Czy stres może być naszym sprzymierzeńcem?

Czujesz stres przed wyzwaniem? Lęk zamień w ciekawość!

Dagny Kurdwanowska

Kiepski dzień? Gorszy humor? Czasem tyle wystarczy, żeby zamiast zmotywować się do działania, zacząć rzucać sobie kłody pod nogi.

Jestem mistrzynią w podstawianiu sobie nogi.

Naprawdę. Gdybym tyle energii poświęcała na działanie, co poświęcam na wynajdywanie przeszkód byłabym mistrzynią świata, autorką bestsellerów i utytułowaną bizneswoman w jednym. Ale tak już mam, że gdy na horyzoncie pojawi się nowe wyzwanie, najpierw na wszelki wypadek mówię – NIE. Potem jeszcze dodaję, że to bez sensu, nie uda się, a w ogóle to dajcie mi wszyscy święty spokój. Musi minąć chwila, zanim się ogarnę, „nie” zamienię na „być może” i ruszę do boju. A kiedy już mi się uda i podołam zadaniu, zastanawiam się, po jaką cholerę zmarnowałam tyle czasu na to, żeby przed wyzwaniem się obronić. Odpowiedź jest prosta – bo się bałam.

Był taki czas w moim życiu, kiedy temu lękowi ulegałam.

Efekt? Nie podejmowałam wyzwań, bo stres był zbyt silny. Nie potrafiłam zmienić pracy, bo bałam się, że mi się nie uda. Nie rozwijałam się, bo uważałam, że coś mnie paraliżowało i odbierało całą energię. Zmiana stała się możliwa, gdy zrobiłam pewną rzecz – zamieniłam lęk na ciekawość.

Nie pamiętam jak na to wpadłam.

Jak znam siebie przeczytałam w jakiejś mądrej książce. Pamiętam za to, że ta myśl wydała mi się genialnie prosta. Zamiast snuć czarny scenariusz, zaczęłam wyrabiać nowy nawyk zadawania sobie jednego pytania: Ciekawe, co się wydarzy, gdy/jeśli…?

Ciekawe, co się wydarzy, gdy zacznę szukać nowej pracy? Ciekawe, co się wydarzy, jeśli przyjmę to nowe zlecenie? Ciekawe, co się wydarzy, gdy pójdę na to spotkanie? Ciekawe, co się wydarzy, jeśli spróbuję zrealizować zupełnie nowy cel?

Na początku było ciężko.

Umysł bywa uparty i kiedy ja próbowałam być ciekawska, on mówił – daj już sobie spokój. Ale ja też jestem uparta i nie dawałam za wygraną. Gdy pojawiał się lęk i stres, mówiłam sobie – no ciekawe, co z tego będzie? Ciekawe, jak sobie poradzę? Ciekawe, co będę czuła, kiedy już mi się uda? Powoli zaczynało działać. Ze zdumieniem zauważałam, że lęk robi się coraz mniejszy, a w jego miejsce pojawia się nowa energia i kreatywność. Nagle zaczęłam mieć nowe pomysły, do głowy przychodziły nowe rozwiązania, a w sercu pojawiała się nadzieja, że może jednak dam radę i coś z tego będzie. Tak właśnie działa obudzona ciekawość.

Synonimami dla ciekawości są dociekliwość, głód wiedzy i chęć poznania.

Niektórzy psycholodzy uważają, że podobna jest do apetytu. Kiedy czujemy głód, musimy coś zjeść. Kiedy pojawia się ciekawość, musimy ją zaspokoić – pasją, informacjami, zainteresowaniami. Często pojawia się, kiedy zobaczymy lub spotkamy coś, co nie pasuje do naszego obrazu świata, jest sprzeczne z naszymi przyzwyczajeniami i tym do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Wybija nas z rutyny. Towarzyszy nam właściwie od urodzenia – to dzięki niej chcemy poznawać świat, dotykać wszystkiego, posmakować, dowiadywać się, zadawać pytania. W miarę upływu lat stępia ją jednak lęk – przed ryzykiem, niewiadomą, przed oceną (ile razy nie zadałaś pytania, bo pomyślałaś – a może jest głupie?).

Przeczytaj także: Wypalenie zawodowe? Poznaj 4 mity

Co powoduje ciekawość?

Ciekawość powoduje, że znajdujemy w sobie dość motywacji, żeby sprawdzić, zrobić eksperyment i spróbować. Dzięki niej łatwiej poradzić sobie ze stresem, który temu towarzyszy, strachem, ryzykiem i niepewnością. Przetestowałam to na własnej skórze i dalej testuję, bo lęk włącza mi się nadal z automatu, kiedy pojawia się nowe wyzwanie. Różnica jest taka, że teraz już z tym nie walczę. Po prostu biorę głębszy oddech i zaczynam włączać ciekawość.

A oto cztery pytania, które mi w tym pomagają i dzięki którym przestaję sobie podstawiać nogę:

1. Ciekawe, co się wydarzy, gdy/jeśli…?

Zwykle dopowiadam sobie wówczas: To będzie coś nowego – super! Nie mogę się doczekać efektu! Jeśli spróbuję, poczuję się silniejsza. Bez względu na efekt, to będzie cenne doświadczenie.

To pytanie znakomicie działa, gdy słyszę w głowie: Boję się, nie spróbuję, bo to na pewno się nie uda.

2. Co mi da podjęcie tego wyzwania? Co mogę stracić, jeśli go nie podejmę?

Może zdobędę nową wiedzę? Przecież uwielbiam się uczyć! Może poznam ciekawych ludzi? Może zdobędę lub rozwinę kompetencje? A może po prostu dowiem się czegoś nowego o sobie?

To pytanie znakomicie działa, gdy słyszę w głowie: Odpuść sobie, to przecież nie ma sensu.

3. Czego właściwie się boję i co mogę zrobić, żeby poczuć się pewniej?

Czasem łatwiej opanować lęk i stres, jeśli wiemy, czego właściwie się boimy. Mnie najczęściej paraliżował lęk przed oceną – bałam się, że ktoś pomyśli, że nie jestem dość dobra, mądra, kompetentna. Rozbroiłam go, dbając o to, żeby dobrze się przygotować do spotkań, wywiadów i wystąpień, pracując nad głosem – bo pewny głos dodaje pewności siebie i oddychaniem, bo dzięki temu potrafiłam opanować drżenie kolan, rąk i głosu. Nadal się stresuję, ale wiem już jak nad tym stresem zapanować.

To pytanie znakomicie działa, gdy słyszę w głowie: Jesteś beznadziejna i teraz na pewno wszyscy się o tym dowiedzą.

4. Jaki jest mój cel i na czym mi zależy – na tym, żeby osiągnąć sukces, czy żeby uniknąć porażki?

Wbrew pozorom to bardzo ważne pytanie. Kiedy jesteśmy nastawieni na cel pozytywny, czyli sukces uruchamiamy w sobie energię i motywację, które dodają nam siły, wspierają upór i wytrwałość. Na koniec odczuwamy satysfakcję, radość i mamy ochotę podejmować nowe wyzwania. Jeśli chcemy po prostu uniknąć porażki do celu możemy dążyć równie uparcie, ale kiedy go osiągniemy pomyślimy po prostu – Uff, jeszcze raz mi się udało. Czujemy ulgę połączoną z lękiem, że może następnym razem już tak dobrze nam nie pójdzie. Kolejne wyzwanie jawi się jak dopust boży.

To pytanie znakomicie działa, gdy słyszę w głowie: I po co się za to zabierasz? Masz mało na głowie?

Powodzenia! I pamiętajcie – to nie ciekawość prowadzi nas prosto do piekła, ale nuda i rutyna.