bohaterkami moich reportaży są głównie kobiety i one zupełnie inaczej opowiadają o wojnie niż mężczyźni. Zresztą nawet moi koledzy, którzy są korespondentami wojennymi, oni bardzo często opowiadają o taktyce walki, jaką mają broń, ile jest techniki, na ile starczy sił, zapasów. Ja rozmawiam z kobietami o emocjach, o sile wewnętrznej, o nadziei, o tym co je tam trzyma, co je pcha do przodu, a co je zatrzymuje w tyle, ściąga w dół. I to są, wydaje mi się, głębsze rozmowy. Kobiety na wojnie, z tego co zauważyłam, mają bardzo mądry i strategiczny umysł. Bardzo często są w tak zwanych rozwietkach, czyli w wywiadzie wojskowym i naprawdę potrafią dostrzec wiele ciekawych, bardzo mądrych ze strategicznego punktu widzenia, rzeczy.
Oglądałam jeden z twoich reportaży o wolontariuszkach, które prężnie działają. Bo jednak nie każdy może walczyć i nie każdy jest przygotowany do tego, żeby walczyć – zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Natomiast ta rola osób, które zostają, zapewniają bezpieczeństwo, transport, jedzenie, transport leków – ta grupa jawi mi się bohatersko. Ja, jako matka, jak sobie wyobrażam siebie w sytuacji zbrojnego konfliktu, to chyba wolałabym walczyć… Nawet to przebycie przez nawet kawałek, połowę czy cały kraj, żeby uciec do innego kraju, żeby być bezpiecznym, to też jest dla mnie heroiczny wyczyn.
Dla mnie te wszystkie kobiety są bohaterkami. Te, które zostały walczyć, te, które są wolontariuszkami, wspierają walczące, a także te, które uciekły do innego kraju ze swoimi dziećmi. To nie jest łatwe. One nie uciekły tutaj z wyboru, z jakichś powodów ekonomicznych – jak się czasami niektórym wydaje, bo widzą tylko, że ona ma iPhone’a, że ma nową torebkę. Ona nie uciekła przed biedą. Ona uciekła przed wojną.
Znam mnóstwo tych kobiet. Jest ich tysiące, setki tysięcy, które naprawdę wolałyby być w swoim domu, w swoim kraju. Nam się wydaje, że skoro Polska jest we wszystkich strukturach międzynarodowych, że mamy bardziej rozwinięty kraj, to znaczy, że tym ludziom jest tutaj lepiej. Zwróćmy jednak uwagę, że bardzo często te ukraińskie dzieci są w szkołach szykanowane, bardzo często są wyśmiewane. Owszem Ukraińcy zostali przepięknie przyjęci przez Polaków, ale dobrze wiemy też, że ta chęć pomocy i cały początkowy entuzjazm, spadają. A do tego jeszcze działa cała propaganda rosyjska, o której już nawet szkoda mówić.
I czasami, zanim wyjaśnią, że nie chcą nikomu zabrać socjali, że chcą tylko przetrwać wojnę, to już są tak zmęczeni, że wolą wrócić. I niektórzy wracają. Ale jest bardzo dużo kobiet, które się świetnie odnalazły w Polsce, które współpracują z polskimi firmami, z polskimi kobietami. Są nawet takie, które zatrudniają polskie kobiety, bo to nie jest tylko tak, że one są zatrudniane. I pomagają z Polski tym, którzy walczą w Ukrainie. One też są bohaterkami, bo to nie jest łatwe być z dzieckiem w obcym kraju, tęskniąc za swoim domem, za swoją rodziną, za swoimi korzeniami, bardzo często mając męża, brata, ojca na wojnie, nie mając z nimi kontaktu. Znam mnóstwo kobiet, które nie mają kontaktu z członkami swoich rodzin, z braćmi albo z mężami, bo tamci są w niewoli albo propawszy bez wieści, czyli zaginęli bez wieści, prawdopodobnie są w niewoli rosyjskiej. To jest bardzo trudne i wcale nie jest łatwo tym kobietom żyć. Mieć siłę, by trzymać swoje życie, żeby wychowywać dziecko, by ono też miało tą siłę, żeby się nie załamać. Bo łatwo jest się załamać, łatwo jest wpaść w depresję, ale bardzo trudno jest utrzymać się na powierzchni i całe życie w garści.
Myślę, że teraz mamy naprawdę bardzo dużo bohaterek.
Całego wywiadu możesz posłuchać na naszej stronie lub obejrzeć na naszym kanale Youtube w wersji z napisami: