“Jedynym sposobem na przezwyciężenie własnych ograniczeń, niepewności, zazdrości i nieudolności jest tworzenie” – Cheryl Strayed, “Małe cuda”
Mój pierwszy w życiu epizod związany z zaburzeniami nastroju zaczął się w grudniu ubiegłego roku, a dokładnie w jego pierwszym tygodniu, kiedy wydawało mi się, że straciłem wszystko. Na nowo musiałem rozpocząć walkę z nowotworem i rozstałem się z mężczyzną, z którym planowałem ślub. Nie mówię tutaj o obniżeniu nastroju, kilku dniach beznadziei, walki ze stresem i strachem. Mówię o okresie, w którym nie wychodziłem praktycznie z łóżka, byłem emocjonalnie wypalony i niezdolny do tego, żeby zmobilizować się nawet do wzięcia prysznica.
Radość uciekła z mojego życia całkowicie. Przestałem cieszyć się z nowych klientów i zawodowych wyzwań, nie napisałem, żadnego tekstu na bloga, przestałem jeździć na konferencje, robiłem dla klientów absolutne minimum, a potem, po prostu, wczołgiwałem się z powrotem do łóżka. Tak właśnie czuje się człowiek przytłoczony życiem. Na dodatek moje długi, także za nowy biznes, leczenie – urosły, a trzeba było je przecież w końcu zacząć spłacać. Pojawiły się też problemy z nieuczciwymi kontrahentami, biurem księgowym, opóźnionymi fakturami – wszystko to sprawiło, że trudno było mi wyjść z bardzo, ale to bardzo ciemnego miejsca, do którego trafiłem. Pisałem o tym tutaj: https://grzegorzmiecznikowski.pl/wysoka-cena-sukcesu/.
Byłem spłukany. Wtedy też, przeprowadziłem się na jakiś czas do matki do pokoju gościnnego, którego metraż przypomina bardziej izolatkę w zakładzie zamkniętym niż miejsce, w którym trzydziestojednoletni przedsiębiorca, mógłby pracować.
Na przetrwanie
Byłem zmęczony porażką i zdołowany. Wziąłem kilka kiepsko płatnych zleceń, żeby nie umrzeć z głodu. Przestałem rozmawiać z przyjaciółmi i znajomymi. Bo okazuje się, że trochę zdziczałem, nie wychodząc z domu, chcąc pracować w opór, żeby ratować agencję, pozyskiwać nowych klientów i spłacać zobowiązania finansowo w miarę na bieżąco. I tak jakoś przez to w relacje międzyludzkie już nie umiałem już jak kiedyś.
Zamknięty w domu postanowiłem poświęcić czas na na samodoskonalenie się. Czytałem wszystkie „najgorętsze” polskie i zagraniczne pozycje z zakresu marketingu, zarządzania, biznesu, psychologii, motywacji. W trzy miesiące skonsumowałem ponad 50 książek. Niektórych opasłych niczym encyklopedia, niektórych dużo mniej wymagających.
Ale moje życie się nie zmieniło.
Może i poczułem się mądrzejszy i bardziej kreatywny, ale nadal byłem dokładnie w tym samym miejscu. Nie podjąłem żadnych działań żeby zdobywać nowe zlecenia, zarabiać więcej pieniędzy, stworzyć coś, co miałoby wartość dla innych. Zrozumiałem też wtedy, że nie wystarczy chcieć, żeby coś się zmieniło, wizualizować sobie zmian niczym Łukasz Jakóbiak występu u Ellen. DeGeneres. Konsumowałem, zamiast działać. I postanowiłem to zmienić.
Zacząłem:
- pisać zamiast czytać,
- odpowiadać na pytania zamiast je zadawać,
- spotykać się z ludźmi zamiast czatować z nimi na Facebooku,
- edukować zamiast się samodoskonalić.
Ale żeby robić więcej, musiałem także zadbać o swój grafik. Zamiast więc chodzić na siłownię zacząłem ćwiczyć w domu, powiedziałem „nie” połowie spotkań biznesowych, zamiast jeździć komunikacją miejską zacząłem chodzić pieszo, a w czasie spacerów wymyślać, główkować. Dzięki temu po powrocie do domu mogłem przystępować do realizacji pomysłu.
Co się zmieniło?
Zamiast czytać, w 6 miesięcy napisałem ponad 100 artykułów do prasy branżowej, na swojego bloga oraz dla klientów swojej agencji. Zamiast zadawać pytana, wielokrotnie pojawiałem się w mediach jako ekspert odpowiadając na nie. Zamiast samemu się samodoskonalić, szkolę kilka razy w miesiącu innych z mediów społecznościowych, sprzedaży i marketingu. Zamiast wylewać hektolitry potu na siłowni, chodziłem i główkowałem, a dzięki temu schudłem 15 kg i poczułem się lepiej we własnym ciele.
Zastąpiłem większość konsumpcjonistycznych nawyków tworzeniem. Nie mam telewizora, który tylko bez sensu brzęczał. Zamiast chodzić codziennie do restauracji, wolę coś samemu ugotować i tworzyć własne wegetariańskie dania. Zamiast klikać po YouTubie w poszukiwaniu nowej muzyki, sam zacząłem ją tworzyć i śpiewać. Zamiast chodzić po sieciowych sklepach z ciuchami, wolę pójść do second handu i ubrać się fajnie, ale w duchu upcyclingu, ewentualnie samemu coś w tych ciuchach poprawić, doszyć, przeszyć.
I nie znaczy to, że żyję jak pustelnik. Nadal słucham muzyki, oglądam Netflixa, spotykam się ze znajomymi, chodzę do klubów.
I na początku miałem syndrom wycofania, poczucie że jednak może coś mnie omija. Siedziałem przed laptopem przez pół godziny i żaden tekst, żadne zdanie nie chciało wyskoczyć spod moich palców. Może poza kilkoma niewybrednymi wiązankami z frustracji na temat świata i życia.
I też będziesz czuła frustrację. Jednak po pewnym czasie robi się lepiej, a ty zaczynasz myśleć jak twórca. Pomysły same buzują w twojej głowie. A im więcej stworzysz, tym więcej ich się rodzi, a jedynym sposobem na spokojny sen staje się przelanie wszystkich idei na papier. W pewnym momencie, nie możesz już doczekać się, kiedy zaczniesz działać i je realizować. A kiedy wstajesz rano, czujesz zastrzyk pozytywnej energii, dlatego że możesz dać coś z siebie innym. Od samego rana do późnego wieczora możesz pisać teksty na bloga, jeden po drugim. W każdej godzinie dnia zaczynasz dostrzegać nowe możliwości – także te biznesowe.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Po załamaniu często nadchodzi olśnienie. Jak nie zmarnować dobrego kryzysu?
Kiedy czekasz, aż taksówka zjawi się pod blokiem, robisz jeszcze kilka ćwiczeń albo robisz szkic nowego artykułu. A w przerwie na lunch organizujesz sesję pytań i odpowiedzi na Instagramie albo odpowiadasz na pytania na LinkedIn czy Quora.
I ludzie to dostrzegają. Dostrzegają, że dajesz siebie innym. Dostrzegają twoją energię i gotowość do działania. Nowe zlecenia pojawiają się same. Ludzie postrzegają Cię jako osobę pewną siebie, twórczą, aktywną.
Jeśli po tej lekturze straciłaś zainteresowanie konsumpcjonizmem, jesteś na dobrej drodze do podjęcia działań, tworzenia czegoś i zmieniania swojego świata i najbliższego otoczenia. A jeśli wejdziesz na tę ścieżkę, nic Cię nie zatrzyma!
***
Grzegorz Miecznikowski – CEO S Words Agency, ex-dziennikarz, a obecnie szkoleniowiec, bloger, specjalista od komunikacji, optymalizacji sprzedaży i rozwoju biznesu. Communications Geek pełną gębą. Więcej porad znajdziesz na www.grzegorzmiecznikowski.pl.