Kobieta jedząca popcorn

Dramaty młodej królowej

Dagny Kurdwanowska

Serial The Crown kosztował podobno 100 milionów dolarów. Ta wysokobudżetowa lekcja historii to przede wszystkim pełna rozmachu opowieść o kobiecie na szczytach władzy.

Kiedy masz 25 lat i niespodziewanie awansujesz na królową Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej oraz innych Jej Posiadłości i Terytoriów, to wiedz, że zadanie czeka cię niełatwe. Wprawdzie dwór i rodzina wiedzieli o ciężkiej chorobie króla Jerzego VI i Elżbieta przejmowała coraz więcej obowiązków, wygłaszając przemówienia, uczestnicząc w balach, kolacjach i spotkaniach, to wiadomość o jego śmierci była szokiem zarówno dla niej, jak i dla poddanych. Wstępując na tron w 1952 r. nikt nie przypuszczał, że ta młoda dziewczyna znakomicie poradzi sobie wśród starych politycznych wyjadaczy, a panować będzie dłużej nawet niż rekordzistka, królowa Wiktoria.

Na ekranie postać królowej Elżbiety II pojawiała się kilka razy. Najsłynniejszym filmem jest „Królowa” z oscarową rolą Helen Mirren. Scenariusz napisał Peter Morgan i to właśnie on stoi także za serialem „The Crown”. „Nie zamierzałem robić żadnego serialu. Miałem już dość pisania o Elżbiecie. Ale wtedy zrobiliśmy sztukę „The Audience”, w której pojawia się scena między Elżbietą a 73-letnim Churchillem. Ależ był w niej potencjał! Pomyślałem, że zrobię o nich film. Zacząłem pisać scenariusz i okazało się, że w sumie jej małżeństwo z Filipem to także ciekawa sprawa, więc dodałem i to. Nagle okazało się, że mam materiał na serial” – tłumaczył Morgan w magazynie Variety.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Czy Indiana Jones zostanie zastąpiony przez kobietę?

Do pomysłu szybko udało mu się przekonać Netflix, który wyłożył rekordowy budżet w wysokości ponad 100 milionów dolarów. Podobno, bo Netflix nigdy nie zdradza takich informacji. W pierwszej z planowanych sześciu serii poznajemy młodziutką Elżbietę, która jest w przeddzień ślubu z Filipem Moundbattenem. Cały 10-godzinny sezon poświęcony jest początkom jej panowania – wstąpieniu na tron, praktycznej nauce rządzenia i trudnej sztuce politycznego lawirowania między Churchillem a innymi rekinami, ale także nauce podejmowania trudnych decyzji, także wobec bliskich osób.

„The Crown” to kameralny dramat psychologiczny w wystawnych dekoracjach. I nie jest to bynajmniej zarzut. 7 tysięcy statystów i miliony, które poszły w scenografię i kostiumy robi wrażenie. Zadbano o wszystko, łącznie z tym, że specjalny konsultant major David Rankin-Hunt, który przez 33 lata służył w pałacu Buckingham instruował ekipę w temacie najdrobniejszych detali. To on zwrócił uwagę, że w latach 50. nikt nie witałby się, mówiąc „Morning”. Wszyscy mówili wtedy bowiem „Good morning”. Jak widać liczył się każdy szczegół. Nic dziwnego, w końcu chodziło o żyjącą królową.

Klasyczne kryminały, dramaty policyjne, błyskotliwi detektywi i przebiegli dranie – co warto zobaczyć? Zobacz TOP 5 seriali kryminalnych legalnie w sieci.

Twórcy serialu podeszli do sprawy odważnie, ale i dyplomatycznie. Z jednej strony tworzą złożony portret psychologiczny młodej kobiety, małżonki, matki i władczyni. Z drugiej jednak, pewnych granic nie przekraczają – nie zobaczymy więc odważnych scen łóżkowych z Elżbietą i Filipem w rolach głównych. Dla jednych to zaleta, inni widzą w tym wadę, wytykając, że gdyby chodziło i inną postać historyczną, scenarzyści nie mieliby tyle skrupułów. „Nie wiem, co Królowa powie o tym serialu, ale dołożyliśmy wszelkich starań, żeby nie mogła powiedzieć niczego złego” – wyjaśnia Rankin-Hunt. Póki co Elżbieta II nie wydała oświadczenia w tej sprawie. Być może z wypiekami na twarzy wciąż ogląda kolejne odcinki. Mimo wszystko głowy twórców raczej nie polecą.