Co Cię powstrzymuje?
To było bardzo dawno temu, w międzyczasie zdążyłam skończyć studia i przepracować kilka lat w międzynarodowej firmie, ciągle z nieopisaną tęsknotą patrząc zza biurka w niebo. Aż pewnego dnia wracając z pracy z kolegą musieliśmy jechać objazdem, który zapewne nieprzypadkowo prowadził obok lotniska sportowego. W tym właśnie momencie na lotnisku trwał kurs szybowcowy. Nad moją głową ogromna maszyna podchodziła do lądowania. Pomyślałam, że dałabym wiele, żeby tam wtedy być. Kawałek dziecięcego marzenia obudziło się na sam widok szybowców i lotniskowej przestrzeni. Chwilę potem mój kolega zapytał: „Co Cię powstrzymuje?”. Wymyśliłam więc szybko, że to pewnie kosztuje majątek, że trzeba mieć zdrowie astronauty i podobno jeżeli nie zaczyna się latać bardzo wcześnie, to potem już nie warto. Znajomy nie odpuszczał i zapytał ile z tych rzeczy wiem na pewno, a w które po prostu wygodnie mi wierzyć. Tym razem nie miałam argumentu. Zrozumiałam, że nie sprawdzając nawet nie daję sobie szansy.
Zadzwoniłam więc do aeroklubu z pytaniem, czy jest możliwe zorganizowanie lotu zapoznawczego z instruktorem, bo nie jestem pewna czy nie dostanę zawału na wysokości. Ku mojemu zdumieniu zgodzili się. Kilka miesięcy później jechałam na lotnisko na mój pierwszy lot. Przy okazji dowiedziałam się, że wszystkie argumenty, które wcześniej wymyśliłam były bzdurą wyssaną z palca. Niemniej jednak były wygodne, bo usprawiedliwiały dlaczego wciąż nie próbowałam.
Pierwszy lot
Pierwszy lot był jak dotykanie nieba. Trwał krótko, ale dostarczył takich emocji, że miałam wrażenie, iż szczęście kipiało mi uszami. Nagle cały świat widziałam z innej perspektywy. Świadomość, że można bezpiecznie latać maszyną bez silnika, a do tego bawić się takim spacerem pod chmurką, odkrywała przede mną niesamowite poczucie wolności. To było jak klucz do magicznych drzwi, za którymi czekało moje osobiste spotkanie z pasją, marzeniem i spełnieniem. Na kurs szybowcowy zapisałam się bez chwili wahania. Oczywiście już na początku widziałam mnóstwo przeszkód, które mogły mi uniemożliwić jego ukończenie. Tym razem jednak moja determinacja była tak wielka, że zanim zmartwiłam się czymś na poważnie, rozwiązanie pojawiało się samo, często o wiele lepsze niż to, co sama mogłabym wymyślić. Łatwo nie było, bo jak w humanistycznej głowie poukładać taką dawkę fizyki, aerodynamiki i innych technicznych wiadomości? Ale cały czas miałam w głowie smak tamtego pierwszego lotu.
Pokonać lęk
Licencję zrobiłam dosyć szybko. Oczywiście potykając się po drodze wielokrotnie o własny strach, obawy czy sobie poradzę, lęki – te uzasadnione i te wyssane z palca. Nauczyłam się podejmować ryzyko. Choć zawsze skalkulowane na miarę moich możliwości. Jest takie powiedzenie w lotnictwie, że początkujący pilot dostaje dwa worki – jeden ze szczęściem, drugi z doświadczeniem. Zaś sztuka pilotażu polega na tym, żeby zapełnić ten z doświadczeniem zanim ten ze szczęściem się skończy. To dlatego były momenty, kiedy trzeba było najzwyczajniej odpuścić, schować dumę do kieszeni i powiedzieć sobie, że jednak nie tym razem.
Nauka pokory i pewności siebie
Szybownictwo pokazało mi, że to, co mnie w życiu motywuje, to satysfakcja przekraczania własnych granic. Nauczyło mnie pokory, odwagi oraz podejmowania szybkich i odpowiedzialnych decyzji. Ale przede wszystkim zbudowało moją pewność siebie. Pamiętam mój strach przed pierwszym samodzielnym lotem na akrobacje. Pamiętam także dumę z jaką wracałam na lotnisko po wykonanym zadaniu. Wtedy już wiedziałam, że niezależnie od sytuacji czy kaprysu pogody po prostu sobie poradzę. Do tego były też chwile nieziemskiego wręcz zachwytu, kiedy zdarzyło mi się latać ze stadem młodych bocianów, oglądając przepiękne mozaiki pól w kształcie wachlarza, które nieświadomie stworzyli ludzie uprawiający pola, zamek w Janowcu podziwiany pod skrzydłem szybowca czy lotniskowe zachody słońca. Takich chwil nie da się kupić.
Spełnić marzenie z dzieciństwa
Odbierając licencję i odbywając swój pierwszy lot jako dowódca, odpowiadający już całkowicie za siebie (do momentu otrzymania licencji każdy lot, nawet samodzielny, wykonywany jest na odpowiedzialność instruktora) czułam się, jakby świat kłaniał mi się do stóp. Miałam wrażenie, że to jest właśnie moment, kiedy spełniają się marzenia. Czułam się jak wybraniec losu. Postanowiłam zatem sprawdzić czy moje marzenie z dzieciństwa ma szansę się zrealizować. I znów miałam wrażenie, że cały świat nagle spiskuje na moją korzyść. Na trzydzieste urodziny wybrałam się nad zachodnie wybrzeże Francji. Odwiedziłam tamtejszy aeroklub. Kiedy opowiedziałam im o moim marzeniu, natychmiast zorganizowali mi lot szybowcem. Lot nad oceanem, ze mną w roli pilota – dowódcy. Z przestrzenią, która upajała i ze szczęściem, które trudno opisać. Kiedy to sobie wyśniłam, nie miałam nawet cienia nadziei, że może się ziścić.
Moje życie z pasją
Od tamtej pory sięgam tylko po te najwyższe marzenia. Z każdym kolejnym mam wrażenie, że przede mną nadal oceany możliwości… Ten słynny lot zapoczątkował moje życie z pasją. Założyłam fundację Smakuj Życie. W ramach jej działalności prowadzę autorski projekt Spotkań z Pasją mówiący o kobietach realizujących się w bardzo nietuzinkowych pasjach i zachęcający do sięgania po odważne marzenia. Dzięki temu kolejne moje marzenia doczekały się spełnienia. Latałam z Mistrzami, spotykam się z osobami, dla których marzenia zwykłych ludzi są codziennością. Coraz częściej przekonuję się, że od marzenia do marzeń spełnienia droga bywa krótka, choć potrzeba sporej odwagi, żeby wstać i po prostu spróbować. Ale warto… Jak mówią… bój się i rób co zamierzasz!