Agnieszka Krenc

Za dnia pracowała w agencji reklamowej, a wieczorem przy piekarniku

Aleksandra Moskal

O słodkim biznesie skrojonym na miarę, kosztownych błędach i o tym, jak niezwykle ważne jest, by dobrze poznać swojego klienta, rozmawiamy z Agnieszką Krenc. Tą, co kruszy.

Wiem, że próbowałaś w życiu różnych rzeczy – zarówno w kwestii studiów, jak i pracy… I że te ciastka to wypadkowa Twojej ogromnej potrzeby kreatywnego wyżycia się, ale… Dlaczego akurat ciastka? Czemu nie ceramika, rzeźba, malarstwo albo dzierganie na drutach?

Banalna odpowiedź – kocham słodkie i popkulturę. Jeżeli już mam skoczyć na barykady i rzucić złotą klatkę etatu, to niech ten koncept biznesowy będzie mainstream’owy, łatwy w sprzedaży i taki, który będę mogła w 100% dostosować pod Klienta biznesowego, bo tego Klienta po prostu znam. Wiem, że pewnie oczekujesz reakcji w stylu – „kocham rzemiosło i autentyczność”, ale to totalnie nie ja. Te hasła wciąż funkcjonują na jarmarkach pod ratuszem, gdy chcesz sprzedać drożej albo w kat. filcowe torebki na Pakamerze. To trafia do Kowalskiego.

W biznesie musimy oferować silniejsze USP, czyli coś, co Ciebie wyróżni, ale tak naprawdę. Moje znaki rozpoznawcze to cukier, kolor i tailor-made. Śmieję się, że uchodzę za bardzo towarzyską osobę, ale w biznesie totalnie nie widać mojego „ego”: tworzę ciastka, które w 100% nawiązują do haseł kampanii, produktów, korporacyjnych motywów. I to do tego stopnia, że… nawet opakowania są bez mojego brandu. Totalny white-label do słodkich marzeń. Jak widzisz – poprzednie korporacyjne życie ze mnie nie wyszło, nowomowa została 😊

Jeśli do przejścia na swoje przygotowywałaś się od dłuższego czasu i był to misternie realizowany plan, to może zechcesz się nim podzielić? Chyba, że po prostu w pewnym momencie powiedziałaś dość, rzucam etat i będę robić swoje?

Aż taka szalona to ja nie jestem! Przez dobre 1,5 roku lukrowałam po godzinach, a właściwie po nocach – dla bliskich, znajomych, a potem pierwszych Klientów.

Za dnia pracowałam w agencji reklamowej jako new business manager, czyli tworzyłam i sprzedawałam koncepty kreatywne dla nowych Klientów z zakresu strategii, BTL czy social media. A wieczorem – etat przy piekarniku.

Niektórzy sądzą, że mam łatwiej, bo zostawiając reklamę, mam telefon pełny kontaktów. Prawda jest taka, że przez dłuuuugi czas było mi bardzo trudno przestawić się na fizyczną pracę. Przez większość życia pracowałam przy komputerze, w klimatyzowanym biurze, czekałam na owocowy czwartek i byłam na bieżąco z Pudelkiem. Dopiero przy słodkim zderzyłam się z materią pracy na akord, pracy w permanentnym brudzie i totalnej samotności.

 Teraz mam współpracowników oraz panie, które pomagają mi w gorącym sezonie, ale sam początek był dramatyczny. Ja naprawdę miałam jakieś romantyczne wyobrażenie o cukiernictwie, wiesz, takie rodem z filmu „Czekolada” z Juliette Binoche, gdzie pralinki to afrodyzjaki. Teraz wiem, że to absurdalne ciężka praca, nieporównywalna do sklejania slajdów w PowerPoint’cie. Generalnie – moje poprzednie życie to był batonik Milky Way, a aktualne? Czekoladki Merci – czasem trafisz na sztukę z marcepanem i… no niekoniecznie jest smacznie. 😉

Rozumiem, że bilans zysków i strat jest korzystny? Że ten batonik z marcepanem jest wart wysiłku, samotności i nieprzespanych nocy?

Wiesz co, jeszcze tak. Choć pewnie gdybyś spytała mojego Michała, to powiedziałby, że rozwód proponuje 5 razy w tygodniu, bo nie ukrywajmy – nerwowa to ja jestem. 😉

Chociaż nie, on częściej mówi, że jestem niezdrowo nakręcona – musiałabyś zobaczyć mnie w typowy czwartek, o 6-tej rano pod Żabką, gdzie zwijam chodnik. I bynajmniej nie chodzi o hot dog’a czy kawę, a o… spirytus do złotego barwnika.

A już tak bez żartów to powiem Ci, że wciąż twierdzę, że łatwiejsze (choć mniejsze) pieniądze to etat. To jest tak wygodne, chociaż już coraz mniej pewne – z wiadomych przyczyn. Dlatego też nie promuję idei „idź na swoje”.

Początek biznesu to nie kwestia miesiąca, a dobrych kilku lat, inwestycje się nie kończą, a Ty sama masz wyrzuty sumienia, że pozwalasz sobie na pilot i Netflix’a. Bo doprecyzowując – pasję to ja miałam, gdy lukrowałam 5 ciastek dla fun’u. Gdy muszę ich przygotować set lub tysiąc, na czas, to jest to okrutna manufaktura i naprawdę wymagające zajęcie.

Zamień pasję w biznes, a nie przepracujesz ani dnia – kolejny mit do obalenia, co?

Mam wrażenie, że mitów w zakresie prowadzenia własnej działalności można obalać bez liku. Ale ciekawi mnie też, jaki największy błąd popełniłaś w trakcie prowadzenia swojej firmy? Błąd, który jednocześnie najwięcej Cię nauczył.

Oj, mam taki szlagier na swoim koncie, którego przez długi czas bardzo się wstydziłam. Wiesz, uwierzyłam w magię influencerów i magię Instagrama. Wydawało mi się, że jeżeli moje konto na społecznościówce będzie gigantyczne i zaangażowane, to mój biznes będzie się kręcił. Jak szalona wydałam dziesiąt tysięcy złotych na wysyłkę kreatywną do ludzi z pierwszych stron gazet, licząc na to, że pokażą moje dizajnerskie ciastka, a tym samym zostaną moją trampoliną do popularności. Tupet mam, więc kontakty zdobyłam, ciastka dostarczyłam, pojawiło się morze publikacji, ale i… stado klientów, których nie stać na moje usługi. Zorientowałam się, że tym działaniem chciałam pozyskać grupę docelową, dla których – wtedy i dziś – nie do końca mogę pracować.

Ja po prostu w tamtym momencie myślałam jak „agencja reklamowa”, która chce szybko wypromować produkt. Sęk w tym, że źle określiłam tych, do których chcę dotrzeć. Błędy amatora, totalnie. 😉

O wiele prostsze – niż tworzenie ciastek na wesela i chrzciny – jest dla mnie działanie z korporacjami, gdzie znam „dress code” współpracy. Tu nie muszę ścinać budżetów, bo inflacja/mniejszy portfel/klient nie-warszawski. I nie muszę działać w gigantycznej konkurencji, bo tam aktywnie pozyskują pracownie cukiernicze, modne torciary, ambitniejsze piekarnie.

Dzisiaj Instagram i działania w sieci nie są dla mnie priorytetem, bo Klienta pozyskuję na konferencjach marketingowych, poprzez e-mail, prezentację, współpracując z agencjami PR, ale wtedy? Myślałam, że odpalam 5-ty bieg, bo mam agencyjny know-how i wiem więcej niż inni. Wystarczyłoby, gdybym się chwilę zastanowiła, no. 😉

Co jest dla Ciebie największym wyzwaniem w prowadzeniu swojej firmy?

Wciąż nie mogę rozdzielić tych dwóch światów – pracy i życia po pracy. Nie chcę używać tutaj wyświechtanego „work-life balance”, bo już nie noszę biurowego uniformu, ale ja naprawdę wciąż myślami jestem w pracy/idę do pracy/kombinuję co nowego skręcę… w pracy.

A druga rzecz – brakuje mi bezpieczeństwa finansowego, czyli regularnej, comiesięcznej wypłaty. Pracuję w dość zaburzonym rytmie – zarabiam w Q3 i Q4 na kolejne pół roku prowadzenia działalności, która właśnie wtedy się rozkręca. Mimo, że to rozumiem i godzę się z tym – to wciąż mam w głowie tę starą piosenkę, że pensja „powinna być do 10tego”. 😉

A co w takim razie daje Ci najwięcej satysfakcji?

Czuję frajdę, gdy udaje mi się pozyskać marki do współpracy, które są na moim ambicjonalnym szczycie. Wiem, że każdy ma swoje priorytety życiowe, ale ja – od zawsze – zamiast kolekcjonować torebki czy podróże w najdalsze zakątki, wolałam kolekcjonować kampanie dla marek, które mają coś do powiedzenia.

Kiedyś miałam dreszcze przy współpracy z „Rzeczy od Serca” z Allegro i WOŚP’em czy „Podaruj misia” Fundacji TVN. Dzisiaj te dreszcze to ciasteczka dla Swarovskiego, L’Oreal’a, SMEG’a czy LEGO. Nie uwolnię się od tej reklamy, widzisz? 😉

A następne marki ze szczytu marzeń to…? :)

Hmmm… może już nie marki, a realizacje, o. Z zapartym tchem śledziłam ostatnio realizację Biscuiteers dla Harrods’a, który na czas świąt zamienił swoje witryny w piernikową bajkę. Odtworzyli, poprzez słodkie ciastko, kultowe stroje z domu Dior’a oraz sceny z życia projektanta. To było coś. Gdybym dostała szansę na taką imperialną realizację – oszalałabym.

A, czekaj, mam coś jeszcze. Nigdy nie postrzegałam Jej jako „marki”, ale otworzyłaś mi szufladkę i tak – Justyna Kosmala to dla mnie marka i biznesowy top. Marzę o wspólnym projekcie z Tą, która stoi za sukcesem Charlotte, Wozownii i Lupo. Jak podglądam inspiracje Justyny Marią Antoniną i Jej maślane realizacje dla VOGUE czy czarne przekąski dla Ani Kuczyńskiej, to myślę sobie, że takiego Harrods’a rozpracowałybyśmy na piątkę.

Tego w takim razie bardzo mocno Ci życzę! A co – Twoim zdaniem – jest najważniejsze w prowadzeniu biznesu, jeśli rzeczywiście chce się odnieść sukces? I absolutnie nie mam tu na myśli nawyków ludzi biznesu, wstawania wraz z pierwszym pianiem koguta czy słuchaniem jazzu między 13 a 13:15 każdego dnia.

Ha, moje ulubione zagadnienie. Rytualnego kakao nie będzie, ale za to podzielę się tym, co sprawdza się u mnie – INICJATYWA. Uwielbiam to słowo, i to nie tylko w teorii. Bez strategii sprzedaży, czyli pomysłu na to, jak ciekawie dotrzeć do Klienta, nie ma biznesu.

Mój dzień to dziesiątki mejli, prezentacji, video-wizytówek, telefonów. Ja nie czekam – ja zwyczajnie działam, bo wierzę, że jak pierwsze drzwi się uchylą, to zrobi to ktoś kolejny. To bardzo organiczna praca, taka u podstaw.

Oczywiście, jestem do tego świetnie przygotowana, bo mam czym strzelać. Zainwestowałam na początku w to, co dla wielu z konkurencji nie jest tak istotne, czyli sesję zdjęciową, stronę, prezentację, sprzęt fotograficzny. Tym sposobem Klienci nie postrzegają mnie jako „kolejna cukiernia” tylko bardziej „marka osobista”, TA Krencowa.

Jestem inna, bo wykorzystuję swoje mocne strony. Nie zmienia to faktu, że i ja biorę przysłowiowe korki, bo o cukiernictwie nie wiem wszystkiego, a pierwszy piętrowy tort wciąż przede mną. 😉

Kolejny temat, wciąż mocno dyskusyjny to to, czy warto mieć szerokie portfolio produktowe, czyli w moim przypadku – muffinki, bezy, monoporcję i wieżę z pączków. Od samego początku monoprodukt, czyli ciastko z lukrem, to ryzyko. Opanowałam perfekcyjnie jedną rzecz, więc nie ma u mnie wariantu B, C, D. Ale z drugiej strony, łatwiej buduje mi się pozycję eksperta.

Myślę, że w czasach, gdzie wielu otwiera biznes po weekendowym kursie na YouTube’ie, warto się zastanowić nad swoją przewagą, czyli tą „dojną krową”: bycie średnim, ale uniwersalnym, czy wyjątkowym, ale niszowym? Monoproduktem można naprawdę zawojować. Pomaga w tym wspomniana nisza, czyli Twój własny kanał sprzedaży. Bądź tam, gdzie konkurencji jest trudniej, lub gdzie jest wyższy próg wejścia.

Śmieję się czasem, że dziś – każdemu komu marzy się własna cukiernia – doradziłabym: pójdź najpierw do biznesu i zrozum, jak działają korporacje. Wówczas bez problemu stworzysz słodki produkt dla rynku B2B. Działanie „od strony piekarnika” może się w tym wypadku nie sprawdzić. 😉 Oczywiście to rada dla tego, komu nie marzy się cukiernia jak ze snów i pełna witryna, co w tych czasach jest kompletnym szaleństwem, i bez porady od Krencowej.

Jakie własne cechy i umiejętności uznajesz za takie, które pozwalają Ci z powodzeniem prowadzić biznes? A może są też takie, które z jakiegoś powodu Ci przeszkadzają?

Rozmawiasz z tą, którą się nie boi, Ola. Dla wielu to brawura, a dla mnie najważniejsza cecha przedsiębiorcy. Nie marudzę, przychodzę pierwsza do pracowni, wychodzę ostatnia. No dobra – tak naprawdę to wciąż nie mogę z niej wyjść, jestem permanentną pracoholiczką.

Myślę, że moim wyzwaniem na ten rok jest poukładanie KRENCKRUSZY tak, abym nie musiała wszystkiego robić sama. Oczywiście, zdolne rączki do produkcji mam, grafika mam, osoby od wsparcia w marketingu też, nawet chętnych do pakowania tych setek kartoników pod ciastka, ale wciąż nie mogę odejść od stołu i tak do końca zaufać. Non-stop wszystkich poprawiam albo wykonuję pracę za innych, mimo że mam kubek „zrobione jest lepsze od doskonałego”. Paradoks, prawda? 😉 Tak więc kontrola i Zosia-samosia do korekty.

To, nad czym pracuję od zeszłego roku to otwartość na edukację w sieci. Po wypuszczeniu szkolenia online z koleżanką i odcinku w Kuchni Lidla, czuję w sobie taką misyjność akademicką, aby uczyć, dzielić się wiedzą. Nawet jeżeli to tylko lukier, a nie teoria istnienia. Branżowe gadulstwo i pokazywanie tricków, sprawia mi ogromną przyjemność, więc kto wie, może zobaczysz mnie niedługo w nowym wydaniu?

Czy tej brawury i odwagi można się nauczyć? Jest coś, co mogłabyś poradzić kobietom, które ich w sobie nie mają? f

Ola, pytania jak do coach’a, a tu rozmawia z Tobą operatorka piekarnika. 😉

Czas i tak upłynie, pytanie co z nim zrobisz? Dobry research, inwestowanie w twardą umiejętność. Gwiazdorzenie, czyli działania „na przyczajeniu” są dobre na początek, gdy nasza pasja jest w trybie weekendowe hobby. Ale jak już chcesz podjąć się przebranżowienia i na tym zarabiać – mejle oraz samodzielne inicjowanie projektów – to Twój obowiązek służbowy.

Jesteśmy w tak konkurencyjnym otoczeniu, że trzeba działać, ale niestety kosztem wielu rzeczy. Znajomi widzą mnie rzadko, podgrzewam obiady ze wspomnianej Żabki, korporacyjnego Mac’a zamieniłam na komputer z Allegro za 1000zł, a paznokcie to ja „robię” jak muszę nagrać jakiś film na Instagrama. Właśnie wróciłam z pierwszego urlopu po 6ciu latach odkładania na słodkie imperium. I co? Cały urlop przeliczałam na wykręcone ciastka, bo wciąż mam poczucie, że to za wcześnie, że przeholowałam, że uciekły mi 2 zlecenia. Absurd, prawda?

Biznes nie jest dla każdego i kłamie ten, kto mówi, że można powoli, w swoim tempie, bez poświęceń. Dla mnie własna firma to jak dobra dieta. Jak na początku nie chwyci, kiedy jesteś nakręcona karnetem Zdrofit za miliony i dietą z liścia, jak ta waga nie rusza to… motywacja odpuszcza. Dlatego wciąż się spinam i ćwiczę ten mięsień biznesowy, bo bardzo chcę, aby wyszło.

Wiele osób mówi, że nie jestem już na starcie, ale to nie prawda. Wciąż jestem na początku, mimo, że portfolio pełne. A Ty zaproponowałaś tą rozmowę – niech mnie ktoś uszczypnie!

Skąd czerpiesz wiedzę? W jaki sposób uczysz się – oprócz tego, że na żywym organizmie i wspomnianych błędach – przedsiębiorczości?

Wciąż trzymam rękę na reklamowym pulsie. I teraz dostaniesz tu obśmiany wcześniej, biznesowy nawyk – codziennie robię sobie prasówkę, ale nie z branży gastro, tylko z czystego biznesu. Regularnie czytam PRESS, BRIEF, Wirtualne Media, mam pakiet premium na LinkedIn. Interesuję się światem moich Klientów, staram się być na bieżąco z tym, co robią, bo łatwiej wykonać mi wówczas ten pierwszy krok. Chodzę też na konferencje marketingowe, przeglądam laureatów nagród takich jak Effie czy Kreatura.

A dwa – przez to, że jestem trochę na uboczu czystego cukiernictwa, łatwiej mi się zaprzyjaźniać z dziewczynami z tego świata. Mam sporo serdecznych koleżanek z branży, więc tą czystą wiedzę o cukiernictwie, o wyzwaniach par młodych, tym, co sprawia, że jest kolejka do lokalu – „biorę” od nich. Jestem co prawda dla nich trochę kosmitką z tym moim excel’em i ciastkiem z logo, ale – mam nadzieję – czerpiemy po równo ze swojej wiedzy. Często to pokazuję na Instagramie, kibicuję najlepszym pączkom czy tortom, bo tego wciąż mi brakuje w dziewczyńskim świecie. Wzajemnego kibicowania sobie. Magda Mołek powiedziała kiedyś, że chodzi o to, aby wiać ten kolorowy wiatr w skrzydła drugiej. Staram się to robić. 😊

Niech ten kolorowy wiatr wieje jak najmocniej i w twoje skrzydła, Aga!

Agnieszka Krencwłaścicielka pracowni KRENCKRUSZY, w które projektuje i tworzy dizajnerskie ciastka dla takich marek jak Swarovski, Lego, L’Oreal czy NIVEA. Ze swoimi pracami pojawiła się m.in. w Kukbuk’u czy Kuchni Lidla. Osobowość Roku 2022 wg Akademii Tortu. Swoją pracą i pasją dzieli się na swoim Instagramie, tutaj