przyprawy

Tango, samba i ceviche

Anna Ruszczak

O tym, na co kulinarny smakosz może liczyć w Buenos Aires i czy argentyńskie steki są przereklamowane Jacek Wan opowiada Annie Ruszczak.

Jacek Wan od wielu lat pasjonuje się kulturą Dalekiego Wschodu, co jest dość zrozumiałe, ponieważ jego ojciec był Chińczykiem. Z krajami Azji łączyły go jednak nie tylko związki rodzinne. Przez wiele lat pracował dla japońskiej telewizji i prowadził pierwszą w Polsce japońską restaurację „Tsubame”. Potem wielokrotnie odwiedzał Daleki Wschód, realizując serię ponad 60 programów telewizyjnych, które były emitowane w telewizji Polsat pod wspólnym tytułem „Między Wschodem a Zachodem”. W 2014 r. wydał książkę „Tao smaku”, przewodnik po kuchniach Dalekiego Wschodu, który w sposób przystępny prezentuje przepisy na przysmaki tamtejszej kuchni, które sam wielokrotnie przetestował, okraszone anegdotami wyniesionymi z domu rodzinnego i podpatrzonymi w czasie licznych podróży autora.

Dlaczego tym razem wybrał się do Ameryki Południowej, zachwytach i rozczarowaniach kulinarnych oraz polskiej genezie yerba mate opowiada Annie Ruszczak.

Myślę: Jacek Wan, mówię: Azja. Skąd nagła zmiana kierunku?

Opowiem ci zabawną historyjkę: jeszcze tam nie byłem ? Kiedyś było moim marzeniem pojechać na długo, parę miesięcy, do Ameryki Południowej i zwiedzić cały kontynent. Zjechałem cały świat i już chyba wreszcie wypadało. Gdy mój przyjaciel zaproponował mi tę podróż, nie wahałem się. Zwłaszcza, że naszą zimową porą jest tam piękne lato.

Pierwszy kulinarny krok: argentyński stek. Dobrze trafiłam?

Moim zdaniem przereklamowany. Uważam, że nasze steki, sezonowane 21 dni, są zdecydowanie lepsze, mięso ma aromat. Tak samo w Japonii, gdzie nigdy nie sprzedaje się świeżego mięsa, tylko sezonowane co najmniej dwa tygodnie. W stekach argentyńskich i brazylijskich niestety czuć, że są one ze świeżego mięsa.

Podzwrotnikowy kraj zapewne obfituje w warzywa i owoce.

I tu kolejne rozczarowanie. Argentyńczycy prawie w ogóle nie jedzą warzyw. W bufetach restauracyjnych oczywiście można spotkać różnego rodzaju sałatki, jednak tubylcy stawiają na dość ciężkie potrawy: mięso, frytki, ryż, fasola, chilli con carne, pieczywo wyłącznie z pszennej mąki i drożdży, nie jedzą zup. W Brazylii z kolei słynne są tzw. churrascarie – churrasco to wybór mięs przyrządzanych na oryginalnym brazylijskim grillu opalanym węglem drzewnym. Obie nacje odżywiają się zdecydowanie niezdrowo, co niestety przejawia się w widocznej nadmiernej otyłości społeczeństwa.

Restauracje z kuchnią europejską ratują przybyszów poszukujących dobrej kuchni?

Tak, w międzynarodowych restauracjach można liczyć na bardzo dobrą kuchnię, zwłaszcza w Buenos Aires, w którym czuć ducha europejskości i nowoczesności. Argentyńczycy często jadają poza domem i mają bardzo wysoką kulturę gastronomii, poziom obsługi jest nieporównywalnie wyższy niż w Polsce. Uwielbiają pizzę, co piąty lokal to pizzeria. Nie pojechałem jednak tam próbować pizzy… Oczywiście są zauważalne różnice między dużym miastem a prowincją. W luksusowej restauracji w Patagonii pod pojęciem jagnięciny kryła się wątpliwej jakości baranina. Dodatkiem do mięsa były frytki, ryż, sosy, bez warzyw. Porcje za to ogromne i nie do przejedzenia.

Czas na zachwyt.

Z lokalnych tzw. smaczków miałem okazję spróbować bardzo smacznego mięsa kapibary, serwowanej przez Indian z plemienia Guarani w wiosce w dżungli, w której miał okazję kiedyś mieszkać mój polski towarzysz podróży. Genialna była kuchnia w jednym z secesyjnych klubów w Buenos, gdzie miałem okazję świętować sylwestrową noc, choć zdecydowanie europejska. W przeciwieństwie do braku warzyw, moc owoców: banany, ananasy, papaje, maracuje, melony, arbuzy… No i ceviche. Nie ma nigdzie tak zachwycającego kubki smakowe ceviche, jak w Ameryce Południowej.

Czy w ogóle istnieje oryginalna kuchnia argentyńska?

Tamtejsza kuchnia to światowy miks. Wpływ na nią miały kolejne fale emigracji: hiszpańska, włoska, niemiecka, polska. Przykładowo mieszkańcy Argentyny, Paragwaju i Urugwaju uważają yerba mate za swój narodowy trunek, a mało kto wie, jak wiele ten napój ma wspólnego z Polską. Polska emigracja do Ameryki Południowej zaczęła się po koniec XIX wieku. Kilkadziesiąt lat wcześniej z tych terenów wygnano Jezuitów, co przyczyniło się do upadku plantacji yerba mate. A że Polak potrafi, zwłaszcza jeśli chodzi o uprawę ziemi, więc zaczęli uprawiać drzewka ostrokrzewu paragwajskiego. Wiele rodzin wzbogaciło się w ten sposób, dorabiając sporych majątków. Dziś około 90 proc. produkcji yerba mate jest skupione w rękach potomków polskich plantatorów. Jedno jedyne miejsce na świecie, gdzie można uprawiać yerba mate to granica brazylijsko-argentyńska. Próbowano w różnych miejscach, nie dało się.

We wspomnieniach najbardziej zapisały się…

Tango, samba i bezkresne przestrzenie patagońskiego stepu.

Wypróbuj przepis Jacka Wana na gyu-no tataki czyli rostbef po japońsku

Ilość porcji: 6-8

Jest to jedna z najbardziej znanych i lubianych japońskich przekąsek. W odróżnieniu od swojego angielskiego wzorca, który zazwyczaj jest suchy, japońska wołowina jest bardziej soczysta i bardziej aromatyczna. Gyu-no tataki to znakomity kompan do kieliszka sake.

Składniki:
Polędwica wołowa 1 kg
Marynata:
Sos sojowy 200 ml
Sake 100 ml
Białe wino 100 ml
Olej roślinny 100 ml
Świeży imbir (tarty) 1 łyżeczka
Czosnek (tarty) 1 łyżeczka

Dodatkowo:
Sok z 1 cytryny
Sos sojowy
Świeży imbir (tarty)
Czosnek (tarty)

Przygotowanie:

1. Połączyć wszystkie składniki marynaty i wlać do prostokątnego pojemnika (niewiele większego od mięsa – tak, aby po włożeniu całe mięso było zanurzone w marynacie).
2. Do pojemnika włożyć mięso, wstawić do lodówki i marynować minimum 3 godz. (im dłużej, tym lepiej, nawet całą noc)
3. Po wyjęciu mięsa z marynaty osuszyć je papierowym ręcznikiem.
4. Podgrzać patelnię i dodać olej. Gdy olej zacznie lekko dymić, obsmażyć polędwicę z każdej strony – w sumie ok. 5 minut.
5. Polędwicę włożyć do marynaty i dodać sok z 1 cytryny. Odstawić na 2 godz.
6. Wyjąć z marynaty i kroić na plastry o grubości ok. 5 mm.
7. Każdy z gości ma przed sobą miseczkę z sosem sojowym, do którego dodaje według uznania tartego imbiru lub tartego czosnku. Przed zjedzeniem moczy się kawałki polędwicy w przygotowanym sosie.

Przygotowane gyu-no tataki można przechowywać w marynacie w lodówce do 72 godz. – im dłużej się marynują, tym są smaczniejsze. Plastry wołowiny można w czasie jedzenia moczyć również w sosie sojowym z dodatkiem wasabi –wtedy przypomina w smaku sashimi.

***

Anna Ruszczak
autorka bloga „Na moim stole”
www.annaewamarianamoimstole.pl
https://www.facebook.com/annaewamarianamoimstole
https://www.pinterest.com/annaewamaria/na-moim-stole/

Na tej stronie wykorzystujemy cookies. Uzyskujemy do nich dostęp w celach analitycznych oraz w celu zapewnienia prawidłowego działania strony. Jeżeli nie wyrażasz na to zgody, możesz zmienić ustawienia w swojej przeglądarce. Zobacz więcej w Polityce Prywatności.

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close