Sprawdzone metody budowania relacji z mediami

Czym jest wolność?

Dagny Kurdwanowska

Kiedy hejt, przemoc słowna, upublicznianie zdjęć ciężko chorych ludzi usprawiedliwianie jest wolnością słowa i dostępu do informacji, to znaczy, że zupełnie przestaliśmy rozumieć, czym jest wolność.

Dwa dni temu obejrzałam przejmujące wystąpienie Ashley Judd na TED

Amerykańska aktorka kilka lat temu wyznała, że była ofiarą gwałtu. Tym razem opowiedziała, czym dla kobiety są zniewagi, hejt i mowa nienawiści. Zaczęła od listy obelg, którymi obrzucana jest w internecie. „Mam nadzieję, że Ashley Judd umrze straszną śmiercią”, „Amnezja jest tak złym filmem, że nie chciałbym Ashley Judd nawet zgwałcić”.

Wczoraj nie mogłam przestać myśleć o rodzeństwie Młynarskich – Agacie, Paulinie i Janie, i o szambie, które wylało się na całą rodzinę w tak trudnym momencie – jedna z osób odpowiedzialnych za opiekę nad ciężko chorym Wojciechem Młynarskim sfotografowała go na szpitalnym łóżku, a zdjęcia wysłała do brukowców. Rodzina zareagowała stanowczo i mam nadzieję, że do czasu, kiedy piszę te słowa, wszystkie już zniknęły z sieci. Jeśli nie, ktoś jednak je skopiował i będzie próbował nabijać nimi kliknięcia, z szacunku dla Wojciecha Młynarskiego nie szukajcie ich, proszę, a jeśli przypadkiem znajdziecie nie klikajcie. Klikając, karmicie hienę.

Co łączy te dwie historie?

W obu przypadkach mamy do czynienia z agresją, gwałtem na ludzkiej godności i przemocą w najczystszej postaci. Tym gorszą, że realizowaną w imię wolności.

„Jest wolność słowa. Mam prawo napisać, co myślę” – mówią ci, którzy zamieszczają w sieci nienawistne komentarze; którzy obrażają, szkalują, wytykają niedoskonałości urody, i tak, często życzą też śmierci albo ciężkiej choroby osobie, którą znają tylko z gazet, filmów i okładek.

„Jest wolność dostępu do informacji. Mamy prawo wiedzieć” – mówią ci, którzy robią z ukrycia zdjęcia komuś znanemu, ci, którzy wpadają do szpitala z aparatem i próbują robić zdjęcia w chwilach największej słabości i bezbronności. Mówią tak również ci, którzy potem to wszystko publikują. Na koniec tak tłumaczą sobie własną ciekawość (moja babcia powiedziałaby, że „wścibstwo”) ci, którzy tę gazetę kupują lub klikają w sensacyjny tytuł w internecie.

To jak to jest z tą wolnością?

W szkole średniej spotkałam fantastycznych nauczycieli. Wielu z nich kształtowało nasze wartości, ale najbardziej w pamięci zapadło mi to, co do głowy kład nam jeden z nich, nauczyciel WOS-u – Wolność jest wspaniałą wartością, o którą trzeba dbać, o którą trzeba walczyć, ale która ma też swoje granice. Te granicę wyznacza krzywda i cierpienie innych ludzi.

Pamiętam też rozmowę sprzed kilku lat z dziennikarzem, który pisał dla tabloidów. O swojej pracy opowiadał jak o misji, której celem było ujawnienie prawdy o zakłamanych gwiazdach. Swoją misję realizował w ten sposób, że grzebał ludziom w śmietnikach, szantażował lub próbował przekupić sąsiadów, żeby zebrać kompromitujące plotki. O to mu w gruncie rzeczy zresztą chodziło – o kompromitację gwiazdy, nie o żadną prawdę.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Kara za macierzyństwo, bonus za ojcostwo

Kiedy słyszę, że przecież celebryta/gwiazda to człowiek, który żyje ze sławy, więc w sumie sam się prosi o takie zainteresowanie, robi mi się niedobrze. Naprawdę czyjakolwiek sława i popularność usprawiedliwiają jakiekolwiek obrażanie, hejtowanie i trollowanie? Usprawiedliwiają nazywanie znanych kobiet „kretynkami”, „głupolkami”, „dziwkami”, „szmatami” i zastanawianie się, czy to prawdziwa twarz, czy efekt nieudanej operacji plastycznej? Czy sława i popularność mogą usprawiedliwić najście w szpitalu, domu, na ulicy i fotografowanie człowieka w sytuacji intymnej?

Jeśli na któreś z tych pytań odpowiedziałeś twierdząco, proszę, zastanów się jeszcze raz. Czy kiedy widzisz zdjęcie celebryty, którego nie lubisz, musisz się niego wyzłośliwić? Czy kiedy zobaczysz tytuł: „Gwiazda na łóżku szpitalnym! [ZDJĘCIA]” – musisz kliknąć?

Naprawdę musisz to wszystko widzieć, wiedzieć i powiedzieć?

Czy od napisania gwieździe, że źle wygląda czegoś ci przybędzie? Poczujesz się lepiej, kiedy kogoś krytycznie ocenisz? Jeśli tak, mam złą wiadomość – twoim problemem nie jest gwiazda i jej wygląd.

„Ale, co ja mogę zrobić? Hejt i plotkarstwo to przecież globalne zjawiska” – to też popularny argument w tej dyskusji. Co ja mogę? Dużo. Możesz nie klikać, nie kupować brukowców, nie dokarmiać hien, zwracać uwagę bliskim i dalszym znajomym, kiedy widzisz, że ekscytują się plotami. Kropla drąży skałę. W chwili słabości można też zadzwonić do przyjaciółki, pogadać z mężem, zabrać się wreszcie za zaległe zadanie, pójść na spacer. Jednym słowem, lepiej zrobić coś pożytecznego, od czego będziemy zdrowsi na ciele, duszy i umyśle.

W sytuacjach skrajnych warto również wyrazić swój sprzeciw. Możesz napisać publiczny post na Facebooku, petycję, list otwarty, także do redakcji, która zamieszcza zdjęcia takie, jak te zrobione Wojciechowi Młynarskiemu. Zdjęcia, których zrobienie i publikacja były zwykłą podłością, której nic nie usprawiedliwia. A już na pewno nie jakaś wypaczona wolność.

Wiele lat temu zrezygnowałam z wchodzenia na Pudelka. Nie czytam Plotka, Faktu, SE. Nie akceptuję włażenia z butami w życie innych ludzi, grzebania im w śmieciach, wyciągania osobistych brudów. Moje życie nie staje się ciekawsze dzięki wiedzy, kto i gdzie miał operację plastyczną, kto ma romans, a kto się właśnie rozwodzi. Żyję swoim życiem, a nie życiem innych. Mimo wszystko daje to więcej satysfakcji.

Kiedyś często zdarzało mi się wyzłośliwiać i wbijać szpile celebrytom, znanym ludziom, którzy się potknęli. Niezła była z tego beka i kilkadziesiąt lajków. Smutne, prawda? Bo to, co dla mnie jest tylko ironicznym żarcikiem, kogoś po prostu rani. Hejt, mowa nienawiści, publikowanie i piętnowanie intymnych wydarzeń rani jeszcze mocniej. Gdy pokusa dowalenia komuś i niezdrowej ciekawości będzie już nie do wytrzymania zadaj sobie pytanie – Czy chciałabym, żeby ktoś nazywał mnie brzydką dziwką? Czy chciałabym zobaczyć w tabloidzie zdjęcia własnego rodzica cierpiącego w chorobie? Co poczułabym, gdyby ktoś życzy mojemu dziecku śmierci?

Na koniec wrócę jeszcze do Ashley Judd, która w swoim wystąpieniu zwróciła uwagę na pewien paradoks – „Poniżanie powoduje, że głosy dziewcząt, kobiet i ludzi, którzy je wspierają są w ten sposób deprecjonowane w sferze osobistej, zawodowej i politycznej. Gdy ograniczymy zniewagi, rozszerzymy naszą wolność”. Tę prawdziwą, a nie tę wypaczoną.