– Podejmowanie wyzwań to podejmowanie decyzji, które są w zgodzie z naszymi marzeniami, a nie z naszymi lękami – tłumaczy Tara Mohr, amerykańska autorka i coach, która od lat pracuje z kobietami ze świata biznesu, pomagając im odnaleźć się w roli liderek. Swoje doświadczenia zebrała w książce „Podejmij wyzwanie”, w której pisze o roli wewnętrznego krytyka oraz przedstawia szereg praktycznych narzędzi, które pomagają z nim sobie poradzić, a przy okazji wspierają w odnajdywaniu głosu wewnętrznego mentora. To właśnie on pozwala nam realizować śmiałe plany, podejmować wyzwania i wreszcie uwierzyć w siebie.
O tym skąd bierze się w naszych głowach wewnętrzny krytyk, dlaczego warto go wysłuchać, czy może mieć czasem rację oraz, co zrobić, by strach zamienić na odwagę w sięganiu po więcej Tara Mohr opowiada Dagny Kurdwanowskiej.
W książce „Podejmij wyzwanie” napisałaś, że Twoja praktyka coachingowa była rodzajem laboratorium. Rozmawiałaś z wieloma kobietami, które dzieliły się z Tobą swoimi doświadczeniami. Co udało ci się dzięki temu odkryć?
Przede wszystkim to, że te wszystkie wspaniałe kobiety zupełnie nie dostrzegały tego, że są niezwykłe. Nie uważały także, że są gotowe na wykonanie kroku w swoim życiu zawodowym, który tak bardzo pragnęły zrobić albo że mają to, czego potrzeba, żeby zrealizować swoje marzenia. Bardzo często te przekonania w oczywisty sposób były błędne. Zobaczyłam jak wiele z nas umniejsza siebie i lepiej zrozumiałam przyczyny – te zewnętrzne i te w nas – które za tym stoją. Dzięki temu zaczęłam odkrywać, jakie zmiany w sposobie myślenia oraz jakie codzienne nawyki pozwalają nam podejmować ambitne wyzwania, a także, co sprawia, że nasz głos staje się mocniejszy i zaczynamy budować życie, to zawodowe i prywatne, zgodnie z potrzebami.
Piszesz, że twoja książka narodziła się z frustracji i nadziei. Co chciałaś osiągnąć, pisząc ją?
Istnieje cały zestaw potężnych narzędzi, który może w tym procesie kobiety wesprzeć. Moim celem, było właśnie przekazanie kobietom tych narzędzi, by mogły dzięki nim zarządzić swoim lękiem i wątpliwościami, które mają na swój temat. Tak, aby mogły się rozwijać i spojrzeć na siebie w sposób bardziej adekwatny, osiągając przy tym radość i spełnienie.
Wiele inteligentnych i utalentowanych kobie nie dostrzega swojego potencjału. Patrzą na inne kobiety i myślą – Gdybym tylko mogła być taka, jak ona. Dlaczego tak bardzo umniejszamy siebie?
Bo znacznie łatwiej jest porównywać się do innych i koncentrować się na nich, niż spojrzeć na siebie, konfrontując się z własnymi marzeniami. Wprowadzanie marzeń w życie to przecież trudny i żmudny proces.
Z czego to wynika? Jaki wpływ na to zjawisko mają wciąż narzucone nam role społeczne i stereotypy – czy one wciąż wpływają na to, jak siebie postrzegamy?
Zdecydowanie. Większość mojej pracy z kobietami polega na rozpracowywaniu tego, co mają w głowie. Chodzi o to, by zrozumieć, jak ograniczają i powstrzymują nas przed działaniem nasze przekonania, wątpliwości i inne bariery. To nie jest „wina kobiet”, że tak myślą. Te wszystkie przekonania i wątpliwości, które mamy na swój temat to dziedzictwo patriarchatu – mamy je wdrukowane głęboko w naszych głowach. Nawet jeśli postrzegamy kobiety w sposób świadomy, staramy się wzmacniać ich pozycję, jesteśmy feministkami, wciąż nasze widzenie naznaczone jest stereotypami, kulturalnymi normami i medialnymi przekazami.
Pokłosiem tego jest często wewnętrzny głos, który ostrzega – Bądź ostrożna, nie powinnaś tego robić, i tak sobie nie poradzisz. Jak odróżnić to, czego chcemy naprawdę od tego, co powtarza nam wewnętrzny krytyk?
Wszyscy mamy instynkt, który bardzo ciężko pracuje, żeby ochronić nas przed niebezpieczeństwem i pomóc nam przetrwać bez względu na koszty. To pozostałość po naszym „gadzim mózgu”. Ten instynkt dba nie tylko o fizyczne przetrwanie, ale także o nasze psychiczne i emocjonalne bezpieczeństwo – o to, żebyśmy nie odczuwali bólu, porażki, krytyki, byśmy nie czuli się śmieszni, nie doświadczali wyobcowania. Kiedy zaczynamy pracować nad nowym pomysłem lub projektem, zwłaszcza takim, który wymaga od nas wyrażenia siebie, wykorzystania swoich talentów, pokazania swojej wizji – tego nasz instynkt bardzo nie lubi. Dlatego wymyśla różne sposoby na to, żeby nas przestraszyć i pilnować, żebyśmy dalej siedziały w strefie komfortu. Dlatego też powtarza nam, że nie jesteśmy dość dobre, żeby coś osiągnąć. Wie, że z dużym prawdopodobieństwem onieśmieli nas to i zniechęci do działania. A zatem wewnętrzny krytyk, o którym wspominasz to tylko rodzaj strategii, która ma nas trzymać w miejscu.
Czy w takim razie powinnyśmy z nim walczyć, czy raczej uważnie posłuchać, co ma nam do powiedzenia?
Nie lubię słowa „walczyć”? Kto chciałby pozostawać w przemocowej relacji z jakąś częścią siebie? Podkreślę jeszcze raz, że wewnętrzny krytyk to przejaw instynktu dbającego o nasze bezpieczeństwo. Jest niewyczerpanym źródłem autokrytyki – zazwyczaj nie mającej żadnego faktycznego uzasadnienia. Ale robi to wszystko, żebyśmy unikali emocjonalnego ryzyka. Zamiast z nim walczyć, lepiej faktycznie go wysłuchać, uświadomić sobie, czym w rzeczywistości jest ten głos, a potem z empatią powiedzieć sobie: „Słyszę w głowie mojego wewnętrznego krytyka. Faktycznie jakaś część mnie boi się potencjalnego ryzyka związanego z tym, co zamierzam zrobić”. A później możemy mu powiedzieć tak: „Wysłuchałam cię. Rozumiem, że obawiasz się, że poniesiemy okropną porażką i staniemy się pośmiewiskiem, ale zapewniam cię, że o wszystko zadbałam. Nie pozwolę, żeby przytrafiło nam się cokolwiek, z czym byśmy sobie nie poradzili i z czego byśmy się nie podnieśli”.
Zwróć uwagę, że nie radzę, bu powiedzieć krytykowi po prostu – „Hej, będzie świetnie! Nic złego się nie stanie!”. Prawda jest taka, że w przypadku żadnego poważnego przedsięwzięcia nie możesz sobie zagwarantować, że porażka się nie zdarzy. Okłamywanie siebie nic nie da. Znacznie lepiej powiedzieć sobie coś, co jest bardziej zgodne z rzeczywistością – „Nawet jeśli coś strasznego lub bolesnego się przydarzy, w porządku. Damy sobie z tym radę. Warto to zrobić, nawet jeśli wynik jest niepewny”.
Czy wewnętrzny krytyk może mieć czasem ma rację?
Problem z wewnętrznym krytykiem polega na tym, że czasem kieruje naszą uwagę na ważne aspekty problemu, ale robi to w taki sposób, że wszystko staje się oderwane od rzeczywistości. Na przykład, kiedy krytyk mówi ci: „Nie wiesz, co robisz. Nie masz wystarczającego doświadczenia i za chwilę wszystko schrzanisz. Natychmiast przestań i doucz się jeszcze porządnie zanim w ogóle zaczniesz działać”. Jeśli do swoich obaw podchodzimy realistycznie, to, co mówi nam krytyk, powiedziałybyśmy raczej w taki sposób: „Nie jestem pewna, czy przygotowaliśmy się wystarczająco, by osiągnąć cel, który sobie założyliśmy. Czy mam jakiś dowód na poparcie tezy, że nie jestem wystarczająco przygotowana? Pozwól, że chwilę się nad tym zastanowię”. Innymi słowy realistyczne podejście zakłada, że rozpoznajemy problem i tworzymy rozwiązanie.
Jedna z psycholożek, z którymi rozmawiałam powiedziała mi, że kobiety boją się nie tylko porażki, ale obawiają się także sukcesu. Boimy się, że kiedy osiągniemy to, co sobie zaplanowałyśmy, nie udźwigniemy tego.
Instynkt, o którym mówiłam nie lubi niczego, co wyciąga nas ze strefy komfortu – z tego, co jest nam dobrze znane. Nie lubi też niczego, co sprawia, że przestajemy być niewidzialne i zaczynamy się wyróżniać. Sukcesy, które odnosimy także się w to wpisują. Boimy się ich więc nie tylko dlatego, że nie wiemy, czy je udźwigniemy, ale przede wszystkim dlatego, że to kolejna zmiana w naszym życiu, której nasz instynkt chce uniknąć. Jeśli więc wciąż słuchamy wewnętrznego krytyka, efekt jest taki, że nie osiągamy spełnienia, nie cieszymy się z tego, co osiągamy i nie czerpiemy satysfakcji z podejmowania wyzwań.
Rozmawiałam niedawno z moją koleżanką. Jest prawniczką, która robi karierę, ale wciąż powtarza „Czuję, że ciągle nie jestem dość dobra”. Powiedziała też, że dzięki temu ma motywację do ciągłej nauki, zdobywania kolejnych dyplomów. To pułapka, czy może nasz wewnętrzny krytyk potrafi być także niezłym motywatorem?
Z tą motywacją przez wewnętrznego krytyka jest tak, że faktycznie może dać ci napęd do zdobywania kolejnych certyfikatów, bardziej wytężonej pracy, pracy po godzinach, przygotowywania więcej niż ktokolwiek od ciebie oczekuje, podwójnego, a nawet potrójnego sprawdzania wszystkiego. Do pewnego momentu może być to przydatne w rozwoju zawodowym. Ale długofalowo może się to skończyć wypaleniem, wyczerpaniem i stresem. Tak się dzieje, gdy motywacja płynie z wewnętrznej krytyki. Z punktu widzenia rozwoju zawodowego taka strategia ma krótkie nogi. Koniec końców, ludzie nie zwracają się do ciebie po to, żeby dostać tylko perfekcyjne dane lub dopieszczone do granic dokumenty. Potrzebują lidera, który ma ciekawe pomysły, własne opinie, mocny głos, umiejętność inspirowania i porywania ludzi do działania, odwagę, by mądrze podejmować ryzyko oraz siłę wewnętrzną, która pomaga mu podejmować trudne decyzje. Wewnętrzny krytyk nie potrafi nikogo zmotywować do takich działań. A tylko one sprawiają, że podejmujemy wyzwania i gramy o wysoką stawkę.
Czym dokładnie jest to podejmowanie wyzwań?
Definiuję to w ten sposób, że jest to podejmowanie decyzji, które są w zgodzie z naszymi marzeniami, a nie z naszymi lękami. Każda z nas musi już na własną rękę zdefiniować, czym są dla niej te wyzwania, bo tylko my wiemy, jakie są nasze marzenia. W gruncie rzeczy chodzi o wysłuchanie i uszanowanie naszych marzeń, pragnień oraz uczynienie z nich siły napędowej w naszym życiu.
Jaki zatem jest klucz do pełnego rozwinięcia i wykorzystania naszego potencjału?
Nie ma żadnego klucza – i to jest dobra wiadomość. Jest za to wiele różnych drzwi, które w trakcie tego procesu możemy otworzyć. Możesz na przykład zacząć od tego, że posłuchasz i zaufasz swojemu powołaniu. Możesz także zacząć od tego, że nauczysz się, jak w różny sposób można radzić sobie z wątpliwościami i wewnętrznym krytykiem. Możesz także zrobić to, o czym tak dużo piszę w książce, czyli odnaleźć swojego wewnętrznego mentora, który będzie cię wspierał. Wszystkie te sposoby łączy jedno – biorą się z pracy nad sobą.
Co poradziłabyś kobietom, które koncentrują się na swoich lękach?
Po pierwsze, że nie ma w tym nic złego. Tak działają wszyscy ludzie, którzy nie mają narzędzi, by nauczyć się działać inaczej. Strach to potężna siła i jeśli nie pracuje się z nią świadomie, jeśli nie uczy się nią mądrze zarządzać, zawsze wygra. A zatem nie martwcie, bo to nie wasza wina, że tak się dzieje. Zawsze macie przed sobą szansę, by nauczyć się czegoś nowego i zacząć postępować inaczej, pamiętając, że życie napędzane marzeniami jest dużo bogatsze i satysfakcjonujące niż życie w strachu.