Olga Kozierowska: Jak to się stało, że zainteresowałaś się językiem?
Paulina Mikuła: Myślę, że jednym z powodów było to, że mój tata zawsze potrafił się pięknie wypowiadać. Jako dziecko niektóre słowa od niego pożyczałam i potrafiłam zaskoczyć dorosłych jakimś mądrym sformułowaniem. Zachwycali się tym. Uznałam wtedy, że to całkiem dobry sposób, żeby wywierać na innych wrażenie. I tak mi chyba jakoś zostało.
Mój synek, kiedy był mały, dużo ze mną przebywał i przysłuchiwał się rozmowom, które prowadziłam przez telefon, podczas spotkań biznesowych. Podłapał wtedy wiele takich mądrych słów, jak kompetencje, kwalifikacje. A miał wtedy 4 lata.
U mnie było chyba podobnie. Wolałam spędzać czas z dorosłymi i przysłuchiwać się ich rozmowom, zamiast bawić się z dziećmi. Kręciłam się cały czas między nimi i chyba czasem trochę ich już to irytowało.
Gramatykę też tak lubisz? Pamiętam, że kiedy przyszła czwarta klasa szkoły podstawowej i trzeba było się tego uczyć, to nie był to rok moich najlepszych ocen.
Zawsze lubiłam gramatykę. Na studiach rzeczywiście było troszkę trudniej, bo tam gramatyka była już bardziej skomplikowana. Mimo wszystko lubiłam się jej uczyć i nie sprawiała mi większych trudności. Czego nie mogę powiedzieć o matematyce.
Pracowałaś w agencji medialnej Agory oraz agencji Lifetube, a w międzyczasie założyłaś własnego vloga, Mówiąc Inaczej. Które kompetencje i umiejętności pozyskane w tej pracy pozwoliły ci tak szybko osiągnąć sukces?
Pracując w tych sieciach, uświadomiłam sobie, że nieważne jest to jak swój film opiszesz, jaki tytuł mu nadasz, jakim tagiem go oznaczysz. Najważniejsza jest treść i to, co się na tym filmie dzieje. Ważne jest to, jacy my jesteśmy, czy potrafimy zainteresować widza lub słuchacza, czy uda nam się przyciągnąć uwagę innych. Ta praca pokazała mi, że w pierwszej kolejności trzeba skupić się na jakości samego filmu. Cała reszta, te rzeczy, które robi się wokół tego, to coś, co nam może pomóc, ale nigdy nie będzie gwarancją sukcesu.
Długo pracowałaś nad formułą twojego kanału? Jest bardzo dobra – dynamiczna, tworzona z dbałością o wiedzę, ale tak podaną, że nie przytłacza.
Najśmieszniejsze jest to, że prawie wcale nad tą formułą nie pracowałam. Pojawiła się po prostu w mojej głowie. I gdy tylko ułożyłam sobie wszystko, co chciałam powiedzieć, od razu postanowiłam to nagrać. Nagrywałam bardzo szybko, jeden odcinek, drugi, trzeci… Nagle okazało się, że mój kanał zaczął zyskiwać popularność. Popularni youtuberzy zaczęli udostępniać moje filmy. Robili to sami z siebie, bo podobało im się to, co robię. Dzięki temu bardzo szybko zaczęłam zdobywać subskrybentów, czyli regularnych widzów. Uznałam, że skoro ktoś chce mnie oglądać, to pewnie to, co robię, jest w miarę dobre. Chociaż nie ukrywam, że formuła, którą wybrałam, część widzów irytuje. Na przykład dzisiaj przed wyjściem z domu przeczytałam komentarz, w którym widz sugeruje, że powinnam mniej gestykulować i bardziej opanować emocje. On, patrząc na mnie, nie może się skupić na treści. Dopiero, kiedy wyłączył wizję mógł słuchać tak, żeby coś do tego dotarło. Ta dynamika, o której mówiłaś, ma więc też swoje minusy…
Nigdy nie jest tak, że spodobasz się wszystkim.
Nie jestem zupą pomidorową.
A pewnie i tak znalazłby się jakiś anty fan zupy pomidorowej. Prowadząc bloga, vloga, eksponując się w Internecie narażamy się na zaczepki hejterów, którzy w ten sposób dają upust swoim frustracjom. Podobno są dwie strategie radzenia sobie z tym – czytać komentarze i odpowiadać albo nie czytać i dalej robić swoje. A ty jak sobie radzisz z hejtem?
Na początku wcale sobie nie radziłam. Gdyby nie wsparcie bliskich, już dawno by mnie na YouTubie nie było. Oni mnie wzmocnili, uzbroili mnie i dzięki temu mogłam odpierać ataki hejterów. Przetrwałam to i z czasem okazało się, że ci hejterzy zniknęli z mojego kanału. A nawet jeśli się pojawiają, to tylko na moment. Nie zdarza się już, żeby moje filmy spotykały się z jakąś falą hejtu. A na początku czasem i tak było.
A miałaś kiedyś wytrwałych hejterów, którzy często i intensywnie komentowali twoje filmy?
Tak. Zwłaszcza pod pierwszymi filmami pojawiały się komentarze w stylu „Niefajne, odsubskrybowuję”. Czasem pojawiały się ostrzejsze – komentujący używali wulgarnych określeń. Przerażało mnie trochę to, że pod każdym filmem pojawiał się ten sam komentarz. Ktoś był na tyle wytrwały i negatywnie nastawiony wobec mnie, że decydował się go wstawiać w tylu miejscach.
Skoro raz tak napisał, to niechże do cholery przestanie subskrybować!
No właśnie! Ale to powodowało, że trochę inaczej zaczęłam postrzegać tych ludzi i to, co mają w głowach. Byłam przerażona, nie wiedziałam, czy chcę się na to pisać.
Odpowiadałaś im czy ignorowałaś te wpisy – jaka była twoja strategia?
Na początku moi bliscy czytali pierwsze komentarze, bo one były najostrzejsze. Usuwali albo ukrywali je. I dopiero kiedy powiedzieli „teraz możesz wejść na kanał”, wchodziłam. Rozmawiałam z różnymi youtuberami, jak oni do tego podchodzą. Spotkałam się z różnymi opiniami. Jedni mówili „Nie wchodź, nie czytaj. Wrzuć film i cię nie ma”. Drudzy radzili – „Wchodź i czytaj”. Uważali, że lepiej wiedzieć, co się dzieje niż żyć w nieświadomości. W końcu wymyśliłam swoją filozofię – pomyślałam, że będę czytać te komentarze, bo przecież wśród tych negatywnych są także te pozytywne. Są komentarze od widzów, którzy mnie lubią i są mi wdzięczni za to, co robię. Dlaczego przez tych hejterów mam nie odpowiadać tym, dla których tak naprawdę tworzę? To oni są najważniejsi.
A jak w takim razie wyglądają relacje w środowisku youtuberów? Wspomniałaś, że na początku, kiedy publikowałaś pierwsze filmy, wsparli cię. Można powiedzieć, że jest to środowisko trochę hermetyczne, a jednocześnie wspierające się, nawet w obliczu konkurencji?
Tak, choć na początku nie było zbyt duże. Z czasem, ten krąg zaczął się powiększać. I oczywiście, im większe grono, tym częściej pojawiają się „czarne charaktery”. Dziś w środowisku youtuberów są na tyle różne osobowości, że nie wszyscy się ze sobą dogadują. Ja akurat otaczam się takimi ludźmi, z którymi nadajemy na tych samych falach. I tak, wspieramy siebie nawzajem i pomagamy sobie.
A solidarność kobiet – istnieje w sieci?
Jest, jak najbardziej. Tak się jakoś przyjęło, że kobiety na YouTube mają gorzej.
Badania pokazują, że kobiety narażone są na więcej hejtu w sieci. Zastanawiam się dlaczego. Dlaczego łatwiej nam napisać coś obraźliwego – Jesteś gruba, głupia, brzydka?
Uznaje się, że kobiety są wrażliwsze, dbają o to, jak wyglądają i jak są postrzegane. A wygląd łatwo ocenić i skomentować, dotykając kobietę. W ten sposób uderzają zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Atakują, głównie po to, żeby poczuć się lepiej. Bo problem tkwi w nich, a nie w tych osobach, które występują. To trochę przerażające, ale mam wrażenie, że to obraz naszego społeczeństwa.
Świat się zmienia. Środowiska kobiece chcą zaznaczyć swoje miejsce już nie tylko w biznesie, w życiu społecznym i gospodarczym, ale także w słowniku języka polskiego. Tworzą zatem nowe słowa. Już nie pani psycholog, tylko psycholożka, naukowczyni, nie naukowiec, ministra zamiast pani minister, prezeska, a nie pani prezes. Poświeciłaś część swojej książki właśnie tej tematyce. I z tymi żeńskimi formami się nie zgadzasz.
Nie do końca. Rozumiem taką postawę i nie mam nic przeciwko temu, żeby takie formy powstawały. Nie jestem jednak tą, która krzyczy, że powinnyśmy zastępować dotychczasowe formy nowymi, żeńskimi. I, że nie wypada mówić, że pracuję jako dyrektor, psycholog albo youtuber. Nie chodzi o to, żeby jedna strona udowadniała drugiej swoją rację. Niech ludzie sami wybiorą, jak chcą być nazywani. Ja wolę być youtuberem, a nie youtuberką. I nie chciałabym się spotkać z falą pytań – A dlaczego? Nie jesteś feministką?
No właśnie, a ty w jednym z wywiadów powiedziałaś: „Jestem feministką. Robię rzeczy dla siebie”. Twoja definicja feminizmu to niezależność i spełnianie marzeń?
Już teraz tak. Kiedy byłam bardzo młoda, miałam stereotypowe przekonania na temat feministek. Myślałam, że feministki to są te szalone kobiety, które właśnie przekonują innych, żeby kobiety były psycholożkami, prezeskami i naukowczyniami. I pewnego razu jeden z widzów napisał do mnie: „Paulina, przecież Ty jesteś feministką. Gdybyś nie była, nie prowadziłabyś tego kanału, tylko byś siedziała sobie teraz w domu i gotowała obiad dla swojego mężczyzny, sądząc, że jest to główne zadanie twojego życia”. Wtedy uświadomiłam sobie, że ten ktoś ma rację. Dziś ludzie trochę zapomnieli już, czym jest taki prawdziwy, fundamentalny feminizm. I jeśli wrócić do tych podstaw, to jak najbardziej jestem feministką. I to w dodatku szaloną!
Przeczytaj także: Czym jest zjawisko shamingu?
Jako że jesteśmy w Sukcesie Pisanym Szminką, specjalnie przygotowałam się sądząc, że wystąpisz w swojej charakterystycznej czerwieni na ustach, a ty mnie dziś zaskoczyłaś różem. Jaki kolor ma twój sukces? Jakie natężenie, jakie wibracje, jakie słowa się na ten sukces składają?
Bardzo trudne pytanie. Troszkę tak jest, że ten sukces jest czerwony. W moim logo są czerwone usta i na okładce mojej książki też mam czerwone usta. Widzowie mogą więc kojarzyć mój kanał z tym kolorem. Ale dodałabym też biel, bo czasem jestem jednak bardzo naiwna w tym wszystkim, co robię.
Porozmawiajmy jeszcze na koniec o tym, jak mówić ładniej i poprawniej. Zacznijmy od akcentowania. Jak poprawnie akcentuje się słowa w języku polskim?
W języku polskim akcent najczęściej pada na przedostatnią sylabę. Ale są wyjątki. Najczęściej chyba jest problem z czasownikami typu zrobiliśmy, pojechaliśmy, czerpaliśmy. Akcentujemy na trzecią sylabę od końca. Matematyka, fizyka, czyli słowa zakończone na -yka, one też są akcentowane na trzecią sylabę od końca.
Kolejny problem to dykcja. Jeżeli ktoś mówi niewyraźnie to nie będzie miał siły perswazji, ani nie będzie potrafił fascynować słowem, a przy okazji ucierpi jego wizerunek.
To prawda. Ale, żeby nie było tak, że ja wyłącznie krytykuję, warto zastanowić się, dlaczego tak jest. Czy w szkole są zajęcia z emisji głosu? Czy my się kiedykolwiek uczyliśmy, jak mówić wyraźnie?
Z kaligrafii są zajęcia, z emisji głosu już nie. A przydałyby się.
No właśnie. Każdy z nas musi sam w sobie wykształcić taką potrzebę, żeby mówić wyraźnie. Najczęściej dzieje się tak, że bliscy zaczynają nam zwracać uwagę – „Jak ty mówisz? Nic nie rozumiem!”. Zamiast potraktować to jako informację, my się jeszcze bardziej zamykamy, na to żeby mówić poprawnie i wyraźnie. Bo kojarzy nam się to z tym, że ktoś nas krytykuje i ocenia.
To podaj nam jakieś proste ćwiczenie, które poprawią dykcję.
Można się modlić. Na przykład odmawiać zdrowaśkę. Bo tam jest wiele trudnych słów i żeby je wszystkie wyraźnie wypowiedzieć, trzeba się jednak trochę namęczyć. Dobry jest też śpiew i wierszyki dla dzieci.