Wspominasz, że książka „Nieudane życie seksualne Polek” powstała z impulsu i rozmów z kobietami, a nie z długo planowanej strategii. Co w takim razie było tym momentem przełomowym, w którym poczułaś: „Muszę to zrobić!”?
Justyna Kwil: To był wyjątkowy czas w moim życiu. Przez lata pędziłam – szybka kariera, kolejne awanse, w wieku trzydziestu lat byłam już dyrektorem IT w dużej spółce kapitałowej. Wszystko toczyło się błyskawicznie. Dopiero gdy urodziłam dziecko i tempo mojego życia zwolniło, to pojawiła się przestrzeń na rozmowy z innymi kobietami.
Po jednej z takich rozmów wróciłam do domu i pomyślałam: „Kurczę, moje koleżanki to fajne, świadome kobiety. A jednak tak często słyszę od nich, że uprawiają seks, na który nie mają ochoty, bo czują, że powinny. I zastanawiają się stale, co z nimi jest nie tak…”. Powiedziałam wtedy do mojego męża: „Kochanie, gdybym miała czas, napisałabym o tym książkę!”. A on spojrzał na mnie i odpowiedział: „Nasze dziecko teraz dużo śpi – pisz!”. I to był ten moment.
Absolutnie nie planowałam pisać żadnej książki – ona po prostu przyszła do mnie. Pojawiła się z potrzeby serca. Miałam taki moment, gdy ją pisałam, że myślałam, że może skończy ona w mojej szufladzie, jako pamiątka z urlopu macierzyńskiego. Jednak kiedy dałam ją przeczytać mojej przyjaciółce, usłyszałam: „Kobiety muszą to przeczytać!!!”. I to właśnie był impuls, który sprawił, że poszłam za głosem serca i oddałam tę książkę światu.
15 kobiet zaufało Ci na tyle, by podzielić się swoimi najbardziej intymnymi historiami – historiami zza drzwi swoich sypialni. Jak myślisz, dlaczego zdecydowały się opowiedzieć je właśnie Tobie?
Justyna Kwil: Myślę, że te kobiety zaufały mi, bo poczuły, że nie będę ich oceniać. Że mogą powiedzieć wszystko – bez lęku i wstydu. W naszych rozmowach szybko pojawiał się komfort. A kiedy czujemy się bezpiecznie, wtedy wreszcie zaczynamy mówić prawdę. Kobiety wiedziały również, że ta książka nie będzie kolejną ekspercką publikacją napisaną z dystansem, ale prawdziwym głosem kobiet – i zwyczajnie chciały być jego częścią. Jedna z bohaterek powiedziała mi: „Robię to dla innych kobiet, nie tylko dla siebie”. Myślę, że to najlepiej oddaje powód, dla którego zdecydowały się otworzyć właśnie przede mną – bo wiedziały, że ich historie mogą pomóc innym. Kobiety doskonale znają uczucie samotności, jeśli chodzi o ten temat, i chciały, by wreszcie wybrzmiało to, w czym same latami tkwiły w ciszy.

W książce wspominasz o milczeniu naszych babek i matek… Jakie ślady tego tabu najczęściej odnajdziesz dziś w rozmowach z kobietami młodszego pokolenia? Pytanie też, czy dziś – w XXI wieku – to wciąż tylko „dziedzictwo” czy już usprawiedliwienie, by nie brać odpowiedzialności za własne pragnienia?
Justyna Kwil: Myślę, że Polska to wciąż kraj stereotypów. Przez lata religia i kultura zabierały kobietom prawo do bycia sobą. Dzielono nas na te „do zabawy” i te „do łóżka”. Wytykano nam liczbę partnerów, wmawiano, że przyjemność jest grzeszna. Rola kobiety była jasno określona: zajmij się domem, dziećmi, a na koniec dnia „zadowól męża w łóżku”.
Trudno dziś oczekiwać od kobiet, że będą czuły się swobodnie, że pozwolą sobie na otwartość i będą mówiły głośno o swoich pragnieniach, skoro całe życie słyszały, jakie „powinny” być. Wszyscy wokół mieli coś do powiedzenia w tym temacie – oprócz nich samych. Ale to zaczyna się zmieniać. Coraz więcej kobiet rozbraja swoje przekonania, zaczyna słuchać siebie i głośno mówić o tym, czego naprawdę chcą. I właśnie temu służy moja książka – żeby dać im odwagę, wsparcie i poczucie, że nie są same w tej drodze.
PRZECZYTAJ TEŻ: Jak rozmawiać o seksie? O efektywnej komunikacji intymnej w parze
Poruszasz też ciekawy temat krytycznego patrzenia w lustro i przekonania, że tylko „idealne ciało” zasługuje na przyjemność. Jak możemy odczarować tę narrację i budować pozytywną relację z własnym ciałem?
Justyna Kwil: Myślę, że w temacie seksualności od lat brakowało prawdziwych wzorców. Przez długi czas jedynym „przewodnikiem” były filmy porno – i to właśnie na nich wychowały się całe pokolenia. To co tam widzieliśmy braliśmy za pewnik, jak ma wyglądać seks i jak mają wyglądać nasze ciała. A przecież większość tych filmów to świat fantasy – nierealny, wykreowany, oderwany od życia. Problem w tym, że my wzięliśmy go na serio.
I później, kiedy ludzie idą do łóżka, od samego początku czują się „nie tacy jak powinni być”, nie dość dobrzy, nie dość idealni. Dlatego głośne mówienie o tym jest tak ważne – bo rozbraja to poczucie, że coś jest z nami nie tak. To nie my jesteśmy problemem, tylko narracja, którą nam wmówiono. A kiedy zaczynamy ją kwestionować, możemy wreszcie spojrzeć na swoje ciało z akceptacją i otworzyć się na prawdziwą bliskość.
W Polsce temat seksu często pojawia się głównie w kontekście zdrowia reprodukcyjnego. Jak chciałabyś, żeby wyglądała rozmowa o seksualności – w szkole, w mediach, w domach?
Justyna Kwil: Marzy mi się edukacja seksualna, która łączy wiedzę ekspercką z odwagą obnażania tematów, o których od lat się milczy. Żyjemy w czasach, w których prawda staje się czymś terapeutycznym. Im więcej jej wybrzmi, tym więcej osób poczuje, że wszystko z nimi jest w porządku, że nie są jedyni ze swoimi doświadczeniami. Nie chodzi o to, by każdy publicznie opowiadał o swoim życiu intymnym, ale o to, by poszerzać horyzonty, burzyć mity i normalizować rozmowę o tym, co jest częścią naszej codzienności. Seksualność to nie dodatek do życia, ale jego integralna część – i dlatego trzeba mówić o niej wprost, otwarcie i bez wstydu.
Czy podczas pracy nad książką natrafiłaś na historię, która sprawiła, że spojrzałaś inaczej na własne życie seksualne? Na siebie?
Myślę, że każda historia czegoś mnie nauczyła i z każdej wzięłam coś dla siebie. Jedną z historii która zostanie ze mną na dłużej była historia Renaty Zaniczki – kobiety poruszającej się na wózku, chorej na SM. Gdy pierwszy raz rozmawiałyśmy, w mojej głowie pojawiły się schematy – że pewnie seks nie ma w jej życiu “dużego znaczenia”. A potem zaczęła opowiadać… o pragnieniach, bliskości, o tym, jak ważna jest dla niej intymność. Mówiła to z taką szczerością i lekkością, że poczułam, jak pękają we mnie własne stereotypy. Ona pokazała mi, że seksualność nie zna granic ciała czy choroby. To od nas zależy, czy pozwolimy sobie ją czuć i przeżywać. Rozmowa z nią pokazała mi również, jak słaby jest poziom edukacji seksualnej w Polsce. Ta rozmowa z pewnością dała mi do myślenia.

Gdybyś miała wskazać jedno zdanie, które chcesz, by kobieta po lekturze Twojej książki wzięła ze sobą, to jakie by ono było?
Jedna z bohaterek mojej książki przez lata żyła w przekonaniu, że jej rolą jest być „idealną kochanką” i zadowalać mężczyznę w łóżku. Cała jej uwaga skupiała się na nim – zapominając o sobie. Dopiero słowa jej terapeutki otworzyły jej oczy: „Jeżeli zadowolisz siebie, to zadowolisz i swojego mężczyznę”. To zdanie zmieniło jej podejście i do dziś powtarza je sobie w intymnych chwilach.
Chciałabym, żeby każda kobieta po lekturze mojej książki zapamiętała właśnie tę prawdę – że zaczynając od siebie, od swoich potrzeb i pragnień, daje najwięcej także drugiej osobie. Poznanie siebie to absolutny fundament, bez którego trudno zbudować prawdziwą bliskość. Zdarza się, że wchodzimy do łóżka i zamiast być obecne, po prostu „czekamy” – aż coś się wydarzy. Partner pyta, co lubimy, a my odpowiadamy: „Nie wiem, próbuj”. Jasne, odkrywanie siebie we dwoje jest piękne, ale fajne jest również to, kiedy same znamy swoje ciało, swoje pragnienia, kiedy wiemy, co naprawdę nas “kręci”. Wtedy dużo łatwiej jest to zakomunikować i otworzyć się na drugiego człowieka.