Kadr z filmu Marsjanin

,,Marsjanin”, czyli jak pozostać pozytywnym w obliczu zagłady

Dominika Jajszczak

Mówi się, że nigdy w historii Oscarów film o tematyce sci-fi nie został wystarczająco doceniony. Czy „Marsjanin“ w reżyserii Ridleya Scotta ma szansę to zmienić?

 

Po filmach takich jak Prometeusz, czy Obcy. 8 pasażer Nostromo widać było, że kosmos skrywa interesującą dla Ridleya Scotta zagadkę. Na ekrany kin wszedł kolejny film w jego reżyserii. Choć przedstawicieli obcej cywilizacji w nim brak, to z Ridleya Scotta etykiety specjalisty od kosmicznych podbojów nie można zdjąć pod żadnym względem.

Tylko troszkę o fabule, bo nie wybaczyłabym sobie, gdybym zdradziła Wam za dużo szczegółów. Astronauta Mark Watney pozostawiony na Marsie musi wymyślić, jak zdobyć jedzenie i picie na planecie, gdzie nic nie rośnie, a deszcze nie pada. Musi także odzyskać łączność z Ziemią i wezwać pomoc. „Ratunek jest 225 milionów kilometrów stąd.” Pesymistyczna wizja? A jednak, bohater się nie poddaje.

Zadanie, które postawił sobie Ridley Scott nie było łatwe zwłaszcza, że wcześniejsze hity takie jak Interstellar oraz Grawitacja poprzeczkę podniosły bardzo wysoko. Jak sprostać oczekiwaniom widza, któremu wydaje się, że widział już wszystko? Jak przełamać stereotypy?

PRZECZYTAJ TAKŻE: 10 filmów o wspaniałych kobietach

Najpierw przypomnijmy sobie filmy związane z wyprawami w kosmos – Armageddon, W stronę słońca, czy Dzień Niepodległości. Zauważalny w fabule każdego z nich jest silnie zakorzeniony motyw ratowania ludzkości. Ktoś zawsze musi poświęcić swoje życie i przy okazji wygłosić mowę o jednoczeniu się wszystkich narodów w walce z wrogiem.

Ridley wywraca utarty hollywoodzki schemat do góry nogami. Skupia się na jednym bohaterze, który zamiast o ludzkość walczy o siebie. W dodatku wystrzega się patosu. Całość okrasza niesamowitym humorem. Ridley Scott i odtwórca głównej roli – genialny Matt Damon wykreowali postać pozornie skazaną na klęskę, która jest w pełni świadoma swojej beznadziejnej sytuacji, ale nadal pozostaje… niesamowicie optymistyczna. Odnajduje w każdym problemie pozytywną stronę. Przy okazji walki o jedzenie szydzi z muzyki disco, uznaje się za pierwszego kolonistę Marsa i każe nazywać się piratem. Niesamowite zestawienie – obca i niebezpieczna planeta kontra wieczny optymista sprawia, że film jest wyjątkowy.

Czy Matt Watney to współczesny Robinson Crusoe? Przekonaj się sam/a!