Karolina Cwalina

Postrzegała siebie jako słabą osobę, a wszystko przez to, że nie miała przed sobą żadnego celu

Dagny Kurdwanowska

Jeszcze pięć lat temu nie potrafiła się odnaleźć – uważała, że nie ma o co walczyć, była w związku, który jej nie wspierał, postrzegała siebie jako słabą osobę. Dziś trudno w to uwierzyć, bo przy stoliku w kawiarni siedzi przede mną uśmiechnięta, pewna siebie i pełna energii kobieta. Karolina Cwalina, coach i twórczyni projektu "Sexy zaczyna się w głowie" szczerze opowiada o tym, że była na emocjonalnym dnie, o chorobie, która ściągała ją w dół i o tym, co się czuje, kiedy brakuje w życiu celu. Ale przede wszystkim porozmawiałyśmy o tym, jak poradzić sobie w takiej sytuacji, odbić się od dna i zacząć wszystko zmieniać. Co jest potrzebne do zmiany? Jak w niej wytrwać? I czy to wygoda jest jej największym wrogiem? Przeczytaj rozmowę Dagny Kurdwanowskiej z Karoliną Cwaliną.

Dziś jesteś pozytywną, roześmianą kobietą, która inspiruje innych. Ale jeszcze kilka lat temu byłaś w zupełnie innym miejscu.

Na emocjonalnym dnie, a przede wszystkim nie wiedziałam co ze sobą zrobić.

Mocne słowa.

Wszystko sprowadzało się do jednej rzeczy – po prostu nic mi się nie chciało. Uważałam, że nie mam o co walczyć. Postrzegałam siebie jako słabą osobę, brakowało mi silnej woli i wytrwałości. A wszystko przez to, że nie miałam przed sobą żadnego celu.

Kiedy jest się na dnie trudno samemu zobaczyć i wyznaczyć cel.

Pomógł mi coach. Jasne, że nie ustawiał mi diety, nie ćwiczył ze mną na siłowni. Nie powiedział też, jakie suplementy mam przyjmować, nie mówił, że muszę jeść zdrowo i regularnie, bo to są sprawy oczywiste. Coach pomógł mi przede wszystkim w tym, żebym uwierzyła w siebie. Pomógł mi uwierzyć, że potrafię. Wspólnie wyznaczyliśmy dla mnie cel, rozpisaliśmy go krok po kroku. Nikt nigdy wcześnie tak ze mną nie pracował i nie wsparł mnie w taki sposób. Ten plan był niesłychanie ważny, bo jestem typem zadaniowca.

Zmiana nie zaczyna się od kupienia karnetu na siłownię i rozpoczęcia kolejnej magicznej diety?

Nie. To moment, w którym układasz sobie wszystko w głowie i wreszcie wiesz, czego chcesz. Najważniejsze jest to, żeby sobie odpowiedzieć na pytanie – po co ty sama chcesz to dla siebie zrobić? Jeśli wszyscy dookoła mówią ci – zrób tak, bo to będzie dla ciebie dobre, to pewnie i tak nigdy nie zaczniesz działać. Czasem z przekory, a czasem dlatego, że się z tym celem nie utożsamiasz. Jeśli nie czujesz celu, nie znajdziesz w sobie dość motywacji, żeby do niego dotrzeć.

Próbuję uchwycić moment, kiedy zaczyna się zmiana. To przecież nie dzieje się nagle. Co może być impulsem?

W moim przypadku zmiana zaczęła się, bo się zakochałam. Niestety, w niewłaściwym mężczyźnie, który traktował mnie jak swoją przyjaciółkę. Dochodziło między nami do zbliżeń, ale on mnie nie chciał. To dla niego zaczęło mi się chcieć coś zmieniać.

Jaki wpływ na Twój związek miała ta przemiana?

Zaczęło się od tego, że zaczęłam dbać o siebie, a skończyło na tym, że w końcu zerwałam tę „ toksyczną relację”. Tak bardzo uwierzyłam w siebie, że przestała mi wystarczać rola, którą pełniłam w tym związku. Chciałam być w końcu pokochana, bo uważałam, ze na to zasługuję, ale nie da się kogoś zmusić do uczuć. Kiedy zrozumiałam to, że zasługuję na kogoś kto odwzajemni moje uczucia poczułam w sobie siłę, aby odejść. Nie chciałam trwać w czymś, co po prostu nie miało żadnej przyszłości. Po co?

Co było najtrudniejsze w tej zmianie?

Wypracowanie silnej woli i wytrwałości. Kiedy masz już cel, plan i motywację to dopiero początek procesu, bo jeszcze musisz w tym wszystkim wytrwać.

A jeśli ktoś nie jest zadaniowcem i te wszystkie strategie „krok po kroku” to dla niego czarna magia?

To może robić sobie wizualizacje i mapki marzeń. Mówimy o narzędziach, a podstawą jest to, żeby podjąć decyzję o zmianie. Czy wprowadzisz ją za pomocą planu, czy mapki to już inna sprawa. Kiedy powtarzasz sobie – To nie dla mnie, nie dziś, ja nie potrafię – to musisz mieć świadomość, ze to są tylko wymówki. Patrzę na dziewczyny, które wciąż tylko narzekają – jestem za gruba, mam beznadziejnego faceta, nic mi nie wychodzi, ale poza narzekaniem nic z tym nie robią. Denerwują się, kiedy próbuję z nimi o tym rozmawiać. Daj nam spokój z tym swoim głupim coachingiem – mówią. Od takiego nastawienia zmiana się nie zacznie. Trzeba chcieć. Najtrudniejszy jest pierwszy krok.

Wróćmy do wytrwałości – to klucz do zmiany nawyków?

Jeśli masz cel, poczujesz motywację i w dodatku jesteś wytrwała, to masz szansę zmienić nawyki. Do tego potrzeba wsłuchać się w swojego wewnętrznego motywatora, zapytać siebie – dlaczego chcę to zmienić, co mi ta zmiana da, na ile dzięki temu poczuję się szczęśliwa? Na bazie takich pytań budujesz motywację. Kształtują ją odpowiedzi, które pokazują ci, czego chcesz, jakie masz cele. Jeśli mamy tylko zewnętrzną motywację, na przykład ktoś nam mówi, że musimy coś zmienić, to nic z tego nie będzie. Zmiana musi płynąć ze środka. Dzięki temu możesz powtarzać nowy schemat, aż stanie się nawykiem i pewnego dnia nawet nie zauważysz, kiedy zamiast po cukierka sięgasz po owoc, zamiast siadać po pracy przed telewizorem, zakładasz tenisówki i idziesz biegać.

Siła przyzwyczajenia do tego, co dla ciebie dobre?

Mózg człowieka to taki sprytny mechanizm, który trzeba dobrze wyszkolić. Jeśli go dobrze zaprogramujesz, będzie działał na twoją korzyść. Jeśli nauczysz go złych nawyków, będzie je powtarzał.

Wygoda jest największym wrogiem zmiany?

Zdecydowanie tak. Jak to mówią coachowie – strefa komfortu. Jak inaczej nazwać to, że tyle osób jęczy, ale niczego nie próbuje zmieniać w swoim życiu? Bo tkwienie w tym, co się już zna jest wygodne i bezpieczne. Dlaczego kobiety płaczą, że ich partner źle je traktuje, ale nie decydują się na rozstanie? W obawie przed tym, że będą samotne. Wolą być z jakimś gnojkiem niż być same. Tak samo jest w życiu zawodowym. Dlaczego często nie odchodzimy z pracy, która nas męczy i frustruje? Bo jest stała i…oczywiście pozwala nam pewnie spłacać kredyt.

Wygoda to też nawyk?

Tak. I strach przed ryzykiem. Zmiana jest zawsze niewiadomą. Ludzie sukcesu, ci, którzy osiągają swoje cele to często ludzie, którzy nie boją się podejmować ryzyka. Przecież kiedy w głowie pojawia się pomysł, nikt nigdy nie ma pewności, że będzie sukcesem, że podchwyci go wiele osób. Są pomysły, przy których człowiek jest pewny, że to będzie hit, a potem okazuje się, że wyszła klapa. Ale jeśli nie zaczniesz działać, nie podejmiesz ryzyka, to nie uda się na pewno.

Efektem zmian, o których mówisz był także twój projekt „Sexy zaczyna się w głowie”?

Jestem dzieckiem, któremu nigdy niczego nie brakowało. Pochodzę z wykształconej rodziny, w której przyszłość dziecka była zaplanowana – miało zostać albo prawnikiem albo lekarzem. Niestety często w życiu nie jest do końca tak jak byśmy chcieli. Mi przytrafiła się choroba, przez którą totalnie się zmieniłam fizycznie i psychicznie. Jak wcześniej wspomniałam…byłam bez celu. Gdyby nie wsparcie, nie uwierzyłabym w siebie i nie mogłabym głośno powiedzieć, że SEXY ZACZYNA SIĘ W GŁOWIE. A skoro powiedziałam, to coś trzeba było z tym zrobić i tak narodził się pomysł na Projekt dla Kobiet, podczas którego organizuję dużo wydarzeń oraz pracuję coachingowo indywidualnie.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Jak NIE podejmować decyzji?

Choroba ściągała Cię w dół?

Oczywiście, bo kiedy wracałam do domu i ściągałam maskę, zostawał płacz i depresja, o której wiedzieli tylko najbliżsi przyjaciele. Dopiero, kiedy wszystko już było ok, a leczenie się powiodło, zapragnęłam coś dla siebie zrobić. Zdecydowałam się na wyjazd zagraniczny w ramach Erasmusa, ale żeby nie brać przedmiotów z prawa, wzięłam przedmioty z zarządzania zasobami ludzkimi. Tam pierwszy raz usłyszałam o coachingu. Dowiedziałam się o metodzie pozytywnego nastawienia, bycia tu i teraz, realizowania celów krok po kroku. Okazało się, że są ludzie, którzy mogą mnie w tym wesprzeć. Kiedy wróciłam do Polski, powiedziałam rodzicom, że chcę spróbować sił w coachingu. W międzyczasie zdecydowałam się jeszcze na zrobienie doktoratu z prawa, stąd początkowo pomysł na Projekt coachingu prawników. Napisałam o prawnych aspektach coachingu, wystąpiłam na konferencji międzynarodowej, ale prawda była taka, że prawnicy nie byli wdzięczną grupą docelową, bo z zasady są przekonani o swojej racji i wartości. Porozmawiałam z przyjaciółmi i zrozumiałam w końcu, że znowu robię niby coś dla siebie, ale tak, żeby dogodzić innym. Miałam pracę, której nie lubiłam, faceta, który traktował mnie jak przyjaciółkę i miałam dość. I wtedy zaczęłam proces coachingowy. Dziś uważam, że moja choroba to najlepsze, co mnie w życiu spotkało.

Dlaczego?

Bo spowodowała efekt motyla. Zaczęło się od nadnerczy, a skończyło się na całym projekcie „Sexy zaczyna się w głowie”. Kiedy zadbałam o siebie jako kobieta, kiedy poczułam się sexy, nagle wszystko zaczęło wskakiwać na właściwe miejsce – zakończyłam związek, który mnie nie wspierał, postawiłam na pracę z ludźmi i ruszyłam do przodu. Akurat dziś, kiedy rozmawiamy, po południu na Akademii Leona Koźmińskiego, gdzie skończyłam studia mam prezentację o sile strategii i planowania jako drodze do sukcesu. Prowadzę warsztaty, spotkania motywacyjne, z którymi jeżdżę po całej Polsce, mam klub, do którego pozyskuję kolejnych partnerów i kobiety mogą zadbać nie tylko o swój umysł, ale i o ciało. Dostałam też propozycję napisania książki, udzielam się w mediach, kręcę program telewizyjny. Przez cały ten czas szkoliłam się, żeby zostać PCC Coachem. Robię ciekawe rzeczy, za które jestem doceniania. To wszystko efekt tego, że poszłam wreszcie swoją drogą i wbrew opiniom różnych krytyków postawiłam na projekt „Sexy zaczyna się w głowie”. Przez niektórych uważany za bezsensowny, bo to głupie hasło bez pokrycia. Na mnie działa. Aktualnie rozwijam swoją drugą działalność, bardziej biznesową „Sukces zaczyna się w głowie” skierowaną do firm. Prowadzę szkolenia z zakresu umiejętności miękkich jak Team Coaching, relacje w zespole, czy mój konik, którym jest zarządzanie czasem. Na dodatek zostałam Kierownikiem na Akademii Coachingu w Białymstoku. Jednym słowem – dzieje się.

Jak Ci się to wszystko udaje organizować?

Trzy słowa – konsekwencja, mobilizacja i wytrwałość. Nie ma innej odpowiedzi. Mój kalendarz jest cały wypełniony, ale kalendarz to ostatnia faza. Wcześniej tworzę listy do wszystkich zadań, gdzie definiuję swoje cele, cele ogólne, cele dla mojej agencji PR. Rozpisuję też wszystkie spotkania, łącznie z prywatnymi, żeby dbać o kontakty. Zapisuję nawet to, kto odpowiedział na wiadomości, a kto nie. Póki nie zakończę zadania, nie dostanę odpowiedzi, nie odpuszczę. To jest ta konsekwencja. Znam wiele osób, które od spotkań wykręcają się, mówiąc – Nie mam czasu. Guzik prawda, przy dobrym planowaniu jesteś w stanie znaleźć czas na wszystko.

Czas wolny też masz zaplanowany?

Oczywiście. Wszystko mam na liście „ja” – fryzjera, paznokcie, siłownię, badania lekarskie, wizyty u dentysty, dieta. Do tego wydatki, prezenty, zakupy, budżet. Co tydzień wszystkie listy uaktualniam. Codziennie sprawdzam, co udało mi się zamknąć i zakończyć. Nie położę się do łóżka, póki wszystko nie jest zrobione. Nie ma przebacz.

Tego można się nauczyć?

5 lat temu byłam kompletnie rozwalona emocjonalnie, nie wiedziałam, czego chcę w życiu, nie umiałam planować i uważałam, że każdy, kto planuje jest pomylony. Zasłaniałam się chorobą, uznając, że podczas choroby nie ma sensu planować czegokolwiek. Dlatego dziś uważam, że wszystkiego można się nauczyć. Trzeba tylko chcieć. Dziś rano byłam już na siłowni, teraz rozmawiamy, później idę na manicure. Czasem koleżanki zadzwonią, kiedy jestem akurat u kosmetyczki. Wzdychają i mówią – Ale ty masz dobrze. No jasne, ale to wszystko jest dokładnie zaplanowane. Kiedy skończę robić paznokcie, pojadę na kolejne spotkanie, potem mam wystąpienie, a na koniec dnia usiądę jeszcze, żeby odpowiedzieć na wszystkie maile i przejrzeć plan na kolejny dzień. Do 1 w nocy mam spokojnie zajęcie. Ja nie kończę pracy o 17.

Co powiedziałabyś kobietom, które są w podobnej sytuacji, jak Ty pięć lat temu?

Przede wszystkim, zadajcie sobie pytanie, czy naprawdę chcecie coś zmienić. A jeśli chcecie, to dobry wstęp do tego, aby zastanowić się co dalej. Czy rozpoczynacie walkę o coś lepszego czy wolicie zostać tu, gdzie jesteście teraz.

Nikogo nie namówię do działania, tego trzeba naprawdę chcieć i być do tego przekonanym.
To wymaga ciężkiej pracy nad sobą. A najtrudniejsza walka do stoczenia to walka nad swoimi ograniczającymi myślami i słabościami. Niemniej…warto i da się.