Kobieta z misją – dla kobiet walczących z nowotworami

Aleksandra Moskal

Gdy otwierała swój salon urody była młodą dziewczyną z głową pełną pomysłów. Po 5 latach przyszedł kryzys i stwierdziła, że samo prowadzenie biznesu jej nie wystarcza. Zaangażowała się w charytatywną pomoc kobietom, które walczą z nowotworami. Wykonuje zabiegi rekonstrukcji otoczki brodawki sutkowej i permanentne makijaże brwi oraz rzęs, by dodawać kobietom pewności siebie. Poznajcie Karolinę Kędzię, właścicielkę Salonu Urody Capri w Białymstoku.

Proszę powiedzieć, jak się w ogóle zaczęła Pani przygoda
z własną działalnością?

Jako młoda dziewczyna na studiach Zdrowia publicznego zainteresowałam się stylizacją paznokci. Miałam dużo pracy, ale mało czasu. Zaczęłam swoją przygodę jako kosmetyczka na drugim roku studiów. Macierzyństwo i praca zawodowa w gabinecie pochłaniały mnie całkowicie, zaczęło mi w ogóle brakować czasu. Jak moje dziecko skończyło rok, postanowiłam rozwinąć skrzydła i otworzyłam własny Salon Urody Capri w moim mieście Białymstoku. Ta przygoda trwa już 11 lat i cieszę się, że mogę pomagać ludziom.

Co – oprócz chęci spędzania większej ilości czasu z dzieckiem – było dla Pani motywacją do otworzenia
swojej działalności?

Zawsze byłam ambitna. Stawiałam sobie cele i chciałam szybko je zrealizować. Na mojej liście zadań do odhaczenia była własna działalność i jeszcze kilka marzeń, które zaplanowałam w czasie. Dojrzałość związana z macierzyństwem przyspieszyła decyzję o własnej firmie.

11 lat to naprawdę szmat czasu, można spojrzeć na swoją firmę z innej perspektywy. Gdyby miała Pani zrobić retrospekcję, to jak było na początku, w jakim miejscu Pani zaczynała i gdzie jest teraz?

Na początku byłam ostrożna i asekuracyjnie wybrałam współpracę z fryzjerką. Klienci mieli kompleksowość, a ja wsparcie. Po prostu było raźniej. Współpracowałyśmy we dwie parę lat, ale często towarzyszyli nam uczniowie. Pomyślałam więc, dlaczego nie spróbować bardziej się rozwinąć. Zmieniłam lokal, usamodzielniłam się i zatrudniam pracowników. Przed pandemią pracowaliśmy na trzy stanowiska, klientki dopisywały, oferowałam coraz więcej nowych usług i urządzeń. Niestety nastał okres przymusowego zatrzymania i zwolnienia tempa w czasie pandemii. Skutek jest taki, że wyspecjalizowałam gabinet w makijaż permanentny oraz kosmetologię estetyczną, terapię blizn i problemów skórnych.

Co daje Pani prowadzenie własnej działalności?

Prowadzenie własnej działalności daje mi niezależność oraz możliwości. Niekiedy też adrenalinę, bo być przedsiębiorcą to sport ekstremalny. Uwielbiam to jednak – to moja pasja i samorealizacja.

Co by Pani powiedziała sobie sprzed 11 lat, kiedy to otwierała własną firmę?

Powiedziałabym: ,,Karolina, skup się na jednym. Nie oglądaj się za siebie i słuchaj swojego wewnętrznego głosu, płynącego prosto z serca”. Nigdy nie żałowałam swoich decyzji. Jedyne co mogę sobie zarzucić to to, że mogłam zrobić pewne rzeczy szybciej, a nie odkładać na później. 

 

I tutaj chciałabym zatrzymać się na dłużej. Czas naszej rozmowy jest nieprzypadkowy – październik jest miesiącem walki z rakiem piersi, a wiem, jak ważnym elementem Pani działalności jest pomoc kobietom, które się z nim mierzą. Jak się zaczęła ta historia?

Na początku mojej drogi wykonywałam wszystkie zabiegi kosmetyczne. Byłam zmęczona stylizacją paznokci, choć lubiłam te metamorfozy, małe dzieła sztuki na dłoniach. Byłam szkoleniowcem, stylistką rzęs, podologiem, kosmetologiem i linergistką. Byłam bardzo zaangażowana, ale po 5 latach miałam kryzys.

 

Pomyślałam, co da mi więcej satysfakcji, jakie są moje mocne strony i czym się kieruję w życiu?

Postanowiłam pomagać ludziom charytatywnie. Mam duszę artystyczną, niespokojną i jestem bardzo empatyczna, a jedyne co umiałam dobrze robić i sprawiało mi to dużo satysfakcji to makijaż permanentny. Makijaż permanentny daje dużo możliwości, nie tylko estetycznie poprawia nasz wygląd, ale jeszcze pomaga kamuflować defekty związane z przebytymi chorobami, takimi jak nowotwór, alopecia, rozszczep wargi i podniebienia, bielactwo. Wspomaga również przy zmianie płci, zaniku brwi, rzęs czy czerwieni wargowej.

 Co w ogóle Panią skłoniło czy zainspirowało do zaangażowania się w taką formę pomocy?

 Przed pięcioma laty postanowiłam wziąć udział w projekcie Marty Pawlik, krakowskiej linergistki, „makiJAż”  – to ona jest moją mentorką i jej historia. Również inspirujące historie moich klientek i ich rodzin oraz determinacja w walce z chorobą dały mi motywację do działania.

Zabiegi, które Pani wykonuje dla pacjentek onkologicznych wykonuje Pani w ramach działalności charytatywnej. W jaki sposób mogą się do Pani zgłosić?

Panie po mastektomii mogą się do umówić bez żadnych szczególnych zasad. Wystarczy przyjść lub zadzwonić i zarezerwować czas. Wykonuję zabieg odtwórczy otoczki brodawki sutka metodą 3D każdej kobiecie, która chce poprawić swój komfort życia i jest po zakończonym leczeniu.

Makijaż medyczny mogę wykonać na odjętej piersi bez rekonstrukcji. Czyli w sytuacji, kiedy kobieta nie decyduje się na odtworzenie piersi, na implancie, który zupełnie nie posiada brodawki. Także na odtworzonej piersi już z wykonanym przeszczepem słupka sutka, a także zakamuflować lub odtworzyć brakujący fragment.

Niestety zabieg rekonstrukcji otoczki brodawki sutkowej nie jest tak bardzo popularny jak inne makijaże permanentne. Częściej wykonuje rekonstrukcje łuków brwiowych podczas leczenia chemioterapią, kiedy kobiety tracą włosy. Brak brwi i rzęs sprawia dyskomfort, a makijaż codzienny sprawia trudności. Chciałbym, żeby panie nie bały się wyjść i opowiedzieć o swoim problemie. Zabieg jest dyskretny, a daje wiele możliwości.

Bez wątpienia była Pani świadkiem wielu niesamowitych historii kobiet. Czy któraś z nich zapadła Pani szczególnie w pamięć?

Wzruszyła mnie historia kobiety, która była już na emeryturze i opowiedziała mi o swojej chorobie, o tym, jak ciężki i wyczerpujący proces przeszła, a przy tym nie straciła pogody ducha. Chciała walczyć o siebie i żyć pełnią życia, doceniała je.

Otoczenie nie rozumiało, po co robi zabieg odtworzenia rekonstrukcji brodawki sutka. Wahała się. Nawet jej partner pytał ,,po co ci to, tego przecież nie widać’. A jednak tego czego nie widać na zewnątrz ,nie znaczy, że nie widać w środku. Przyszła na konsultację po rozmowie i pokazaniu efektów, zdecydowała się. Zrobiła to dla siebie, żeby dobrze czuć się w swojej skórze. Jej wdzięczność dodała mi skrzydeł, dlatego kocham to robić. To daje niesamowite poczucie samorealizacji i spełnienia.

Zapraszam wszystkich do mojego naturalnego świata piękna!