Olga Kozierowska: Dziewczynki są mniej zdolne do nauki matematyki i programowania. Dziewczynki nie interesują się naukami ścisłymi, są bardziej zainteresowane dziedzinami humanistycznymi i artystycznymi. Dziewczynkom nie pasuje bycie geekiem. Mózg dziewczynek jest inny niż chłopców. Skoro jesteś ładna, to nie musisz się uczyć, a już na pewno nie nauk ścisłych. Ile w tym prawdy?
Edyta Plich: Poprzez wychowanie i edukację w bardzo mocny sposób tak właśnie układamy dziewczynki. Małej dziewczynce zadajemy takie zadania, żeby ona właśnie w to uwierzyła – w perfekcjonizm i to, że wszyscy mają być zadowoleni, tylko nie ona. W związku z tym mniej lubią matematykę, bo trzeba się bardziej wysilić, popełniać błędy i dużo ćwiczyć. I dlatego ta satysfakcja trochę na czym innym się opiera. Wspieramy – jako rodzice – bardzo silny trend, żeby podobać się światu fizycznie, spełniać oczekiwania, mniej skupiać się na sobie i na swoich pasjach. Dziewczynom, które zaczynają mieć ochotę na naukę przedmiotów ścisłych i matematyki, odradza się różnymi sposobami – w tekstach oczywistych i podprogowych. Przez 10 lat byłam dyrektorką i nauczycielką w żeńskiej szkole, w Platerkach, i widziałam, jak to jest. Dziewczyny przychodziły do liceum z pozamykanymi głowami na przedmioty ścisłe i mówiły: „Fizyki nie umiem, nie rozumiem, nie potrafię.” Kiedy popłynęłyśmy na rejs Pogorią z fizykiem, który pokazał im, jak wszystko działa, to okazało się, że one są i mogą być w tym świetne. A były przekonane, że totalnie nie.
Olga: Kłamstwo powiedziane ileś razy staje się prawdą, a masy w to wierzą. I to jest pokłosie tego kłamstwa. A jaki są wasze doświadczenia – jako młodszego pokolenia?
Ada: Niestety te doświadczenia się powtarzają. Zarówno my, jak i nasi wolontariusze oraz wolontariuszki, pracujemy z dziećmi już od czwartego roku życia i to się praktycznie nie zmienia. Powiem więcej, dosłownie w tym tygodniu startowaliśmy z nową kampanią, w ramach której zrobiłyśmy eksperyment społeczny. Zbadałyśmy Internet, przeszukałyśmy fora internetowe, Tik-Tok’a i Youtube’a pod kątem stereotypów, z jakimi spotykają się dziewczynki. Zasymulowałyśmy przeglądanie Internetu przez 11- czy 12-latkę i dotarłyśmy do stereotypów: nauka jest nudna, nauka jest dla chłopaków, chodźmy na zakupy. Tego typu pierdoły są wszędzie – powtarzają się nie tylko w realu, w szkołach, ale dziewczyny mierzą się z nimi również w Internecie, więc mam wrażenie, że 24/7.
Edyta: I w podręcznikach – treści, przykłady, które się tam pojawiają w bardzo mocny sposób wiążą chłopców z nauką. Nauczyciele robią to już na etapie informacji zwrotnych. Były badania o tym, jak działają szkoły męskie, żeńskie i koedukacyjne. W szkołach żeńskich kobiety zyskują właśnie dlatego, że nie słyszą: „Ładnie napisałaś”, gdy do chłopca mówi się: „Gdybyś jeszcze rozwinął akapit pierwszy…”. To robi również przedszkole. Wyobraźmy sobie chłopca, który biega jak elektron, zagraża życiu pozostałych przedszkolaków i dziewczynkę, która siedzi sobie w kąciku. Po zajęciach mama dziewczynki słyszy, że ta była grzeczna i jest zadowolona. Chłopca natomiast trzeba czymś zająć, rozmawiać z nim, stymulować do rozwoju.
Olga: Poprzeczka dla chłopców jest postawiona bardzo wysoko, również w kwestii bycia grzecznym / niegrzecznym. On może być dziesięć razy bardziej niegrzeczny i to jest w porządku. W przypadku dziewczynki wystarczy jeden raz, by została zawstydzona i oceniona.
Edyta: Jeden z profesorów Harvardu – Maclon – który napisał „Społeczeństwo osiągnięć”, pokazał, że to, co najbardziej stymuluje dziecko do rozwoju to jest demokratyczny dom. Dom, w którym słuchamy dzieci, rozmawiamy z nimi, traktujemy jako partnerów – dziewczynki i chłopców tak samo. Nauczyciel też powinien rozmawiać, a nie przepytywać, traktować każdego członka zespołu klasowego jako niezależną jednostkę, która ma coś do powiedzenia. A w szkole nie ma czasu na rozmowę i dyskusję, nie ma czasu na błądzenie i mylenie się, które są podstawą uczenia się.
Patrząc na badania PISA, wiemy, że nie lubimy szkoły, nie lubimy siebie, ale najgorsi jesteśmy w kwestii wytrwałości. My, ani jako rodzice, ani jako szkoła tej cechy nie kształtujemy, a to jest szalenie istotne, by ten rozwój z przedmiotów ścisłych nastąpił. Żeby pokazywać, że nie tylko efektem jest koniec zadania, ale także poszukiwanie i mylenie się jest bardzo ważne. Nie chodzi o to, żeby zobaczyć rysunek i powiedzieć: „Ładnie”, tylko dać jakieś wskazówki albo skłaniać do poszukiwania. Nie ma porażek, tylko lekcje – w taki sposób dowiadujesz się czegoś nowego. My jako rodzice i jako nauczyciele musi być otwarci na proces, a nie tylko zajmować się ocenami, które stały się głównym tematem i celem, zamiast być wyłącznie informacją zwrotną, która ma pokazywać, jak nam idzie. Dziewczyny naprawdę za bardzo przejmują się tym, co świat o nich pomyśli, jak wyglądają, co robią, jak przeżywają, jak to jest uzewnętrzniane.
Olga: Ja naprawdę zastanawiam się, jak to zrobić, bo z jednej strony możemy sobie tutaj pogadać, ale co dalej? Pójść do Ministerstwa Edukacji? Jak tym dzieciom pomóc? I jak zwiększyć liczbę kobiet w obszarze STEM?
Wiola: To jest pytanie, na które też próbujemy sobie odpowiedzieć, odkąd założyłyśmy fundację. Cały czas tej drogi szukamy i ona nie jest prosta. Zarówno ja, jak i Ada studiowaliśmy informatykę na Politechnice Warszawskiej. Ja miałam 7 dziewczyn na 150 osób.
Ada: Ja uwaga… zatrważające 10 na 130.
Wiola: I dzisiaj, jak mamy spotkania z partnerami czy ze znajomymi, którym to mówimy, to mówią: to strasznie dużo! I to jest szczere. Opowiem Wam, jaki jest taki typowy scenariusz naszej rozmowy z potencjalnymi partnerami. Przychodzimy do firmy X, mówimy: „Hej, mamy fajne programy, działamy od przedszkola, działamy ze szkołą podstawową, liceum, mamy też programy dla studentek, ale 80% naszych działań kierujemy do dzieci i młodzieży, bo zmiana powinna zadziać się właśnie tam”. I oni mówią: „Super, że działacie z dziećmi, ale co macie dla dorosłych?”. W dalszym ciągu to jest takie przepychanie. My próbujemy uświadomić biznesowi, że jeśli 10 dziewczyn kończy co roku informatykę na trzech wydziałach, to mamy maksymalnie 50 dziewczyn w Warszawie, które kończą informatykę. Chłopaków jest tysiąc. Żeby więc mieć więcej dziewczyn i nie musieć się o nie tak bić na rynku pracy, to musi być ich po prostu więcej. A żeby było ich więcej, to musimy zacząć pracować już w przedszkolu. Praca musi się zacząć u fundamentów.