Wszystko zaczęło się od śmiałej wizji
Na początku lat 60. firma Pirelli zaczęła szukać pomysłu na to, jak wyróżnić swoje opony wśród konkurencji. Strategie, które powstawały wydawały się konwencjonalne. I kiedy wydawało się, że nikt nie jest w stanie wyjść poza standardowe rozwiązania, na ratunek ruszyli Derek Forsyth, który pracował w brytyjskiej filii firmy oraz fotograf, Robert Freeman, któremu sławę przyniosły m.in. zdjęcia The Beatles. Wspólnie wpadli na pomysł kalendarza, w którym seksowne, a nierzadko prowokacyjne zdjęcia pięknych kobiet podane zostaną w luksusowym stylu glamour.
Z początku wydawało się, że jest to pomysł nie tyle innowacyjny, co szalony
Skojarzenie opon z kobiecym pięknym było karkołomnym zadaniem. Postanowiono jednak zaryzykować i w 1964 r. ukazał się pierwszy kalendarz Pirelli – w limitowanym nakładzie i elegancko zapakowany powędrował do dealerów sprzedających opony. To oni byli kluczem do sprzedażowego sukcesu. Z edycji na edycję kalendarz robił się coraz odważniejszy, choć o eksponowaniu nagości nie mogło być mowy. Tu pokazano kawałek pośladka, tam język. Tyle wystarczyło jednak, żeby pojawiły się niewygodne pytania o to, jak porządna firma z katolickich Włoch może pokazywać takie świństwa. W 1967 r. kalendarz się nie ukazał. I wówczas z protestami zaczęli dzwonić dealerzy, oburzeni, że Pirelli o nich zapomniało. Kalendarz powrócił rok później i od tego czasu stał się nie tylko symbolem marketingowej innowacji, ale przede wszystkim fenomenem kulturalnym.
Każda edycja jest wydarzeniem
Twórcom kalendarza udało się stworzyć wydawnictwo, które jest pilnie obserwowane, bo wyznacza lub wzmacnia trendy. Co roku przygotowanie koncepcji kalendarza i zdjęć powierza się innemu fotografowi. Szansę na pracę przy kalendarzu mają tylko najwięksi. Do tej pory byli to m.in. Herb Ritts, Richard Avedon, Anne Leibovitz, Mario Testino, Patrick Demarchelier i Peter Lindbergh, któremu powierzono to zadanie także w tym roku. Jego koncepcja była prosta – pokazać źródło siły kobiety i moc kobiecości.
– W czasach, kiedy kobiety pokazywane są w mediach głównie jako ambasadorki młodości i piękności, uznałem, że niezwykle ważne jest, by przypomnieć ludziom, że istnieje także inny rodzaj piękna, bardziej rzeczywisty, wiarygodny i nie zmanipulowany w celach komercyjnych. To piękno indywidualności, odwagi w byciu sobą i wrażliwości – tłumaczy Lindbergh.
Do współpracy zaprosił nie tylko młode i piękne kobiety, ale także te dojrzalsze
Najmłodsza bohaterka zdjęć, Alicia Vikander ma 28 lat. Najstarsza, Helen Mirren, w zeszłym roku skończyła 70. Na zdjęciach wystąpiły także Jessica Chastain, Penelope Cruz, Nicole Kidman, Rooney Mara, Julianne Moore, Lupita Nyong’o, Charlotte Rampling, Lea Seydoux, Uma Thurman, Kate Winslet, Robin Wright i Zhang Ziyi. Dołączyła do nich także Anastasia Ignatova, profesor politologii Uniwersytetu w Moskwie. – Zaprosiłem aktorki, które odegrały w moim życiu ważną rolę i podszedłem do nich tak blisko, jak tylko było to możliwe. Jako artysta czuję się odpowiedzialny za uwalnianie kobiet od mitu wiecznej młodości i perfekcji – wyjaśnia Lindbergh.
Wszystkie gwiazdy zgodziły się wystąpić przed obiektywem Lindbergha praktycznie bez makijażu. Nagości jest niewiele, choć każde zdjęcie, zgodnie z tradycją kalendarza, jest seksowne. Ich erotyczny magnetyzm, zdaniem Lindbergha, wynika jednak z czegoś zupełnie innego. – Nie koncentrowałem się na ciele i tym, żeby pokazać je w sposób perfekcyjny. Zależało mi, żeby pokazać emocje. Moje bohaterki zdecydowały się obnażyć, choć nie zdejmują ubrań – tłumaczy fotograf.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Czy wiesz jak odpoczywać, by się zregenerować? Bez tego długo nie pociągniesz!
A co na to same aktorki?
– Przyszłam na plan z zapuchniętymi oczami, bo dopiero wstałam. Byłam potargana i nie miałam makijażu. Peter powiedział – tak jest idealnie – wspomina Julianne Moore. – Byłam przekonana, że dadzą mi bikini i położą na dywanie przed kominkiem. Zamiast tego powstało coś niezwykle naturalnego, wręcz organicznego – śmieje się Helen Mirren, którą zamiast w bikini, Lindbergh sfotografował owiniętą po samą szyję pledem.
W przypadku Umy Thurman fotograf zdecydował się na bliski kadr, pokazując tylko twarz aktorki. – Moja mama mawiała, że piękna jesteś nie dzięki temu, jak wyglądasz, ale co robisz. Zaakceptowanie siebie to pierwszy krok do prawdziwego piękna. To daje radość, w której jest prawdziwy bunt. Zgodziłam się wziąć udział w tym projekcie, ponieważ Peter chce uwolnić kobiety od fałszywych standardów. Firma Pirelli postawiła na wspieranie silnych i wyzwolonych kobiet. Siła kobiet tkwi w ich solidarności. A zatem, do dzieła, dziewczyny! – powiedziała Thurman na premierze kalendarza.
Więcej na www.pirellicalendar.com